Londyn nie zmienił się ani trochę od czasu jego wyjazdu. Ludzie wciąż szybkim krokiem przemierzali chodniki, samochody śmigały po ulicach, a chmury przysłaniały słońce. Z melancholią obserwował kamienice i witryny sklepów, a teraz wzgórza i mieściny, które mijali.
- Scorpius znów urósł.
Uniósł koniuszki ust, zerkając
przez ramię na synka, który zapięty w odpowiednim foteliku, spokojnie drzemał.
Chłopiec bardzo przeżywał podróż, a później spotkanie z ukochanym wujkiem.
Kiedy jednak tylko ruszyli samochodem blond główka opadła na bok, a mały znowu
przysnął. Ominął go widok miasta, a teraz pięknych widoków. Przesunął
spojrzenie z dziecka na przyjaciela, który palcami wybijał rytm jakieś ostatnio
popularnej piosenki. Nie tylko Pius się zmienił. Harry również wyrósł od czasu,
gdy ostatnio się widzieli. Z żalem obserwował te niewielkie różnice, które on
zauważał, a które zapewne w codziennym kontakcie z mężczyzną nie były tak
zauważalne. Zwykle, gdy ich odwiedzał był rześki i radosny, a tym razem zdawał
się być rozproszony i zmęczony. Czarne, zmierzwione od ciągłego poprawiania
ręką włosy zdawały się dłuższe niż zazwyczaj. Zielone, podkrążone przez sińce
oczy wciąż stawały się zamglone, gdy Potter na nowo pogrążał się we własnych
myślach. Kilkudniowy zarost dodawał temu obrazowi rozpaczy kolejnej gorzkiej
nuty, ale najbardziej uderzyła go bladość Wybrańca. Harry nigdy nie mógł
pochwalić się opalenizną godną Włocha, jednakże jedynie w stanie całkowitego
wykończenia, można było ujrzeć niebieskie żyłki przebijające delikatną, mleczną
cerę. Teraz Harry wyglądał jak duch. Bardzo zmęczony i zdenerwowany duch.
- Ciężki dzień? – stwierdził
bardziej niż spytał, opierając się wygodniej o zagłówek i wciągając delikatnie
malinowo-miętowy zapach, który unosił się w samochodzie. – Nie wyglądasz, jak
okaz zdrowia.
- Ciężki okres – przyznał,
przewracając oczami i cicho wzdychając. – Prowadzę ostatnio nieciekawą sprawę.
- Tajne przez poufne? – domyślił
się, a krzywy grymas na twarzy Harry’ego potwierdził jego słuszność. Znów
wyjrzał przez okno, przyglądając się, jak
wyjeżdżają z miasta Devon. – Twojej żonie nie będzie przeszkadzał nasz
kilkudniowy pobyt? Naprawdę, moglibyśmy zatrzymać się w hotelu i…
- Nie – uciął stanowczo
zielonooki, płynnie wyprzedzając zieloną toyotę jadącą przed nimi. – Moja żona…
to dość skomplikowana sytuacja. Nie… no cóż, nie wie.
- Nie wie o naszym przyjeździe? –
zdziwił się, parskając cicho na kolejną skwaszoną minę przyjaciela. – Merlinie,
Potter! Czy nie jesteś już na tyle dojrzały, by pamiętać o takim detalu, jakim
jest poinformowanie małżonki o przylocie zagranicznego gościa?
- Nigdy nie rozmawialiśmy o mojej żonie. – Harry zacisnął usta,
wypuszczając powoli powietrze. – Posłuchaj, Draco, to nie jest normalna
sytuacja. Ty… nie chciałeś nic wiedzieć i uszanowałem to.Nie wspomniałem w żadnej rozmowie o nikim. Nie wiesz nic o moim życiu czy
kogokolwiek, kogo wcześniej mogłeś znać.
- To prawda. – Skinął głową,
czując nie pierwszy raz ukłucie w sercu. Umówił się z Astorią, że odejdą od
przeszłości całkowicie. Nigdy z nikim nie poruszą tego tematu, nie będą starali
się dowiedzieć czegokolwiek o swoich dawnych znajomych, o przyjaciołach, o
rodzinie. Pani Malfoy lubiła Harry’ego, który umożliwił im ucieczkę i nie
narzekała na jego odwiedziny, ale również za każdym razem przypominała im obu o
pakcie. Reasumując, Harry miał rację. On naprawdę nie wiedział nic o swoich
najbliższych. Co się z nimi działo, czy założyli rodziny, bądź czy spełniły się
ich marzenia.
- Znam ją?
- Naprawdę teraz zamierzasz
nadrobić siedem lat nieobecności? – Ciemnowłosy uśmiechnął się blado,
zatrzymując samochód i wyłączając światła. Oparł się ciężko o swój fotel,
przyglądając budynkowi po drugiej stronie ulicy. Draco również przyjrzał się
domkowi, który od razu przypadł mu do gustu. Składał się z dwóch pięter oraz
poddasza, a ogród otoczony był żywopłotem. Ciemny bluszcz wspinał się po
ścianach omijając okna, a kończąc przed krawędzią pochyłego dachu. Trawnik
przed głównym wejściem był świeżo skoszony, a ozdobne kwiaty przy dróżce od
furtki do schodków dodawały swojskiego uroku. Dostrzegł kilka drzew oraz sadzonek,
a zza rogu widać było część huśtawki. Światła na piętrze były zgaszone, natomiast na dole widać było ruch domowników.
Przez firanki mógł dojrzeć jedynie sylwetkę kogoś, kto najprawdopodobniej
właśnie przebywał w salonie.
- Dolina Godryka – szepnął, gdy
w końcu jego zmęczony mózg połączył fakty. Był tak zaaferowany przyjazdem tutaj
oraz rozmyślaniem nad własną osobą, że zupełnie nie przyjrzał się miejscu ich
pobytu. Lasek otaczający dom, który pamiętał jako ruinę. Trawa sięgała im wtedy
ramion, żywopłot dziko się rozrósł, a
pokoik na piętrze był całkowicie zniszczony.
Stali przed domem Potterów. I to
nie pierwszy raz.
- Podobno ten dom należał do Potterów od wieków – mruknął, gdy w końcu
milczenie zaczęło mu uwierać. A może poczuł tą przygnębiającą aurę, bądź
ukłucie, na widok załamanego Pottera? Rzucił okiem na stojącą obok Hermionę, która nie odrywała wzroku od pleców
stojącego kilka metrów przed nimi Harry’ego.
- Tak łatwo jest mi wyobrazić ich sobie tutaj… - szepnęła, zagryzając
wargę i rozglądając smętnie wokół. Nie mógł się powstrzymać i wyciągnął rękę by pokrzepiająco dodać otuchy. Ich palce splotły się, a on odruchowo odnotował jak zimne miała dłonie. Minęło osiem miesięcy od kiedy przysypały ją gruzy, a
uzdrowiciele spędzili przeszło cztery godziny na ratowaniu jej życia. Gdyby nie
była TĄ Granger od TEGO Pottera, już dawno by odpuścili. Ale wystarczyło
nazwisko Harry’ego by cała uwaga skupiła się na bladej i zakrwawionej
dziewczynie w jego ramionach. Wciąż czuł to przerażenie jak tego dnia, gdy
wygrzebaną z ziemi i całą ubłoconą niósł do bazy. Czuł jak życie z niej
ulatywało, gdy wysuwała się bezwładnie z jego ramion. Następnie leczenie, jej ciągłe lęki
oraz trudności z powrotem do dawnej sprawności fizycznej. Nie brakowało przy tym problemów
psychicznych. Ale przez te miesiące jego zażyłość z dziewczyną jeszcze bardziej się
pogłębiła. Nauczył się już, że gdy zaciskała szczękę, to przygotowywała się do
karcenia ich dziecinnych wybryków, gdy prawy kącik ust drżał, to z całych sił
starała się udawać poważną przy żartach Rona, a kiedy mrużyła oczy, to po to, by nie mógł wyczytać z nich jej uczuć. Była otwartą księgą. I przy tym
najciekawszą oraz najbardziej fascynującą, jaką miał okazję spotkać.
- Harry był niewiele starszy od Teddy’ego, gdy jego życie legło w
gruzach – powiedział cicho, czując nieprzyjemne ciarki, gdy zrozumiał własne
słowa. I jak prawdziwe były. Jego mały kuzyn, był najsłodszym dzieckiem jakie
kiedykolwiek widział, a przy tym niewinnie radosnym. Nie rozumiał, gdzie znikał jego tatuś, bądź czemu z mamusią nocą zmieniali kryjówki. Cieszył
się za to, na każdym zdjęciu jakie zdobyli od Remusa, bądź cioci Andromedy.
- Czy to nie robi ze mnie potwora, że jakaś mała część mnie nie
chciałaby, by to się zmieniło? – zmarszczył lekko brwi, gdy Gryfonka mocniej
ścisnęła jego rękę. – Skąd mam wiedzieć, że wtedy wszystko by było takie, jakie
jest? Że Harry byłby moim przyjacielem?
- Największą tajemnicą jest właśnie to, jakby wyglądało nasze teraz –
odpowiedział spokojnie, zerkając w smutne, brązowe oczy o złotych cętkach,
które często przykuwały jego wzrok. – Nie robi to z ciebie potwora. Ja też
czasem zastanawiam się, co by było, gdyby mój ojciec nie kazał Severusowi mnie zabrać.
I nie trafiłbym do was. Kim bym był? Potworem. – zadrżał na taką wizję, gdzie nigdy
nie poznałby całej trójki Gryfonów. Czy istnieje rzeczywistość, gdzie nie
spędzałby długich godzin na ciekawych rozmowach z Harrym? Na ciągłym graniu w
szachy z Ronem? Na niepowtarzalnie interesujących go dyskusjach z Hermioną?
Byliby dla niego po prostu Bliznowatym, Wieprzelejem i Szlamą?
Nie.
Nie chciał nawet roztrząsać takich alternatyw.
- Skoro ty jesteś potworem, to ja też. Jak mamy się pogrążyć to razem.
– Uśmiechnęła się do niego tym delikatnym półuśmieszkiem, który ostatnio
rzadko witał na jej buzi. – Dla mnie nigdy nie będziesz potworem.
- A tym bardziej ty dla mnie, panno doskonała – mruknął prychając, gdy
wymierzyła mu kuksańca w żebra. Nie mógł powstrzymać kolejnej kąśliwej uwagi, ale dziewczyna
zwyczajowo rzuciła mu ironiczny uśmiech nim pociągnęła go dalej. Ruszyli za
zielonookim, który wszedł na terem cmentarza. Kolejny raz poczuł nieprzyjemnie
gorzki posmak, gdy oczami wyobraźni ujrzał, zamiast przypadkowych wyrytych
nazwisk te, które były mu bliskie. Astoria Greengrass, Theodore Nott, Pansy Parkinson, Blaise Zabini, Tracey Davis. Codziennie prosił
założycieli o łaskę i ochronę dla swoich przyjaciół. Wyrwał się z ponurych wizji, gdy poczuł spiętą nagle Granger obok. Najpierw
jego serce przyspieszyło, gdy przez sekundę obawiał się, że któraś z kontuzji
powróciła, bądź dziewczynę coś boli. Dwa uderzenia później, ta obawa przesunęła się na Pottera, ale później
dostrzegł ich smutne spojrzenia. Grób jak wiele w takim miejscu, a jednocześnie
całkowicie wyjątkowy.
Lily i James Potter.
- Ściąłem trawę. – Harry przerwał
ich milczenie, drapiąc się po karku z zadumą i w końcu odpinając pas. – Gotowy?
- Mam złe przeczucia… - mruknął,
wychodząc wraz z zielonookim. Rzucił okiem na śpiącego synka, postanawiając
najpierw poznać się z przeuroczą panią Potter, nim wniesie chłopca do środka. Harry już czekał na niego przy furtce i bez namysłu kopnął piłkę w kierunku
drzewa.
- Masz dzieci? – spytał
odruchowo, nim zdążył ugryźć się w odpowiednim momencie w język. Poczuł się znów niczym dureń,
szczególnie na kapryśne spojrzenie Harry’ego, który powstrzymał się od
komentarza i jedynie skinął krótko głową. Stanęli przed dębowymi drzwiami, a
ciemnowłosy ostatni raz niepewnie na niego zerknął.
- Bywa bardzo wybuchowa… -
szepnął, wyciągając rękę w kierunku klamki, ale w tym momencie drzwi się
otworzyły, a oni zmrużyli powieki przez jasne światło padające ze środka. Draco
usłyszał muzykę płynącą z radia, z któregoś z pomieszczeń oraz lecące reklamy w
telewizorze.
- Coś się stało? Czemu nie
zaparkowałeś w garażu? – zapytała od razu młoda kobieta, rzucając Potterowi
zaciekawione spojrzenie i wciągając z sykiem powietrze. – Masz minę winowajcy,
Harry.
- Cóż, mamy gościa? – Harry
skinął na niego głową, a wciąż uśmiechająca się kobieta wyjrzała by na niego spojrzeć. W końcu przyzwyczaił oczy do blasku ze środka i
korzystając z chwili, przyjrzał się damie, która skradła serce jego
przyjacielowi. Miała długie nogi oraz drobną sylwetkę, a czarne, długie włosy
opadały na ramiona. Delikatne rysy twarzy, błyszczące malinowe usta oraz duże,
migdałowe, brązowe oczy. Niewielka blizna przecinała kawałek jej skóry tuż za
lewym uchem, czego nie było widać, ale on wiedział.
Widział przecież, jak się jej
nabawiła.
- Potter – wykrztusiła w końcu,
a ciepły uśmiech, którym dopiero co obu obdarzyła zniknął. Zacisnęła usta w wąską linię, a chłód jej oczu mógłby zmrozić całą Anglię w przeciągu
sekundy.
- Mogę to wyjaśnić? –
zaproponował Harry, ale już po zmęczonym i znużonym tonie, Draco domyślił się,
że mężczyzna wiedział, iż odpowiedź nie będzie zadowalająca.
- Tak. Ale nie dziś –
odpowiedziała stanowczo ze stalową nutą w głosie pobrzmiewającą złowrogo.
Oderwała wzrok od Malfoya, kierując lodowate spojrzenie na małżonka i
zaciskając mocniej dłoń na klamce. – Od kiedy?
- Nigdy nie straciliśmy kontaktu – wyznał po chwili, przymykając powieki oraz pocierając kciukiem
i palcem wskazującym nasadę nosa. – Miałem kontakt z Draco przez cały ten czas.
i palcem wskazującym nasadę nosa. – Miałem kontakt z Draco przez cały ten czas.
- Draco. Widzę, że bardzo dobry
kontakt, jeśli mówisz o nim Draco – prychnęła, ale bardziej przerażający
wydawał się jej spokój, niż gdyby zaczęła krzyczeć. – Tak więc, Harry Potterze,
spędzisz dzisiejszą noc wraz z Draco.
Ale na pewno nie w tym domu.
- Kochanie, czy możemy to jeszcze
omówić? – zaproponował zielonooki, krzywiąc się, gdy tym razem kobieta
zmarszczyła brwi. W jej oczach pojawiły się iskierki dobrze ukrytej wściekłości
i, co bardziej zabolało Wybrańca, bólu
oraz zdrady.
- Nie. Wynoście się. Obaj –
wycedziła szorstko, trzaskając drzwiami tuż przed ich nosami i głośno zamykając
na zamek, by dać im do zrozumienia, że decyzji nie zmieni. Harry przyjrzał się
chwilę klamce, a potem z cichym przekleństwem, odwrócił się i ruszył do
samochodu. Blondyn bez słowa zachęty udał się za nim, zajmując z powrotem swoje
miejsce i zapinając pas. Ciemnowłosy odpalił silnik i wykręcił z uliczki,
przyspieszając dopiero na jej końcu.
- Poślubiłeś… ty i… - Nie
wytrzymał w końcu, wypuszczając powietrze oraz starając się uporządkować myśli.
Rzucił okiem na prowadzącego samochód przyjaciela, który uniósł jedynie brew na
próbę jego wysłowienia się.
- No, złotko, wykrztuś to z
siebie – zachęcił go złośliwie, nie racząc nawet na niego spojrzeć.
- Twoją żoną jest Pansy
Parkinson?! – syknął, nie chcąc tego wykrzyczeć i niepotrzebnie budzić śpiącego
wciąż synka. Tym razem zielone oczy skupiły się na nim na chwilę, nim z
powrotem wróciły na drogę, a licznik przesunął się bliżej setki.
- Naprawdę nawet nie spojrzałeś
na zaproszenie, co? – Harry przewrócił oczami, nawiązując do kremowej,
eleganckiej koperty, którą kiedyś zostawił na stole w mieszkaniu Dracona.
Pamiętał, że walczył długo z pokusą, by chociaż zerknąć na ukryte w niej zaproszenie na
ślub zielonookiego. Nim jednak zdecydował się na ten krok, Astoria zgarnęła ją i wrzuciła do
kominka.
- Nie mam nic na swoje
wytłumaczenie – westchnął w końcu, opadając na oparcie i zgrzytając zębami.
Dopiero teraz tak naprawdę, zaczął odczuwać konsekwencje dawnych uczynków.
On naprawdę nic nie wiedział. O nikim. Nawet o przyjaciołach. Zniknęli z jego
życia, a ten nagle powrócił tu i przewraca ich świat do góry nogami.
- Jeżeli cię to pocieszy, to
miałeś jakiś tam jednak powód. Chciałeś wymazać przeszłość, ale wraz z nią
wymazałeś kilka osób. – Wybraniec zwolnił, kiedy znów pojawiło się kilka domów,
ale nie zatrzymali się. Wjechali na leśną ścieżkę, która prowadziła w głąb lasu
i w którą on sam, by raczej nie skręcił. Ale widać Potter znał lepiej ich cel podróży, więc postanowił zignorować nowe
pytania cisnące mu się na usta.
- Czy to odpowiednia chwila by
zapytać, jak do tego doszło? – zapytał cicho, wskazując palcem złotą obrączkę
chłopaka i krzywiąc się, gdy jedno koło wjechało w dziurę.
- W sumie, to sam nie jestem
pewien. Po prostu… ją pokochałem? – Harry zaśmiał się cicho, ale więcej w tym śmiechu było smutku, niż prawdziwej radości. – Sama ci z
ochotą to opowie. Uwielbia to robić. Oczywiście, większość faktów przekręca, ale nie mogę znów
jej podpaść i zdradzić ci prawdę.
- Nie wydaje mi się, bym miał w
najbliższym czasie usłyszeć jej wersję – przypomniał ponuro, zerkając przez
ramię na Scorpiusa, ale ten wciąż spał. Wyciągnął się, by poprawić chłopcu
kocyk oraz misia, a potem znów wygodnie wyciągnął się na fotelu pasażera. – Wywozisz
nas do lasu i…?
- Plan B – mruknął, wzdychając i
znów na niego popatrując z ukosa. – Przejdzie jej szybciej, niż myślisz. Za bardzo
cieszy ją fakt, że żyjesz, by miała cię teraz znienawidzić. Jest twarda, tylko
nie była przygotowana na taki… szok.
- Wiem – szepnął, spuszczając
wzrok na swoje dłonie. – Kiedyś była dla mnie jedną z najbliższych osób.
- Wiem. – Teraz powiedział to Harry,
wjeżdżając z powrotem na twardą drogę i powoli mijając kilka domków. Draco
przyglądał się im mało zainteresowany, ale w końcu zamrugał, kiedy stanęli
przed ostatnim. Był najbardziej oddalony, na samym końcu drogi, a z każdej
strony otaczał go las.
Jeżeli miałby użyć jednego słowa, by opisać stojący przed nim budynek, użyłby zapewne słowa urokliwy. Miał w sobie bowiem coś z bajki. Może to, jak kwiaty oraz różne rośliny otaczające go dodawały mu tajemniczości, bądź stara wierzba, na której wisiała samotna huśtawka. Zamrugał,
bo zauważył dopiero teraz, że przy furtce stoi już Harry, rzucający mu niecierpliwe spojrzenia. Wyszedł z ciepłego samochodu, wdychając chłodny i przyjemny zapach lasu po deszczu. Dołączył do przyjaciela, który znów otworzył furtkę i poprowadził go pod drzwi, w które dość głośno zabębnił. Dzień powoli chylił się ku końcowi i niebo ściemniało już całkowicie, a Draco nie był pewien, czy mają w zanadrzu plan C.
- Och, Merlinie, otwórz te
przeklęte drzwi!
I nagle, jak za pomocą magicznej
różdżki, drzwi naprawdę się otworzyły. Jednak osoba, która w nich stanęła nie
przypominała ani wiekowego, legendarnego Merlina, ani nie wyglądała na
zaskoczoną, że o tak późnej porze ktoś dobija się do jej domu.
- Harry. – Brązowe spojrzenie
przesunęło się po ciemnowłosym czujnie, a potem spoczęło na nim. Wciągnął
powoli powietrze do płuc, bo przez chwilę zapomniał jak się oddycha. Wpatrywał
się zaskoczony w tak znajome oczy, które nawet nie błysnęły zdumieniem na jego
widok.
- Pansy wykopała nas z domu –
oświadczył stoicko Potter, wzruszając bezradnie ramionami i machając w kierunku samochodu. – A tam mamy małe, niewinne dziecko.
- W porządku – stwierdziła w
końcu, uchylając szerzej drzwi i obrzucając po raz ostatni beznamiętnym
spojrzeniem ich obu zniknęła w głębi domu. Draco nie mógł nawet drgnąć wciąż
oszołomiony miejscem w jakim się znalazł. Dopiero mocne szarpnięcie
zielonookiego, pozwoliło mu ruszyć się z ganku i pójść po syna. Lekko otępiony
wyciągnął małego z fotelika, a potem czekając na załadowanego ich bagażami
Pottera ruszyli do środka. Przedpokój był mały, parę kurtek i płaszczy wisiało na
wieszakach, a kilka par butów stało w kącie. Niepewnie przesunął się za
ciemnowłosym, który bez słowa poprowadził go schodami na piętro, a potem do
pokoju na końcu korytarza. Ułożył Scorpiusa na dużym łóżku, rozglądając się
ciekawie po pomieszczeniu. Ściany miały przyjemny kremowy odcień, a brzozowe
panele dodawały swojskiego uroku. Przy jednej ścianie stała dębowa ściana, a
tuż przy niej wygodnie wyglądający fotel i stolik do kawy. Pod oknem ustawiono
biurko, na którym zapalona była lampka.
- Śpij, kochanie – szepnął do
Piusa, ściągając z małych ramion kurtkę, a później buciki i ułożył na środku
posłania. Okrył chłopczyka kołdrą, a potem zrzucił własny płaszcz na krzesło od
biurka i po krótkim namyśle, postanowił wrócić na dół.
- Gdzie moja koszulka, ta… -
Harry pomachał ręką wokół siebie, stojąc na najniższym stopniu i marszcząc brwi. – No, wiesz która, H.
- Robiłam ostatnio pranie,
sprawdź tam. – Hermiona przewróciła oczami, dorzucając kawałek drewna do
kominka i wpatrując w płomienie z zamyśleniem. Potter pokiwał głową, wbiegając
znów na górę i zostawiając go samego z dziewczyną. Czując się zaskakująco swobodnie,
przeszedł po miękkim dywanie i opadł na kanapę, rozluźniając się powoli. Nie
mógł powstrzymać się, by nie spojrzeć kolejny raz na swoją gospodynię, która
pozwoliła im u siebie dzisiaj zostać.
Zmieniła się. Nie podobało mu się
to ani trochę, ale wyglądała inaczej. Oczywiście, nie spodziewał się by na
nowo spotkać osiemnastoletnią Hermionę Granger, której oczy błyszczały uporem,
a usta wykrzywiały się w ciepłym uśmiechu. Nie spodziewał się, ale i tak poczuł
rozczarowanie oraz ukłucie żalu, gdy o to stała przed nim, ta nowa Hermiona.
- Często się to zdarza? – zapytał
z ciekawością, ale bardziej chodziło mu o to, by znów usłyszeć znajomy głos niż poznać odpowiedź. – Pansy wywalająca Harry’ego z domu?
- Czasem. – Wzruszyła
beznamiętnie ramionami, przechylając lekko głowę w zamyśleniu. – Kiedy
zachowuje się jak kretyn to nie ma co się dziwić. Chociaż częściej kończy się,
że i ona się tu stawia.
Nie mógł przestać ich porównywać.
Tamtej i tej. Starej i nowej. Tamta miała okrąglejszą twarz z zarumienionymi policzkami. Ta miała bardziej widoczne kości policzkowe. Włosy
tamtej, były nieujarzmioną burzą. Loki tej, wyprostowały się troszkę, tak, że
sprężynki się nie kołtuniły. Tamta miała najbardziej błyszczące uczuciami i życiem oczy, jakie kiedykolwiek
miał szansę zobaczyć. Spojrzenie tej, było chłodne, oceniające i ponure. Głos
tamtej, nawet gdy unosił się w gniewie, miał w sobie pewne niepowtarzalne ciepło. Ten był cichszy, smutniejszy.
Co się stało z jego Granger?
Tak.
Jego.
- Gapisz się na mnie – wytknęła
mu w pewnym momencie, obracając gwałtownie twarz w jego kierunku i marszcząc
nieznacznie brwi. Drgnął, bo przez chwilę dostrzegł ten sam blask w jej oczach,
co kiedyś, a sytuacja ironicznie przypomniała mu inną.
- Gapisz się na mnie, Malfoy.
W pierwszym odruchu miał ochotę zaprzeczyć i ją wyśmiać. On miałby się
na nią gapić? Nie oszukujmy się. On to on, a ona to ona i na pewno żadne z nich na siebie
nie patrzy dłużej niż trzeba. Ale tak. Gapił się na nią, jak brzydko i głupio, to nie brzmiało.
Bo nie mógł przestać spoglądać na dziewczynę, która z taką niechęcią przebywała w jego towarzystwie. Która miała czelność okazywać mu w tak
ordynarny sposób brak sympatii i odrazę. Nikt. Nikt do tej pory, aż tak go nie
irytował swoim charakterem jak ta niewielka osóbka przed nim. Bo jak dopiero
teraz zauważył Granger nie była wielka. Na jego wprawne oko mogła mieć z metr
sześćdziesiąt osiem, co czyniło ją trochę niższą od Pansy. Miała duże oczy, które, gdy tylko go
zauważały, zaczynały lśnić niechęcią i złością. Zaciskała usta, bądź wydymała dolną wargę w zabawny według niego
sposób. I zawsze, ale to zawsze, musiała mu się odgryźć. A jego coraz bardziej
bawiła zacięta nienawiść dziewczyny.
- Tak – przyznał, uśmiechając się
krzywo, gdy zdumiona tak szczerą odpowiedzią, uniosła jedną brew.
- To z łaski swojej przestań – warknęła, odwracając się z powrotem w
stronę książki, którą położyła na stole. Draco zdążył się ugryźć w język nim
wykrztusił niezbyt uprzejmą odpowiedź. W sumie zastanowiło go na chwilę to, że
wciąż tu była. Zazwyczaj, co zdążył zauważyć po trzech tygodniach obecności
tutaj, Granger uciekała z pomieszczenia, kiedy tylko pojawiał się w nim również
on. Do tej pory mu to nie przeszkadzało w końcu nie potrzebował jej akceptacji.
Jednak było to niespotykanie upierdliwe dla jego podświadomości. Z Potterem jego relacja rozwinęła się gładko na kształt dobrego koleżeństwa. Jasne,
Potter mu nie ufał i z częściową wzajemnością. Ale w końcu miał Wybrańca przy
sobie, czego kiedyś tak pragnął. I nie marnował czasu. Chciał poznać znanego
chłopca, który kiedyś odrzucił jego przyjaźń. Bardziej zdumiała go zmiana w
zachowaniu Weasleya. On i rudzielec utrzymywali kruchy rozejm, który diametralnie umocnił się
podczas wspólnego grania w szachy. W sumie obaj chłopcy, chociaż najpierw
niechętnie, to jednak teraz z uśmiechem wprowadzili go w rytuał dnia. Jedynie
ona, Hermiona Granger, nie była nawet w jednej części przychylna jego
obecności.
- Nie – powstrzymał uśmiech, kiedy wstrzymała oddech nim znów uniosła
na niego mordercze spojrzenie brązowych oczu. Nikt nie powinien mieć do niego
pretensji, jeśli skromnie miałby coś powiedzieć. W końcu jak dużo rozrywek
można znaleźć na pieprzonej polance w lesie. W samym centrum lasu, gdzie
postawili namiot i rozpalili przed nim ognisko? Co mieli robić? Ciągła tułaczka
zaczynała być żmudna. Potter albo czytał książki o Czarnej Magii, wykradzione z
kamienicy Blacków, albo namawiał go na pojedynki. Z racji jednak jego
trwającego leczenia nie nadawał się jeszcze na poważniejsze sparringi. Weasley
natomiast albo ślęczał nad szachami – co stanowiło akurat miłą odmianę szarego
dnia – albo uciekał do kąta z radiem. Jak teraz. Potter siedział w środku i
wertował książkę, a jego rudy towarzysz słuchał kolejnej audycji. Pozostało mu
więc zacne oraz w miarę fascynujące zajęcie jakim było irytowanie i
doprowadzanie do szewskiej pasji Hermiony Granger. Nie oszukujmy się, ale mało kto, dorównywał mu w tej dziedzinie.
- Oczywiście. Wybacz, zapomniałam, że Malfoyowi obce jest słowo łaska – wypluła niemalże słowa nasączone jadem, a jej policzki kolejny raz
zarumieniły się od gniewu. – Czy ty masz jakiś problem?
- Wybaczam ci, Granger. – Teraz na jego twarzy pojawił się perfidny
uśmieszek pełen samozadowolenia oraz rozbawienia. – I nie. Nie mam żadnego.
- Gdyby nie to, że Harry cię potrzebuje, to wierz mi, że zostawiłabym
cię gnijącego w tamtej piwnicy, Malfoy – burknęła, zatrzaskując książkę i
podnosząc się z ziemi. Skrzywiła się, kiedy on również wstał z konara, na
którym siedział i otrzepał nonszalancko spodnie.
- Kłamiesz, Granger. – Podszedł bliżej, zatrzymując jednak, gdy w
pewnym momencie zrobiła krok w tył. Przesunął spojrzeniem po jej sylwetce zatrzymując wzrok na chwilę na
zaciśniętych pięściach oraz groźnych oczach.
- Słucham? – Normalnie nie powstrzymałby śmiechu na takie
zapowietrzenie się, pomieszane z oburzeniem, ale tym razem się zawahał.
- Nie skrzywdziłabyś skrzata domowego, a co dopiero zostawiła kogoś na zgnicie
w piwnicy. – Uniósł brew, gdy zgrzytnęła zębami, gotowa jak zawsze, bronić
swoich racji. – Zdejmij to.
- Że co? – Zamrugała na tak nagłą zmianę tematu, nie nadążając za jego
myślami. Wykorzystując jej rozproszenie, podszedł jeszcze bliżej, tak, że
spokojnie mógł wyłapać w brązowych tęczówkach złote plamki. Gryfonka
znieruchomiała zaskoczona, rozszerzając oczy, gdy zrobił jeszcze jeden krok.
Wyciągnął rękę chwytając między palce solidny łańcuch i bez wahania rozpinając
go. Uniósł wzrok znad medalionu, który teraz migotał w jego dłoni na twarz
dziewczyny. Zamiast odrazy czy złości, które spodziewał się zastać, dostrzegł
zamyślenie i wciąż zdumienie. Dopiero spostrzegł, jak blisko siebie stali. Jak
nigdy dotąd.
- Lepiej? – Nie czekał na
odpowiedź. Wsunął medalion do kieszeni, a potem minął dziewczynę i wszedł do
namiotu. Dla niego ten moment również był niecodzienny, więc nie dziwił się, że
genialna podobno czarownica się zawiesiła. Zignorował pytający wzrok Pottera
oraz pytanie Weasleya o szachy. Zamiast tego wszedł do klitki, która podobno była jego pokojem i opadł
na kilka koców, które służyły mu jako posłanie. Wbił wzrok w zielony sufit,
wypuszczając powoli powietrze z płuc.
Nie zamierzał się przyznać sam przed sobą, że właśnie z własnej woli
uwolnił dziewczynę z ciężkiego brzemienia, jakim było noszenie wisiora. Gdyby ktoś
zapytał go o to w tym momencie bez wahania odparłby, że zrobił to dla dobra
Pottera i Weasleya. Zdenerwowana i pod wpływem cząstki duszy Voldemorta
Granger, była gorsza niż normalnie irytująca Granger.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że to pierwszy raz, gdy okazał troskę
wobec dziewczyny.
I że kolejne miesiące, odmienią jego spojrzenie na całą tą sytuację.
Bo skąd miał wiedzieć, że w którymś momencie to samopoczucie tej
upartej złośnicy stanie się jego priorytetem?
- Tak – powiedział kolejny raz,
unosząc nieznacznie kącik ust, gdy rzuciła mu nieodgadnione spojrzenie. W końcu
wyprostowała się, podchodząc do drzwi prowadzących zapewne do ogrodu i uchyliła je delikatnie. Drgnął, gdy nagle z ciemności wyłoniły się dwa psy.
Dwa bardzo duże i wyglądające na bardzo głodne psy.
- Koniec spacerku – odezwała
się tym razem delikatniejszym głosem, kucając i drapiąc czarnego, ogromnego
psa po uszach. Tuż za ciemnym pomiotem szatana, kręcił się niecierpliwie drugi,
równie duży, ale o biało czarnym umaszczeniu, a w jego głowie od razu pojawiła
się nazwa rasy. Husky.
- To…
- To Cerber. – Wskazała na rottweilera,
który przeniósł spojrzenie z dziewczyny na niego. Wypuścił powoli oddech, gdy
przenikliwe i zadziwiająco inteligentne oczy psa skupiły się na nim. – A
tamten, to Diego.
- To…
- Spokojnie, nic ci nie zrobią. –
Przewróciła oczami, przechodząc obok husky’ego i opadając na sofę obok niego.
Poklepała dłonią kolano zachęcając tym samym Cerbera do podejścia. Rottweiler
bez sprzeciwu od razu się przybliżył, układając pysk na nogach swojej pani i
przymykając powieki na kolejną pieszczotę. Diego również się podniósł i
przydreptał, wskakując na miejsce obok Granger i tym samym zmuszając dziewczynę do przysunięcia się bliżej niego. Przyglądał
się, jak jedno błękitne, a drugie brązowe oko psa przewierca go, ale po chwili
i on stracił zainteresowanie zbyt zaabsorbowany palcami kobiety, gładzącej jego
futro.
- To duże pupile – dokończył w
końcu, napinając się, gdy Hermiona nawet na niego nie patrząc, złapała jego
dłoń i przeniosła na swoje uda. Cerber musnął jego rękę nosem, za to Diego,
obrzucił go zaintrygowanym spojrzeniem.
- Chciałam tylko, by zapamiętały
twój zapach… - wyjaśniła, wyczuwając jego zmianę nastroju.
Draco skinął głową, nie chcąc wyjaśniać, że jego reakcja nie miała nic wspólnego z dwoma bydlakami, które w innej sytuacji przyprawiłyby go o zawał. Nie. To przez znajome chłodne palce, zaciskające się na jego nadgarstku, gdy podtykała jego rękę swoim ulubieńcom. Przesunął wzrok na jej twarz, unosząc kąciki ust na widok błyszczących oczu.
- Tęskniłem za tym – szepnął,
wykorzystując chwilę, gdy poluźniła uścisk i zmienił ich układ. Tym razem jego palce oplotły jej tak by mogli trzymać się za ręce. Nie
wzdrygnął się nawet, pamiętając, że zawsze miała chłodne dłonie. Jego
jaśniejsze, a jej lekko brązowe.
- Za tułaniem się, od domu do
domu? – Uniosła brwi, rzucając mu nieodgadnione spojrzenie brązowych oczu. Znów
czuł nieprzyjemny ucisk w sercu, bo zamiast iskierek dostrzegał jedynie
odbicie jej emocji.
- Nie. – Ścisnął mocniej jej
dłoń, sprawiając, że spojrzała na ich złączone ręce, jakby dopiero zauważając,
że wciąż się trzymają. – Za trzymaniem cię za rękę.
Dziewczyna otworzyła usta, ale po
sekundzie zacisnęła je mocno. Jej kciuk, niemalże bezwiednie, zrobił niewielkie
kółeczko na wierzchu jego dłoni, tak jak kiedyś. Uniosła trochę głowę,
przesuwając zamglone spojrzenie na niego. Znów chciał zatracić się we
wspomnieniach. Wrócić do tamtych chwil, gdy ich dłonie same się odszukiwały, a
palce szybko splatały. Wtedy nie zastanawiali się, co to znaczy. To był odruch.
Szukali siebie w ciemnościach, bądź kiedy biegli. A czasem po prostu idąc obok.
- Ja…
Nigdy się nie dowiedział, co
chciała wtedy powiedzieć. Jej oczy nagle błysnęły bardziej, a on dostrzegł w
nich przez chwilę dawną siłę oraz ciepło. Jednak, nim cokolwiek powiedziała,
usłyszeli trzask, a po schodach zbiegł Harry. Dziewczyna od razu wyprostowała się, wyszarpując
swoją rękę, a dopiero co żyjące oczy na nowo się zasępiły. Hermiona zacisnęła
drugą rękę na karku Diego, który drgnął, ale widząc Pottera na nowo wygodnie się ułożył.
- O, widzę, że poznałeś już
większość mieszkańców. – Zielonooki opadł na wolny fotel, wyciągając przed
siebie nogi i wzdychając ze znużeniem. Przeczesał leniwie dłonią wilgotne po
kąpieli czarne pukle, a spojrzenie wbił w rottweilera.
- Wybacz – mruknął, marszcząc
brwi oraz nie spuszczając wzroku z przyjaciela. – Przeze mnie ty i Pansy macie problemy.
- Daj spokój, gwiazdko, to nie
twoja wina – Harry uniósł kąciki ust w nieznacznym uśmiechu, przechylając
głowę i wbijając w niego lekko rozbawione oczy. Blondyn skrzywił się na słodki
przydomek, którego użył chłopak, a którym kiedyś wraz z Ronem go gnębili.
Niepotrzebnie starał się pokazać im na niebie gwiazdozbiór smoka. Uśmiechnął
się na wspomnienie ich droczenia się oraz wzajemnego przedrzeźniania, coraz to bardziej wymyślnymi ksywkami. Potter
również wydawał się wrócić na chwilę do wspomnień, ale po sekundzie znów się
uśmiechał i przyglądał mu ciekawie.
- No? – Były Gryfon machnął ręką,
podnosząc się i przechodząc na chwilę do kuchni. Po chwili wrócił do salonu z
trzema butelkami piwa postawił je na stole i zaczął z wprawą otwierać. – Nie
masz już żadnych durnych pytań?
- Mam. Bardzo dużo. – Powstrzymał
się od nieprzyjemnego komentarza, przesuwając znacząco spojrzenie na siedzącą
obok Hermionę. Granger nie poruszyła się i nie odezwała, myślami będąc bardzo
daleko. Machinalnie gładziła miękkie futro Diego, a czasem schylała się by i
Cerbera podrapać za uchem. Znów zerknął na Harry’ego, czując lekkie zaskoczenie
oraz ledwo odczuwalny strach na widok nagle poważnych oczu przyjaciela. Auror stanowczo
pokręcił głową, dając mu do zrozumienia, że ten temat jest zabroniony.
- Myślę, że najlepiej będzie, jak
powoli sam zaczniesz odkrywać wszystko po trochu. Zbyt wiele informacji może
być… przytłaczające – wyjaśnił w końcu, upijając łyk uśmiechając się tym razem
z mniejszym entuzjazmem. – Może lepiej opowiedz, co słychać w odległych stanach?
z mniejszym entuzjazmem. – Może lepiej opowiedz, co słychać w odległych stanach?
*.*.*
Hermiona nie znosiła luster. Za
każdym razem widząc osobę po drugiej stronie miała ochotę zacisnąć powieki i
zniknąć. Nie umiała na siebie patrzeć. Nie widziała siebie. Widziała osobę,
która powinna nie żyć. Wykradła się śmierci zbyt wiele razy by zasługiwać na
tak błahą sprawę jaką było przeglądanie się w lustrze.
A jednak. Każdego poranka po
porannej toalecie oraz rozczesaniu włosów stawała tutaj. Przyglądała się
swojemu ciału. Twarzy. Oczom zbyt mdłym, nijakim. Ustom spierzchniętym,
popękanym. Przyglądała się złamanej kobiecie i jej współczuła.
- Jestem Hermiona Granger. Jestem
Hermiona – szepnęła, obracając się na pięcie i wyrzucając z głowy obraz powtarzającej po niej postaci w lustrze.
Była Hermioną Granger.
Teraz pozostał po niej tylko cień. Złapała zwisającą z krzesła bluzę i wymknęła
się z pokoju. Przeszła obok kilku pokoi, zatrzymując się na chwilę pod jednymi
drzwiami i zaciskając palce na klamce. Miała ochotę zajrzeć do Harry’ego by
szepnąć, że idzie biegać, ale wiedziała, że chłopak uparłby się by jej
towarzyszyć. Zbiegła po schodach, nasuwając na stopy buty oraz cicho nawołując
oba psy. Ostatnio popełniła błąd, że pozwoliła im zostać w domu. Zamknęła za
sobą drzwi, wciągając do płuc chłodne, rześkie powietrze, które od razu ją
rozbudziło. Pochyliła się, rozciągając mięśnie i przyglądając z rozbawieniem jak Cerber stara się przeskoczyć przez furtkę. Po krótkiej
rozgrzewce wyszła na ulicę, a potem w towarzystwie obu czworonogów, ruszyła
powolnym truchtem na brzeg lasu. Bez dłuższego namysłu, ruszyła przed siebie.
Kochała ten las. Ostatnio był jedną z najprawdziwszych rzeczy w jej życiu.
Kochała ten spokój, a jednocześnie chaos, który w nim panował. Przyspieszyła
kroku, zerkając tylko raz przez ramię, gdy Cerber się zatrzymał. Nie czekała
jednak na swoje pupile, bo i Diego, i Cerber umieli ją odnaleźć w lesie, a tym bardziej drogę do domu.
Bieganie pozwalało jej wyrzucić z
głowy wszystkie myśli. Nie musiała znów odtwarzać ostatnich godzin, gdy o to
spotkała kolejny raz Draco Malfoya. Co więcej, pojawił się on po siedmiu latach
milczenia. I jakby nigdy nic, stał pod drzwiami jej domu z Harrym u boku oraz
dzieckiem w samochodzie. Nie zadawała pytań. Oczywiście od razu domyśliła się, że Pansy
nie była zadowolona z męża, który zachował się bezmyślnie. I nie było opcji, by
Harry udał się gdziekolwiek indziej.
Jej dom, był jego domem.
Wróciła dopiero, gdy mięśnie
zaczęły ją palić, a oddech rwał się w piersiach. Uwielbiała doprowadzać swoje
ciało do tej niebezpiecznej krawędzi. Wystarczyłoby jeszcze bardziej
przyspieszyć, dłużej biec i upadłaby z wyczerpania. Zamiast tego wychodząc już z lasu, zwolniła kroku do
szybkiego marszu, rozciągając ramiona i przyglądając, jak równie zadowolone
zwierzęta, dostosowują się do jej tempa. Kopnęła furtkę by ją zamknąć i w
trzech susach przecięła odległość do drzwi. Cerber pobiegł na około, by po drodze zahaczyć o schowany za domem ogród, a Diego bez
zawahania wszedł za nią do domu. Zrzuciła buty, zastanawiając się przez chwilę,
czy ich nie schować, ale tym wzbudziłaby w Potterze jeszcze większe podejrzenia. Wolała wmawiać sobie, że nie zauważy
świeżego błota.
- Kim jesteś?
Uniosła zaskoczona głowę,
odnajdując wpatrujące się w nią niebieskie oczy.
Hej, tak jak sobie obiecałam, komentuję każdy nowy post ;))
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać spotkania Draco i Miony. Genialnie to opisalas, ale spodziewałam się większej ilości emocji. Pansy nie zadajaca pytań, tylko od razu wyrzucająca Pottera i Malfoya z domu. Hermiona przyjęła wszystko bardzo "nijako". Kurde, liczyłam na coś innego, ale może nadal mam w głowie charaktery postaci z Twojego poprzedniego opowiadania. Niemniej jednak rozdział mi się podobał. Bardzo lubię fanfiction, których akcja dzieje się w Hogwarcie, lub gdy bohaterowie są w wieku 16-20, wiec retro sekcje, które pojawiają się u Ciebie bardzo mi się podobają.
Czekam na więcej
Ściskam
Ania
ps. U mnie bardzo słonecznie, można powiedzieć, że zaczęły się prawdziwe wakacje ;)
Cześć!
UsuńCieszę się, że nie tego się spodziewałaś. Właśnie już na początku staram się pokazać różnicę między tymi, a z DJNZ. Bo to różne historie, różne przejścia i troszkę inne charaktery.
Hermiona dużo przeszła. Nie wiemy jeszcze ile.
Draco też nie miał łatwo, a teraz musi się na nowo odnaleźć wśród zawiłych żyć dawnych przyjaciół.
A Pansy i Harry ^^ Noo cóż nie wiadomo jak tam ich małżeństwo wygląda, prawda? Nie dziwię się reakcji Pansy, która po latach bez informacji czy jej przyjaciel żyje nagle znajduje go pod drzwiami z mężem, który niby nic nie wiedział.
Ufff, bo jeszcze retrospekcje będą się pojawiać!
Ściskam ciepło,
Lupi♥
Powroty bywają bolesne...
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że i dla Draco taki się okaże. Nie tylko zresztą dla niego. Decyzja o odcięciu się od przeszłości działała w dwie strony, które teraz przeżywają swoisty szok w zetknięciu z teraźniejszością każdej z osób.
Przyznam, że zaintrygował mnie status związku Harry'ego z Pansy. Cóż takiego jest między nimi, że sam Harry określa ten układ jako trudny? Mam nadzieję, że nieco nam rozjaśnisz te wszystkie tu i teraz - z biegiem rozdziałów.
Podobnie jak i ja do tej pory, teraz Malfoy miał okazję zderzyć się z teraźniejszą Hermioną i poczuć rozczarowanie, smutek (swoją drogą, Granger zachowała się tak, jakby w ogóle jej nie obeszło, że Draco pojawił się po latach; zero emocji, brak nawet wyraźnego zainteresowania jego osobą - jakby wczoraj sobie powiedzieli "cześć" - to najdobitniej pokazuje, że z nią jest coś mocno nie tak). Wielka szkoda, bo z retrospekcji jasno i wyraźnie wynika, że między Granger a Malfoyem było przyciąganie, chemia, z której nie urodziło się nic więcej. Jednocześnie gdzieś tam, w którymś momencie, zostało wspomniane, że Draco już wtedy kochał Astorię, wszystko zatem pozostało w sferze poszukiwania swoich dłoni i oczu, rozmów i wspólnych wojennych przeżyć. Jak to wyglądało w rzeczywistości, szczególnie od strony Hermiony - tego też chciałabym się dowiedzieć. Czy czuła do Malfoya coś więcej niż sympatię i pewną bliskość?
Sporo intrygujących pytań, stąd mocno liczę na retrospekcje z jednej, a na jakieś szczere rozmowy z drugiej strony. Tyle, że te ostatnie nie będą raczej prostą sprawą w obliczu tego, jaka teraz jest Hermiona...
Pozdrawiam i życzę weny do tworzenia dalszego ciągu tej coraz bardziej interesującej historii :)
Margot
P.S. Zerknęłam na poprzedni komentarz, zatem dodam jeszcze, że akurat ja ogromnie się cieszę, że piszesz o dorosłych bohaterach, po latach. Od nastolatków dzieli mnie już taka przepaść wiekowa, że coraz trudniej czyta mi się ficki hogwarckie - mam ochotę nieraz pourywać łby tym nabuzowanym bachorom xD
To zawsze mnie zaskakuje jak czasem coś co staram się pokazać czytelnikom naprawdę do nich dociera.
UsuńFakt. Hermiona Granger nie jest na pewno teraz Hermiona Rowling, Hermiona DJNZ czy nawet Hermiona znana Draco. Jest inna. Czemu? O tym wkrótce.
Jest zimna. Obojętna na wszystko. Nawet kiedy do jej drzwi stuka chłopak z którym kiedyś dużo ja dzieliło nie wywołuje niczego więcej niż pustego spojrzenia. To zauważmy my, to zauważa Draco, ale Harry? Nie przejął się tym a to oznacza, ze dla niego to normalne. Ale czemu?
Pansy i Harry nie będą niczym szokującym tak szczerze mówiąc. Ale ich małżeństwo może okazać się ciekawe.
Dziękuje za kolejny rozbudowany i miły komentarz, bo ostatnio lubie wracać do Twoich slow. Dużo dla mnie znaczą.
Pozdrawiam serdecznie,
Lupi❤️
Czekam z niecierpliwością! Codziennie tu zaglądam i mam ogromną nadzieję że niebawem ukaże się nowy rozdział!!! Pozdrawiam życzę weny��
OdpowiedzUsuńDziękuję ♥
UsuńMuszę nadrobić rozdziały wakacje mnie pochłonęły :P
OdpowiedzUsuńOMG! Harry i Pansy <3 Uwielbiam takie połączenia :D
No i doczekałam się spotkania Draco i Hermiony :D
Love it <3