Hermiona przymknęła powieki, wsłuchując
się w szybkie stukanie po klawiszach klawiatury. Słyszała spokojny oddech
chłopaka, który siedział przy biurku, intensywnie tworząc znany tylko sobie
klucz. Przewróciła się na drugi bok, pozwalając kołdrze odsłonić jej ramiona i
piersi, a potem podparła się na dłoni, by zerknąć na swojego towarzysza. Jego przydługie już włosy, skręcały się na
karku, zdradzając, że zdążył już wziąć prysznic. Pojedyncze kropelki wody spływały
mu po plecach, a ona z apetytem śledziła ich tor. Bezczelny, nie założył nawet
spodni. Siedział w rozkroku na krześle w samych bokserkach i stopami wybijał
jakiś nieznany jej rytm.
— Jakiś postęp? – zapytała, uśmiechając
się, gdy na chwilę oderwał wzrok od ekranu, obdarzając ją pięknym uśmiechem.
Jego przystojna twarz rozjaśniła się, gdy ułożył usta w szelmowskim grymasie.
Przygryzła wargę, bo chociaż przyzwyczaiła się już o jego codziennych dżinsów z
dziurami, porozciąganych bluzek i rozczochranych włosów, to wciąż ujmowała ją
jego chłopięca aura.
— Dużo nie przegapiłaś – westchnął z
żalem, ale jego spojrzenie wciąż błyszczało, gdy przyglądał się jej z
iskierkami w oczach. Hermiona zadrżała, na wspomnienie ostatnich paru godzin,
kiedy to w ramach przerwy, spędzili przyjemne chwile uniesienia. Zacisnęła uda,
czując powracający żar, na samą myśl o jego miękkich ustach na jej ciele.
Przeklęty Ben.
— Przepraszam, że usnęłam – mruknęła,
starając się nie myśleć o szorstkich policzkach chłopaka, drażniących jej miękkie
ciało. Podniosła się do góry, pozostawiając pościel na łóżku i przechodząc nago
do szafy. Czuła na sobie jego kolejne rozpalające ją spojrzenie, ale twardo je
ignorowała. Wyciągnęła zwykłą koszulkę i spodnie, machając na chłopaka
koronkową bielizną, po czym czmychnęła do łazienki. Lubiła to mieszkanie w
centrum Londynu, gdzie zewsząd otaczał ją świat, a do uszu dobiegał codzienny
harmider ulicy.
Uśmiechnęła się, gdy stanęła na podgrzewanej podłodze, rzucając
rzeczy na półkę i weszła z zadowoleniem do ogromnej kabiny. Ron wyśmiewał się z niej, że wybrała to lokum tylko ze
względu na prysznic, bardziej wypasiony, niż jakakolwiek wanna. Wcisnęła
odpowiedni przycisk, a spod podwieszonej deszczówki zaczęła lecieć woda.
Przymknęła powieki, wyciągając do góry głowę, ciesząc się chwilą. W takich
momentach przypominał się jej ostatni wyjazd w tropiki, gdzie kąpali się pod
wodospadem. Uderzające równomiernie strumienie wody masowały ramiona
dziewczyny, a ona w końcu sięgnęła po szampon. Nie zdziwił ją widok Bena wciąż
pracującego nad wtyczką, kiedy owinięta jedynie w ręcznik, stanęła z powrotem w
sypialni. Kopnęła lekko jego dżinsy z dziurami oraz własną sukienkę, którą
rozerwały niecierpliwe palce chłopaka.
— Mam coś – rzucił nagle, a Hermiona
dosłownie w sekundę doskoczyła do niego. Pochyliła się nad hakerem, którego zręczne
dłonie nie przestawały stukać w klawiaturę, a jej oczom ukazał się w końcu szyfr, na który polowali.
Oblizała spierzchnięte wargi, przyglądając się, jak chłopak sprytnie przeszukuje całą bazę.
— Stój – mruknęła, kiedy jej oczom
mignął nieznany szyfr. Patrzyła na wgrywający się obraz, który ukazał im
przestraszoną twarz Susan Rosier. Wpatrywała się w przerażone oczy, zaciśnięte wargi oraz mokre od łez policzki. Niemalże zrzuciła
Bena z krzesła, powoli przeglądając pozostałe fotografie. Na wszystkich była
Susan. Czasem ze szczęśliwą rodziną, czasem sama. Na ulicy, w pracy, w
kawiarni, we własnej sypialni.
— Ktoś ją ciągle obserwował – stwierdził
głucho Ben, wzdrygając się, gdy na sam koniec pokazały się zdjęcia, nieruchomego
już, ciała kobiety. Przytaknęła, przybliżając wycięte na skórze słowa. – To chyba łacina.
— To cytaty z Biblii. Sama je napisała
przed śmiercią. Samobójstwem – przygryzła wargę, lustrując powoli otoczenie
kobiety. Nic specjalnego. Zwyczajna sypialnia, gdzie strzeliła sobie kulkę
prosto w głowę. Jedno z typowych samobójstw ostatnich lat, a jednak zapadło jej
w pamięć.
— Przerażające, to chyba nawet nie
oddaje szaleństwa tej sytuacji – wymamrotał cicho pod nosem, ustępując jej już
całkowicie miejsca i zaczął zakładać spodnie. – Idziemy do Robardsa?
— Tak – westchnęła, zgrywając pozostałe
pliki, a potem sama zaczęła się ubierać. Uśmiechnęła się, kiedy chłopak zapinał
jej z tyłu sukienkę, a ich spojrzenia skrzyżowały się w lustrze. Oparła się o
niego, nie powstrzymując chichotu, gdy objął ją ochoczo, muskając przy tym wargami
odsłoniętą szyję dziewczyny.
— Hermiono…
—
Hermiono!
Zamrugała,
przepędzając z głowy dawne wspomnienia i oderwała wzrok od widoku za oknem. Odwróciła
się powoli, spoglądając na zebranych w gabinecie Harry’ego przyjaciół oraz
samego szefa aurorów. Draco siedział na fotelu, przebrany już w czystą, świeżą koszulę oraz spodnie od garnituru. Elegancką szatę, przewiesił
przez oparcie. Tuż za nim krążył niespokojnie Theodore, przeglądając jakieś
dokumenty i mamrocząc pod nosem niezrozumiałe dla niej słowa, a Harry
przyglądał się mu z lekkim rozbawieniem. Jeszcze bardziej bawiła go jego własna
małżonka, siedząca z naburmuszoną miną na kanapie w rogu, gdzie z przyjemnością
posyłała nienawistne spojrzenia swojej drugiej połówce. Całości dopełniał
Robards, spoglądający przez okno i pijący swoją czarną kawę z kubka,
zupełnie nie zwracający na nich uwagi.
zupełnie nie zwracający na nich uwagi.
Albo
nie zwracający uwagi na pozostałych, bo teraz jego ciemne oczy spoczęły
na niej z dziwną intensywnością.
na niej z dziwną intensywnością.
—
Tak? – Uniosła brwi, gdy zrozumiała, że po raz kolejny zignorowała jego słowa.
Poważna twarz szefa aurorów złagodniała, kiedy stanęła tuż przy nim, a jej spojrzenie zabłyszczało dobrze skrywaną troską.
—
Pytałem, czy wszystko dobrze – westchnął, pocierając nieogolony policzek i zerknął na nią z ukosa. – Już od dawna nie miałaś współlokatora.
—
Nie będę szpiegować Malfoy’a – mruknęła cicho, unosząc kąciki ust w odpowiedzi na
grymas na jego twarzy. – Jeżeli chcesz coś wiedzieć, wystarczy, że zapytasz.
—
Wykroczyłbym poza relację pracownica—szef – zauważył z rozbawieniem, bo ich relacja już dawno temu przestała utrzymywać się na tym poziomie.
Uśmiechnęła się lekko, zaplatając ramiona na piersiach i wyjrzała za okno. — Na dodatek, znam prawdę. Nie potrzebuję więcej dowodów na niewinność Draco.
Wystarczą wasze słowa. Zastanawiałem się nad wprowadzeniem Malfoy’a w sprawę.
Jego nazwisko wciąż otwiera mnóstwo możliwości, szczególnie w tych… mniej
kulturalnych kręgach.
—
Nie chcę go w to wplątywać. Draco ma synka, a dobrze wiesz, że praca nad Siecią
nigdy nie kończy się dobrze – burknęła, zakładając zbłąkany kosmyk za ucho i westchnęła. – Wie o Poecie. Czy to nie wystarczy?
—
Nie dla mnie – odparł chłodno Gawain, obdarzając ją przenikliwym spojrzeniem,
które jak zwykle trochę ją speszyło. Zerknęła na jego kubek z kolorowym napisem
„Szef ma zawsze rację”, który dostał kiedyś od Potter’a. – Możemy o tym
porozmawiać później.
—
Później brzmi dobrze – poddała się, przewracając oczami i wróciła spojrzeniem do przyjaciół, napotykając jednocześnie szary wzrok chłopaka, o którym
rozmawiali. Wygięła usta w krzywym uśmiechu, prostując się, kiedy drzwi
otworzyły się z rozmachem, a do środka weszła oczekiwana przez nich osoba.
Reakcje
były różne. Gawain zachował poważną twarz, a jego usta zacisnęły się z powrotem w cienką linię. Theodore zatrzymał się w pół kroku, zamykając
przeglądaną teczkę i uniósł brwi. Harry podniósł się z sofy, poprawiając
mankiety marynarki, a Pansy prychnęła pod nosem, nie racząc zmienić
naburmuszonej miny na bardziej przyjazną. Jedynie mina Draco wyrażała cień
zaskoczenia, który jednak zniknął równie szybko, jak się pojawił, pozostawiając
chłodną maskę.
—
Wybaczcie spóźnienie, sprawa się przeciągnęła.
Cho
Chang rzuciła swoją torebkę na wolny fotel, a płaszcz podała skrzywionemu Nottowi,
który spojrzał na nią niechętnie za potraktowanie go, jak portiera. Kobieta poprawiła czarne, długie włosy, a jej usta wygięły się w chytrym
uśmiechu, gdy jej ciemne oczy skupiły się na Harrym. W idealnie dopasowanej,
czarnej sukience tuż przed kolano i w niewielkim dekolcie, wydawała się
niemalże niewinna, ale oczy zdradzały prawdziwy charakter i pragnienia
czarownicy.
—
Cieszymy się i tak, że znalazłaś dla nas czas, Cho – przywitał ją Harry,
uśmiechając się uprzejmie i powstrzymał grymas, gdy czerwone usta musnęły jego
policzek. – Wiem, że masz napięty grafik. Twoja asystentka powtórzyła mi to
dosadnie.
—
Och, kochany, dla przyjaciół zawsze znajdę czas. A następnym razem, dzwoń prosto do mnie, nie przez Olgę – Cho puściła aurorowi oczko, poklepując przód jego koszuli i dopiero później skierowała się do Gawaina. –
Miło mi znów z wami współpracować, panie Robards, Hermiono.
—
Naprawdę jesteśmy wdzięczni – odpowiedziała grzecznie dziewczyna, gdy ciemne
oczy Gawaina wciąż wyrażały zawzięty upór milczenia. Jak na szefa całego
Departamentu, charakter miewał dziecinny. Cho uśmiechnęła się lekko,
przesuwając wzrok na Pansy, a potem podeszła do Draco.
—
Malfoy, witamy z powrotem w Anglii! – Chang wygięła czerwone usta w lekkim
uśmiechu, wyciągając dłoń, którą Draco po chwili wahania uściskał. Nie potrafił
ukryć, że obecność Cho Chang była zaskakująca. Równie bardzo zaskakujące było
jej dzisiejsze wydanie. Nigdy nie zastanawiał się, jak mogło potoczyć się życie
tej Krukonki, ale nie pomyślałby o swoim własnym zawodzie. Chang kojarzyła mu
się z ciepłą i zbyt uczuciową osobą, która nie poradziłaby sobie z tak wymagającym zawodem. Jeśli jednak, to po dziewczynę
zadzwonili Potter i Granger, to cóż, wierzył, że jego przypuszczenia musiały
być błędne, a Chang była najlepsza w swoim fachu.
—
Witaj, Chang. Nie powiem, bym to ciebie się tutaj spodziewał – przyznał z
poważną miną, wciąż utrzymując wzrok na zadbanej twarzy kobiety. Cho zmrużyła
lekko powieki, przesuwając po nim krótko spojrzeniem i lekko kiwnęła głową.
—
Ja również jestem lekko zaskoczona tym spotkaniem – podsumowała, posyłając mu
ostatnie spojrzenie nim jej wzrok skupił się ponownie na Harry’m, a uśmiech
zmienił się w bardziej uwodzicielski. – Rozumiem, że to będzie szybka rozprawa?
Wspominałeś, że Draco dostał immunitet, prawda? Czysto oficjalne podsumowanie
przed ławą?
Draco
oderwał spojrzenie od Krukonki, zerkając na młodego aurora, który natomiast odwrócił
głowę w kierunku Hermiony. Dziewczyna przeglądała właśnie jakąś teczkę, unosząc
wzrok znad papierów, by obdarzyć ich skoncentrowanym spojrzeniem. Draco nie
mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu na ten widok. Jak dobrze znał tę skupioną
minę, małą zmarszczkę pomiędzy brązowymi brwiami oraz lekko drżące palce. Wiele
lat temu nauczył się rozpoznawać gesty Hermiony, a teraz z satysfakcją potrafił
je odnaleźć w teraźniejszej, starszej wersji Gryfonki.
—
Trzy lata temu, zeznaliśmy wszyscy na korzyść Draco. Wizengamot oczyścił go ze wszystkich zarzutów, a Malfoy uzyskał status nietykalnego wraz z powrotem do
ojczyzny – Hermiona wyciągnęła teczkę w stronę lekko zaskoczonej Cho, która z ochotą złapała za dokumenty i zaczęła czytać ustalenia najwyższego
magicznego sądu. Sam Draco, cudem powstrzymywał się przed zaglądaniem Krukonce
przez ramię, ale jego ciekawość musiała zostać poskromiona.
– Tak naprawdę, ściągnęliśmy cię tutaj, byś pomogła nam, wydać oświadczenie prasie. Draco razem z Harry’m wypowiedzą się przed Magic Info, ale byłoby miło, gdyby towarzyszyła im szanowana pani adwokat.
Draco
nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy Cho z ochotą przytaknęła, przez co oczy Hermiony rozbłysły satysfakcją.
Rozdział
o wojnie został zamknięty.
A
przynajmniej taką miał nadzieję.
——
—— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— ——
Chłód przeniknął przez cienki materiał swetra, a brak
płaszcza, czy innego wierzchniego
okrycia dał o sobie znać. Mimo nieprzyjemnego mrozu, od którego różowiły
się blade policzki, Draco nie zamierzał
wracać do środka. Zdecydowanie wolał spoglądać w ciemne niebo, upstrzone
wieloma jasnymi punktami. Stęsknił się za takimi widokami, bo na Manhattanie o czymś
takim, mógł tylko pomarzyć.
Ubiegłe dni odbiły się echem na jego zdrowiu psychicznym
bardziej, niż mógł przypuszczać. Po nocy spędzonej w areszcie i wydanym potem oświadczeniu,
jego życie zawirowało na nowo. Nie musiał już ukrywać swojego powrotu do
Anglii, a jego grzechy zostały wybaczone. Na upartego, mógł zaczął życie na nowo.
Wraz ze Scorpiusem i swoją matką, mogli przeprowadzić się do jednej z posiadłości Malfoy’ów, bez śladów obecności ponurej przeszłości. Scorpius mógłby dostać całe skrzydło dla siebie, a prywatni nauczyciele rozpoczęliby wprowadzanie go w przygodę z magiczną edukacją. Uzyskałby najlepsze wykształcenie i przygotowanie przed Hogwartem, będąc rozpuszczonym do granic możliwości dziedzicem Malfoyów.
Potrafił sobie wyobrazić pobudki w rezydencji, leniwe
poranki oraz popołudniowe herbaty z matką. Obserwowanie jak Pius dojrzewa,
dorastając w bogactwie i rozpuście, ucząc się, jak dumnie reprezentować ich rodzinę. Scorpius w
najlepszych szatach, ułożonych włosach oraz schludnej postawie. Tak powinien
wyglądać jego syn, spadkobierca rodzinnego brzemienia.
— Ubrałbyś się. Dopiero odzyskałeś wolność, a już pchasz
się do Munga z zapaleniem płuc? – Pansy pojawiła się w zasięgu jego wzroku, a wraz z nią
powiew wanilii z wypieków. Młoda kobieta obdarzyła go jednym ze swoim uważnych
spojrzeń, siadając na wolnej huśtawce obok niego i westchnęła z zadowoleniem.
— Złego diabli nie biorą
— odpowiedział lekko, powracając spojrzeniem do rozgwieżdżonego nieba. –
Ty natomiast ubrałaś się, jak na biegun północny.
— Niestety, miałam już nieprzyjemność bycia chorą w domu
z trójką dzieci i przepracowanym mężem. Zdecydowanie nie polecam – Pansy odepchnęła się stopami
od ziemi, wprawiając huśtawkę w ruch i również zerknęła w kierunku nieba. –
Pamiętasz wakacje w Cashel? Moi rodzice pozwolili nam spać na zewnątrz, w ogrodzie, a my nie mogliśmy przepuścić takiej okazji. Leżeliśmy na dworze,
wpatrując się w gwiazdy, a cały świat przestał istnieć.
— Do momentu, w którym spanikowałaś i uciekłaś do środka,
pozostawiając mnie samego – dodał z rozbawieniem Draco, uśmiechając się do
wspomnień.
— Och, dałbyś już spokój. Naprawdę słyszałam coś w
krzakach! – żachnęła się była Ślizgonka, kręcąc lekko głową. – Ale wiesz, o
czym wtedy myślałam? Że tak będzie już zawsze. W ciemności, czy chłodzie, w
dobrych czy złych momentach… my będziemy razem. Na zawsze.
Ostatnie słowa odbiły się echem w sercu Draco, który
przekręcił głowę, by spojrzeć w lekko smutne, brązowe oczy. Pansy odwzajemniła spojrzenie, opierając skroń o łańcuch huśtawki i delikatnie się uśmiechnęła.
— I chociaż nie możemy zmienić przeszłości, a decyzje,
które podjęliśmy ukształtowały naszą teraźniejszość, to chciałam ci powiedzieć,
że cię kocham, Draco. Kocham cię i wybaczam ci twoją ucieczkę – dorzuciła
cichym głosem, wzruszając przy tym lekko ramionami. – Cokolwiek, by się nie
wydarzyło, nawet jeśli znikniesz ponownie na parę lat… zawsze możesz do mnie
wrócić. A ja zawsze będę na ciebie czekać. Jesteś moim najlepszym przyjacielem,
a najlepsi przyjaciele wybaczają i akceptują nasze błędy i decyzje.
— Och, Pansy, zrobiłaś się strasznie ckliwa – Draco
odwrócił wzrok, by ukryć wzruszenie, które odebrało mu mowę. Spodziewał się większej
awantury, bądź długiego wyczekiwania, by uzyskać wybaczenie przyjaciółki. Jak zwykle jej nie docenił. Pansy była aniołem o dobrym sercu, które chowała za pokerową
twarzą i zimną postawą.
Przynajmniej taka była kiedyś.
Teraz widział szczęśliwą mężatkę
i spełnioną matkę, która nie kryła się ze swoją radością.
— To wina Pottera. Nawet nie wiesz, jaka z niego ciepła
klucha – burknęła Pansy, kaszląc cicho, by ukryć własne roztkliwienie. Draco
zaśmiał się cicho, kręcąc głową, gdy pani Potter wywróciła oczami, czysto w
stylu swojego męża.
— Pansy? Jesteś szczęśliwa? Wyglądasz na radosną, ale
chciałbym to usłyszeć – powiedział spokojnie blondyn, zyskując tym samym lekko
litościwe parsknięcie przyjaciółki.
— Nigdy nie spodziewałam się, że moją definicją szczęścia
będzie Potter i cała ta rodzinna otoczka, ale… — dziewczyna wzruszyła ramionami,
uśmiechając się szeroko i wstała z huśtawki. – Ale nie umiem sobie wyobrazić
szczęśliwszej wersji Pansy Parkinson. Może to dziwne, ale mimo gorszych dni, tych ciężkich, kiedy
nic nam nie pasuje, a wszystko irytuje… nawet wtedy jestem najszczęśliwszą
wersją samej siebie. Bo mam cudownego męża, piękne i zdolne dzieci,
niezastąpionych przyjaciół, a teraz również mojego najlepszego przyjaciela
blisko siebie. To jest moja definicja szczęścia. Jaka jest twoja?
— Pius – odpowiedział krótko, marszcząc brwi na cichy
śmiech przyjaciółki. – No co?
— Draco, kochanie, bycie rodzicem jest naprawdę wyjątkowe
i dodaje wartości naszemu życiu, ale człowiek potrzebuje również swojego
własnego, samolubnego szczęścia. Osoby, z którą będziesz dzielić radosne i smutne
chwile. Scorpius jest fantastycznym dzieckiem, ale to inny rodzaj miłości i szczęścia. Pomyśl raczej, z kim chciałbyś cieszyć się z jego sukcesów, komu powierzyłbyś
opiekę nad nim i do kogo zwróciłbyś się po pomoc, jako pierwszego. Kto nasuwa
ci się na myśl, gdy myślisz o swoim samolubnym szczęściu?
— Chyba przesadziłaś z tym grzanym winem, kochanie – stwierdził cierpko Draco, odwracając
wzrok od przenikliwych oczu przyjaciółki, która westchnęła jedynie, nim powróciła do domu, zostawiając go samego na mroźnym powietrzu pod
rozgwieżdżonym niebem.
—— —— —— ——
— Zawsze marzyłam o takich wieczorach.
Draco uśmiechnął się leciutko, kiedy Pansy zatrzymała się
w progu tuż obok niego. Oboje skierowali spojrzenia w głąb pokoju, gdzie na
jednym z foteli siedział leniwie Harry. Najgenialniejszy auror Londynu, śmiał
się głośno z kolejnych wygłupów dzieci, które dostarczały im wszystkim mnóstwa
rozrywki. Mały Regulus od godziny spoczywał na sofie pod puchatym kocykiem,
drzemiąc w najlepsze, podczas gdy pozostali chłopcy dotrzymywali im
towarzystwa. James właśnie podskakiwał do góry i starał się przedstawić pozostałym osobom jakąś rzecz, albo postać, machając
przy tym rękoma, jak opętany. Draco naprawdę był pod wrażeniem, jak wiele
energii miał w sobie ten kilkuletni brzdąc. Nawet żywiołowy Pius wymiękał przy
Potterze, który był wiecznie entuzjastyczny i pełen wigoru. Scopius obecnie
półklęczał na podłodze, ze skupieniem obserwując małego Jamesa i starał się odgadnąć hasło.
Jego jasne kosmyki sterczały na wszystkie strony po godzinach zabaw z dziećmi. Blade policzki miały zdrowe rumieńce, a ślad po gorącej czekoladzie znaczył jego brodę. Tuż za jego synem siedziała Hermiona, popijająca leniwie grzańca. Brązowe loki zaplotła na czubku głowy, odsłaniając szyję, a Draco nie mógł pozbyć się ochoty złożenia pocałunku na wgłębieniu, tuż przy obojczyku. Hermiona śmiała się równie radośnie, co pozostali, przypominając w końcu jego Granger. Lekko zamglone spojrzenie skrzyżowało się z jego, a on nie mógł powstrzymać się przed cichym westchnieniem.
Była piękna.
— Jakich? – zapytał w końcu, gdy Pansy poruszyła się
niecierpliwie tuż obok niego. Niestety Hermiona skupiła się na nowo na grze,
wiwatując, gdy po paru minutach myślenia, Teddy odgadł hasło. Chłopiec właśnie
losował własną zagadkę do pokazania, przybijając jednocześnie piątkę z bratem.
— Takie nudne wieczory z twoją i moją rodziną.
Plotkowanie o rodzicielstwie, pampersach i wspominanie starych, dobrych lat –
westchnęła z satysfakcją Pansy, zaplatając ramiona na piersiach. – Brakuje
tylko szczeniaczka.
Draco zachichotał, czując w środku ciepło na myśl, że
Hermiona była nazwana jego rodziną. Cóż, równie dobrze Pansy mogła zaliczyć ją
do rodziny Pottera, ale myśl, że dziewczyna mogła być jego partnerką była naprawdę znośna. I kusząca.
— Poproś Świętego Mikołaja, może ci przyniesie –
zażartował Draco i powracając spojrzeniem do ich rodziny, poczuł przyjemny,
wewnętrzny spokój.
Wkrótce dwoje przyjaciół dołączyło do zabawy, wzbudzając
tym jeszcze większy entuzjazm u dzieci. Minuty mijały szybko, a wraz z upływem
czasu, głosy chłopców robiły się coraz bardziej senne. Po dwóch godzinach nie
zostało im nic więcej, niż ubrać na wpół przytomnego Scorpiusa, pożegnać przyjaciół i szybko przemknąć
do samochodu, nim mróz zdołałby zaatakować ich rozgrzane ciała.
Draco nie powstrzymał uśmiechu, który cisnął mu się na usta, gdy Scorpius usnął, nim ruszyli spod Potter’owego podjazdu. Nie musiał czekać długo, by Gryfonka, siedząca na miejscu pasażera podzieliła los chłopca i odpłynęła do krainy własnych snów.
Draco wrócił myślami do wcześniejszych przemyśleń na
temat wychowania i przyszłości młodego Malfoy’a. I mimo, że może dla niektórych, ta pierwsza
wersja byłaby odpowiedniejsza, on sam nie umiał wyobrazić sobie chłopca w
tamtym wyobrażeniu. Uwielbiał obserwować roztrzepane włosy młodego, ubrudzone
czekoladą policzki, kiedy podjadał słodycze z Hermioną.
Widział przyszłość Scorpiusa u boku swojego i Hermiony.
Bo to dziewczyna obok niego była jego własnym, słodkim
szczęściem, którym nie chciał dzielić się z innymi.
—— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— ——
Draco zapomniał już, jak to jest być w centrum uwagi. Od
najmłodszych lat skupiał na sobie całą atencję arystokratów i śmietanki
towarzyskiej, dorastając pośród szmerów plotek i pogłosek. Hogwart przyniósł
kolejne doświadczenie, a jego każdy ruch był obserwowany przez przyjaciół, jak i wrogów. W trakcie wojny, posmakował
uwagi od samego Voldemorta, a później nieufnych rebeliantów, kiedy to
podróżował ze Złotym Trio. Jednak Stany Zjednoczone pozwoliły mu w końcu odetchnąć, mógł uwolnić się od plotek, niedorzecznych historii, czy niemiłych spojrzeń.
Tęsknił za byciem nikim.
— Przestań.
Hermiona posłała mu spojrzenie z ukosa, gdy nie mógł
powstrzymać się przed zmrożeniem wzrokiem kolejnej kobiety, która wpatrywała się w niego, jak w malowane cielę. Nie spodziewał się, że wypad na ulicę Pokątną po zakupy,
przyniesie mu tyle nerwów i zmartwień. A od kiedy pojawili się na magicznej
ulicy, nie mógł się odgonić od ciekawskich pomruków ludzi dookoła nich.
— Przecież nic nie zrobiłem – żachnął się, ignorując
znaczącą minę Hermiony, która kręciła głową z politowaniem. – Nie mogą się skupić na czymś innym?
— Jesteś newsem miesiąca, oczywiście, że nie mogą cię
zignorować – odpowiedziała lekko dziewczyna, przeglądając dalej półki z
książkami, poszukując wybranej przez siebie lektury. Draco westchnął,
przekrzywiając głowę, by zerknąć na Piusa, który z zaintrygowaniem oglądał książeczki dla małych czarodziei.
— Mam nadzieję, że nie przeniosą nienawiści na młodego –
szepnął cicho, tym samym sprawiając, że brązowe oczy skupiły się kolejny raz na nim.
Granger wpatrywała się w niego z zamyśleniem, a on przez chwilę nie miał pewności, czy pogrążyła się we własnych myślach i go nie słyszała, czy też myślała nad odpowiedzią. Jednakże orzechowe spojrzenie przesunęło się na młodszego Malfoya, a ona lekko skinęła głową.
— Nienawiść? Cóż, nie będę ci mydlić oczu, Draco. Jasne,
że znajdzie się wielu takich, co na ciebie spluną, ale nie każdy cię
nienawidzi. Harry powiedział w ogłoszeniu, że podróżowałeś z nami, a Ron to potwierdził. Ludzie kochają
Harry’ego, a skoro on nazwał cię bohaterem i swoim przyjacielem… — mężczyzna
zmarszczył brwi, lekko zaskoczony tymi słowami. Jednakże Hermiona wzruszyła
tylko ramionami, nie dodając już nic
więcej. Podała mu kolejną książkę, którą koniecznie chciała kupić. W końcu, po następnych długich minutach, opuścili księgarnię z trzema książkami dla dziewczyny i pięcioma mniejszymi
lekturami dla Piusa. Chłopiec był wyraźnie oczarowany Pokątną, podbiegając do każdej wystawy, aby obejrzeć galerię. Wkrótce portfel Draco znacznie zelżał,
a w ich posiadaniu pojawiły się eleganckie szaty dla Piusa (w końcu był młodym
czarodziejem), kociołek dla młodych alchemików (w końcu prawdopodobnie
odziedziczył talent po ojcu), parę łakoci (które Draco musiał schować przed
lepkimi rękami syna, ale też i Granger).
— Czy to jest…?
— Ano, jest – Hermiona uśmiechnęła się z dumą i
szczęściem, gdy zatrzymali się przed sklepem, którego wielkość zaskoczyła
Draco. Pamiętał jeszcze, że w 1996 roku, sklep ten mieścił się w szarej, zwyczajnej kamienicy.
Parter był zarezerwowany dla klientów, a góra dla właścicieli. Teraz natomiast, ta szara, stara i zabytkowa kamienica, odzyskała swój dawny kunszt i piękno. Nie widział już brudnych okien i odrapanych ścian, a tynk i cegły nie kruszyły się na chodnik. Dobrze pamiętał, że przybytek ten wyglądał śmiesznie i groteskowo na tle opuszczonych i zaniedbanych sklepików, tejże kamienicy. Teraz jednak, nie mógł doszukać się ani brudu, ani groteski. Zamiast tego, widział piękny budynek, przed którym tłoczyły się tłumy młodych czarodziejów oraz małych dzieci.
Magiczne Dowcipy Weasley’ów, okazały się jednym z
najbardziej popularnych punktów na ulicy Pokątnej. Sklep rozrósł się na tyle,
by właściciele odkupili całą kamienicę i przejęli zamknięte sklepy na własność.
Oczy Draco wędrowały po kolorowych witrynach z wystawami przeróżnych zabawek i gadżetów.
— Wchodzimy? Uwierz mi, że od środka robi jeszcze większe
wrażenie – Hermiona obdarowała go słodkim uśmiechem, a potem nie czekając na
jego odpowiedź, pociągnęła obu Malfoyów do środka.
Od wejścia uderzył go zapach słodyczy, a śmiechy i krzyki
dzieci, zaatakowały jego uszy. Od środka sklep wydawał się nawet większy, niż
od zewnątrz, a liczne barwy i wzory mogły wywołać oczopląs. Mimo wszystko, Draco był zachwycony. Między nimi przebiegały dzieci, starające się namówić rodziców na zakup nowych
zabawek, które kusiły swoją oryginalnością.
— Hermiona! Ach, już dawno cię nie widziałam! – Granger
odwróciła głowę, a blondyn podążył za jej wzrokiem, by zauważyć młodą kobietę,
która szła energicznie w ich stronę. Fioletowe włosy, związane w dwa małe koczki na czubku jej głowy,
przystroiła brokatowymi gumkami, a ozdobna tiara spoczywała na jej głowie.
Dziewczyna ubrana była w spodnie, które ozdobiła tasiemkami. Jedynie górna część
jej ubrania była zwyczajna. Firmowa koszulka sklepu z plakietką, zawierającą
imię dziwacznej ekspedientki – Fiona.
— Cześć, Fi. Ciebie też miło widzieć! – Hermiona
uśmiechnęła się szeroko do dziewczyny, której uwaga przeniosła się na jej towarzyszy. – Fiona, poznaj
mojego przyjaciela Draco i jego synka, Scorpiusa.
— Witajcie w najlepszym, najfajniejszym i
najsuperekstramega sklepie! – Fiona zerknęła na lekko zestresowanego chłopca,
który starał się skoncentrować na dziwnej nieznajomej, chociaż jego uwagę przyciągały latające samolociki nad sufitem. Chłopiec pierwszy raz mógł podziwiać takie pokazy magii i sztuczek w swoim życiu, bo przez większość dzieciństwa nie miał zbyt wielkiej styczności z magicznymi korzeniami. Wiedział o świecie magii, i wiedział, że nie wolno o
tym rozmawiać z każdym. Ale zupełnie nie wiedział, że w niektórych miejscach
magia mogła być czymś zupełnie normalnym. A ten sklep był wszystkim co
ukazywało, jak f a j n a była.
— Nie ma takiego słowa, jak najsuperekstramega –
stwierdził cicho chłopczyk, rzucając nieznajomej zaciekawione spojrzenie, nim
jego wzrok przyciągnęła następna zabawka. – Tata cię nie nauczył?
— Czemu nie ma? – zapytała niezbita z tropu Fiona,
unosząc brwi i przekrzywiając przy tym głowę. – To miejsce jest tak fajne, że
zwykłe słowa go nie opiszą. Prawda, Mia?
— Prawda – poparła koleżankę Hermiona, uśmiechając się pokrzepiająco
do młodszego Malfoy’a. – Zastaliśmy może właścicieli?
— Są na zapleczu. Zawołam ich, a wy się rozgośćcie! –
Fiona rzuciła im kolejny szeroki uśmiech, a potem gdzieś umknęła. Draco, który
był średnio zainteresowany całą rozmową, kontynuował rozglądanie się w terenie.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że znajdywał się w tym samym miejscu, co przed laty. Wtedy wszędzie walały się pudła, a krzywe półki zajmowały każdy wolny kawałek. Teraz natomiast stali w dość obszernym holu. Widział stąd szeregi ogromnych półek, na których piętrzyły się pluszaki oraz inne, liczne zabawki. Na środku znajdywały się ruchome schody, bardzo podobne do tych mugolskich. Mieniły się one również różnymi kolorami, gdy ludzie stawali na nich, by przedostać się na wyższe poziomy sklepu. Jasne podłogi rozświetlały pomieszczenie, ale nawet bez nich wszystko błyszczało i jaśniało. Magiczne bańki latały dookoła, fruwające zabawki omijały głowy, szaleńczo ścigając się na niewidzialnym torze. W tłumie klientów dostrzegł pracowników, którzy zabawiali dzieci, ale też tych starszych, prezentując im różne zabawki.
— Hermi! Czemu nic nie mówiłaś, że wpadniesz?
Tym razem nawet Draco wykazał się większym
zainteresowaniem, gdy usłyszał znajomy głos. Ku nim zmierzał sam właściciel
tego magicznego przybytku.
George Weasley nie zmienił się zbyt wiele od ich ostatniego spotkania.
Wciąż był wysokim i smukłym mężczyzną z rozczochranymi rudymi włosami, które zapuścił na tyle, żeby ukryć brak jednego ucha. Jego bladą twarz zdobiły piegi, a szeroki uśmiech zachęcał do odwzajemnienia. Mimo tej radosnej otoczki, Draco z łatwością odnalazł niekończące się pokłady smutku i żalu w ciepłych oczach. Kiedy brązowe spojrzenie skrzyżowało się z jego stalowym, ciepło i radość nie zniknęły. Wręcz przeciwnie, uśmiech Weasley'a powiększył się.
— George, wpadliśmy się przywitać, a ja chciałam pokazać
Piusowi najlepszy sklep na całym świecie – przywitała się Hermiona, ściskając wysokiego rudzielca, by później odsłonić obu Malfoy’ów. – Scorpius, poznaj wujka George’a. To on
jest tutaj szefem.
— Serwus, młody – George kucnął przed spłoszonym
chłopcem, wyciągając rękę, żeby przybić mu piątkę, na co młodszy blondyn zrobił
się nieco odważniejszy. – Wyglądasz, jak kopia swojego ojca. Mam nadzieję, że chociaż poczucie humoru
masz lepsze.
— Bardzo zabawne, Weasley. Twoje poczucie humoru jest
zdecydowanie bardziej… unikatowe. – Draco wygiął wargi w krzywym uśmieszku,
stając naprzeciw bliźniaka, który przeniósł uwagę na niego. Przyglądali się
sobie przez dłuższą chwilę, nie wiedząc nawet, że klienci wokół nich zaczęli na nich patrzeć z ciekawością.
Nie dość, że sam George był traktowany w swoim pałacu zabawek jak król, to jeszcze mierzył się wzrokiem ze śmierciożercą, a obok nich stała Grzmotnięta Granger.
— Och, jakże ja tęskniłem za twoją parszywą buźką –
westchnął w końcu Weasley, obejmując ramieniem blondyna i przyciągnął go do
ciepłego uścisku.
Hermiona uciekła od nich wzrokiem, mimowolnie wracając wspomnieniami do momentu, w którym utracili Freda.
— Oszalałeś?
Hermiona zamrugała
parę razy, starając się odegnać mroczki sprzed oczu.
Tak nagła teleportacja wywoła nie tylko okropne mdłości, ale również zawroty głowy. Powoli podniosła się do siadu, odnajdując wzrokiem sylwetki towarzyszy.
Ron psioczył pod nosem, wstając, a Harry wpatrywał się beznamiętnie w swoje dłonie.
Jedynie Draco i George mordowali się spojrzeniami, stojąc naprzeciw
siebie.
— Co się stało? –
spytała wciąż oszołomiona Hermiona, sprawdzając, czy ta nagła teleportacja nie
pozbawiła jej żadnej części ciała. Po chwili pożałowała tego pytania, gdy
Malfoy parsknął prześmiewczo.
— Prawie zginęliśmy,
bo ten idiota próbował zaatakować Dołohova! – głos Draco przesiąknięty był chłodem i szyderczym rozbawieniem, który wywołał u niej
ciarki. Przeniosła wzrok na George’a, który zaciskał nerwowo pięści.
— Pokonałbym go! Bez
żadnego, kurwa, problemu! – wrzasnął rudzielec, wyciągając różdżkę i machając
nią. – Pytanie brzmi, czemu mnie powstrzymałeś, hmm? Może ty wciąż jesteś z nimi, co? Może ty wciąż jesteś sługusem ich pana, Malfoy?
— Gdybym był z nimi, pozwoliłbym
ci go zaatakować, Weasley. Bo wierz mi lub nie, ale zginąłbyś po sekundzie. –
Draco zmrużył powieki, uśmiechając się niemalże pogodnie. – Ale w porządku. To
był ostatni raz, gdy ci pomogłem. Od tej pory nie będę zawracać sobie głowy, twoim nędznym losem.
— Draco – fuknęła
wstrząśnięta Hermiona, wpatrując się w chłopaka z wściekłością. – Jak możesz?
— Jak mogę? Poważnie,
Granger? Normalnie – stalowe spojrzenie spoczęło na niej nim kontynuował – Nie
będę narażać swojego życia, a tym bardziej nie będę narażać Potter’a na śmierć,
bo ten rudy idiota chce dołączyć do braciszka.
— Malfoy – warknął
Ron ostrzegawczo, spoglądając ze strachem na żyjącego bliźniaka, któremu krew
odpłynęła z twarzy. Każdy wiedział, że śmierć Freda była najbardziej
wstrząsająca dla jego bliźniaka. Nawet teraz, po sześciu szarych i mdłych
miesiącach, nawet mała wzmianka o nieżyjącym już chłopcu wywoływała u George’a
napady gniewu i rozgoryczenia. Radosny rudzielec przemienił się w ledwo
egzystującego ducha, który rzadko się odzywał, bądź reagował na bodźce
zewnętrzne. Angażował się jedynie w wypady poza bazę, kiedy miał szansę na spotkanie z mordercami brata, by ich ukarać, co wszyscy skutecznie
ignorowali, wierząc, że te masakryczne potyczki, pomogą bliźniakowi przejść
przez żałobę.
Albo pogodzić się z jego śmiercią.
— Nie masz prawa, by
wspominać jego imię – wysyczał George, wpatrując się z nienawiścią w blondyna. – To twoi ludzie go zabili. TWOI!
Cisza, jaka zapadła
na niewielkiej polance, była głośniejsza, niż wcześniejsze krzyki. Hermiona ze
ściśniętym gardłem wpatrywała się w starszego brata Rona, który wyglądał jak karykatura dawnego siebie. Z nikłym szaleństwem w oczach
wpatrywał się w Draco, który zachował nienaturalny spokój.
— Fakt. Twój brat nie
żyje, Weasley. On jest martwy. Martwy. Ale my jesteśmy wciąż żywi, nie
rozumiesz? Przez twoje ciągłe wybryki w końcu skończymy jak on! – chłodne słowa
uderzały ich wszystkich, ale skierowane były i tak tylko do trzęsącego się
rudzielca. – Dość pobłażania, George. Nie będziemy nastawiać karku, bo ty zarządziłeś krwawą rzeź, żeby pomścić brata. Koniec tego. Fred nie żyje. I na nic mu to wszystko.
— Zamknij się!
— Fred nie żyje! A ty
wkrótce sprawisz, że cała twoja pochrzaniona rodzinka podzieli jego los! Fred
by tego nie chciał! – zawołał Draco, wciągając głęboko powietrze, by uspokoić skołatane nerwy. – On odszedł.
— Zamknij się,
Malfoy! Zabiję cię! – ryknął George, rzucając się na blondyna z pięściami. Nie zdołał go jednak uderzyć, potykając się o własne nogi i upadł
przed Ślizgonem na kolana. Zwierzęcy skowyt rozpaczy i agonii wydarł się z
piersi zawodzącego Gryfona, który skulił się na ziemi.
Hermiona zacisnęła
powieki, czując wzbierające się pod powiekami łzy. Nie wiedziała, dlaczego Harry był
wciąż tak samo spokojny, a Ron kamienny. Głośny szloch nie ustawał, ale na chwilę
został stłumiony. Gryfonka odważyła się spojrzeć na polankę, żeby sprawdzić, czy Draco nie ma zamiaru zabić rozhisteryzowanego chłopaka. Ku jej zaskoczeniu,
Malfoy kucnął obok trzęsącego się George’a i układając dłoń na jego plecach,
pogłaskał go delikatnie.
— Twój brat nie żyje.
Ale wciąż masz rodzinę, dla której musisz walczyć. Ten ból nigdy nie zniknie.
Zawsze będziesz czuć pustkę po Fredzie. Ale on by cię wyśmiał za to, co teraz wyprawiasz. Koniec z zabijaniem innych i siebie, rozumiesz? Od tej
pory robisz wszystko, by Fred był z ciebie dumny, George – słowa Draco
zdecydowanie nie były przeznaczone dla nich, ale Hermiona nie potrafiła
odwrócić wzroku od blondyna, który przyglądał się własnym dłoniom. – Masz dla kogo walczyć.
Jedyną odpowiedzią
był cichy płacz oraz ręka, która ścisnęła skostniałe palce Draco.
George Weasley miał
dla kogo walczyć.
Oni wszyscy mieli.
— Wciąż jesteś chudy, jak patyk – stęknął rozbawiony
Draco, wyrywając się żartobliwie z uścisku i zmarszczył nos. – I w coś ty się
ubrał? Strój klauna? Pajaca?
Hermiona zamrugała, wracają do rzeczywistości. Zerknęła
na tę dwójkę, którą połączyła wojna i śmierć. George z oburzeniem wygładził pstrokatą
koszulę, pusząc się niczym paw na taką zniewagę.
— Mówi elegancik – parsknął George, unosząc brwi, by
zerknąć na eleganckie odzienie arystokraty – Wracasz do stylu nadętego buca?
— Niestety, stroje śmierciożerców wyszły już z mody –
odpowiedział gładko blondyn, wywołując tym śmiech właściciela sklepu, który
pokręcił głową z rozbawieniem. – Interes się kręci, hmm?
— A jak! – przytaknął rudzielec, kłaniając się prześmiewczo.
– Dla tak znamienitych gości, znajdę chwilę na małą wycieczkę. Hermiono, nie
stój jak kołek i podejdź bliżej, do grupy.
— Chodź, kołku – Draco wyciągnął rękę, by chwycić ramię
brunetki i przyciągnął ją bliżej siebie, ignorując pomruk George’a, który
uśmiechnął się sugestywnie.
— To jest poziom przeznaczony dla najmłodszych. Magiczne
pieluchy, śpiewające nocniki, tęczowe gryzaki oraz zabawki dla dzieci, które
lubią połykać małe części. Wszystko bezpieczne, zapewniam – George machnął
ręką, kiedy przechodzili między regałami z grzechotkami i innymi artykułami. –
Każdy młody rodzic znajdzie coś dla swojej pociechy i na bolączki z nią
związane. Szczerze mówiąc, to jest bardziej działka mamy, niż moja. To ona daje
dużo pomysłów dla tego działu.
Hermiona uśmiechnęła się, kiedy przeszli do następnego
pionu, korzystając z kręconych schodów. Ten poziom był zdecydowanie bardziej
chaotyczny. Regały pełne były magicznych klocków, lalek, przeróżnych gier i kociołków. Scorpius chwycił Hermionę
za rękę, kiedy przechadzali się w tłumie innych dzieci. Draco z zaskoczeniem
obserwował część piętra, która służyła za boisko do dziecięcego Qudditcha. Paru
chłopców i dziewczynek przymierzało dziecięce miotły pod okiem ekspertów, a ich
rodzice ekscytowali się tym jeszcze bardziej. Sam Scorpius oglądał zabawki,
wpatrując się z zauroczeniem w latające smoki, które umiały zionąć ogniem, jak
i w jednorożce na biegunach, które zmieniały kolor.
George porwał Draco w historię o poszerzeniu
działalności, która skupiła się również na konstruowaniu zabawek dla dzieci. Od
kiedy w jego życiu pojawił się syn, George postanowił obdarować go każdą możliwą zabawką, tworząc coraz to nowsze,
które zachwyciły nie tylko malutkiego Weasley’a, ale i resztę społeczeństwa. Teraz Magiczne Dowcipy Weasley’ów
przodowały na rynku, zyskując wciąż rosnącą popularność i uwielbienie.
Każde kolejne piętro zachwycało magią i zabawkami. Ciężko
było nie znaleźć tutaj czegoś dla siebie, nawet najmniejsze zabawki były
unikatowe i ciekawe. Draco musiał przyznać, że nie spodziewał się, aż takiej zmiany w sklepiku.
W końcu dotarli do innej części sklepu, którą okazała się kawiarnia, w której rodzice mogli odpocząć od poszukiwań, częstując się kawą i łakociami.
Tutaj również można było poczęstować się wypiekami pani Weasley, która lubiła krzątać się czasem po sklepie syna. Tym razem jednak nie zastali mamy George’a, ale chłopak i tak namówił ich na muffinki jej autorstwa.
— I to by było na tyle – George opadł na wolny fotel przy
pustym stoliku, wgryzając się w ciastko. Draco z Hermioną zajęli miękką kanapę, częstując się
ciepłą kawą i uśmiechnęli się z wdzięcznością.
— Zmieniło się nieznacznie – zażartował Draco, odwracając
głowę, żeby spojrzeć na przeciwległą część piętra. To tam znajdywał się Magiczny Raj Gnomów, o którym wspominał wcześniej czarodziej. Był to plac zabaw w zamkniętej części,
gdzie dzieciaki mogły się wyszaleć. Mnóstwo trampolin, zjeżdżalni, magicznych
ścian wspinaczkowych oraz huśtawek.
— Taki tam, mały remoncik – dopowiedział z rozbawieniem
Weasley, przekręcając głowę i uśmiechnął się szeroko. – A o to księżniczka i
książę tego miejsca.
Draco odwrócił głowę jeszcze raz, odnajdując spojrzeniem
Fionę, która prowadziła za ręce dwójkę dzieci. Chłopczyk o karmelowej skórze, wyglądał jakby był w
wieku Piusa. Ciemne loczki sterczały mu zabawnie, a liczne piegi, widoczne na
rozpogodzonej buzi, były niczym podpis Weasley’ów. Po drugiej stronie Fiony
szła dziewczynka, z buzią umazaną czekoladą. Również miała ładną cerę upstrzoną
piegami, a także kręcone włosy, spięte w wysokiego kucyka z kokardą.
— Ciocia Mia! – krzyknął chłopiec, wyrywając się do
Hermiony i wskoczył jej na kolana. Draco zauważył niezadowolony grymas na twarzy swojego synka, który nie potrafił dzielić się Granger.
— Cześć, Freddy – zaśmiała się dziewczyna, całując
chłopca w policzek, a potem uśmiechnęła się do dziewczynki, która usadowiła się na kolanach swego tatusia.
– Cześć, Roxanne!
— Znów ukradłaś łakocie, hmm? – mruknął George, wycierając
buzię córki i posłał synowi spojrzenie z ukosa. – Freddy, poznaj mojego starego
przyjaciela Draco i jego syna Scorpiusa. Draco, Pius, to moje pociechy.
— Jesteś bardziej blady, niż Lou – zawyrokował Fred,
przyglądając się z ciekawością Piusowi, który odpłacał się mu równie
zaintrygowanym spojrzeniem. – Czemu jesteś taki blady?
— Bo piję dużo mleka – mruknął Scorpius, mrużąc oczy – A
ty jesteś strasznie opalony.
— Nie jestem opalony, głuptasie – zaśmiał się chłopczyk,
szczerząc szczerbate ząbki w uśmiechu. – Ja jem dużo czekolady.
— Dobrze, że cię matka nie słyszy – mruknął George,
przewracając oczami i odsuwając jednocześnie babeczkę poza zasięg córkowych rączek. – Może pokażesz Piusowi Gnomi Gaj?
— Nie byłeś tam jeszcze? – Freddy zrobił przerażoną minę,
zeskakując z kolan Hermiony i podskoczył niecierpliwie. – Pokaże ci najlepsze
kryjówki! Chodź!
— Mogę? – mody blondyn przeniósł błagalne spojrzenie z
Draco na Hermionę, która uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że dzieci George’a dość szybko zyskają
sympatię Piusa, który łaknął towarzystwa dzieci. W rodzinie Weasley’ów mógł
zyskać więcej kuzynostwa, niż się spodziewał.
— Pytasz jej, czy mnie? – zaciekawił się Draco,
przyglądając się synowi, który zmarszczył czoło.
— Pytam tego, kto się zgodzi? – Pius wzruszył ramionami,
ale gdy Hermiona skinęła głową na zgodę, nie czekał na więcej. Pobiegł za
Fredem, który zdążył już ukraść dla nich lizaki.
— Och, jednak ma twój przebiegły charakterek – zauważył z
rozbawieniem George, wciąż trzymając Roxy na kolanach. – To może, skoro
dzieciaki zajmują się sobą, rozejrzycie się za czymś? Pius jest tutaj
bezpieczny.
— Jak panujesz nad tyloma dzieciakami? – zapytał z lekka
zestresowany Draco, który nigdy nie pozwolił Piusowi bawić się w takim zwariowanym miejscu.
— Na wejściu do Magicznego Gnomiego Gaju dzieci dostają
magiczne stempelki na nadgarstki. Ich imiona pojawiają się na liście. Jak coś się dzieje, to
imiona się świecą. Również można ich znaleźć na mapie sklepu. To jak Mapa Huncwotów, tylko
podrasowana. – George uśmiechnął się do Hermiony, która przytaknęła. – Nasza
genialna czarownica to wymyśliła.
— Pius jest bezpieczny – zapewniła go dziewczyna,
odstawiając pustą filiżankę na tackę, która transportowała naczynia do kuchni. – A my możemy zaopatrzyć się
w zabawki dla niego. I jakieś ubrania. Może w tym sklepie na końcu alejki?
— U Lady Olline? Na pewno znajdziecie tam coś dla dziecka
– zgodził się George, uśmiechając się do Draco. – A potem wybierzemy zabawki
dla nowego rodzinnego gnoma.
— Gnom – powtórzyła uroczo Roxanne, przykładając palec do
swojego nosa z dumą.
George wymienił uśmiechy z Hermioną, która postanowiła
zatrzymać się jeszcze na chwilę w łazience zanim wyjdą, a Draco z Weasley’em ruszyli w kierunku
głównego hallu, gdzie się spotkali.
— Wyglądasz na zadowolonego z siebie – stwierdził w końcu
Malfoy, spoglądając na bliźniaka, który rozejrzał się dookoła, nim skupił wzrok na towarzyszu.
— Miałeś rację. Warto było przeżyć – powiedział cicho
George, zerkając na córkę, która ssała kciuka i obserwowała latające zabawki z
rozmarzeniem. — Warto było o to zawalczyć.
Draco przytaknął, odnajdując w tłumie czuprynę Hermiony,
która już kroczyła w ich stronę. Cały dzisiejszy dzień zdawała się być radosna, ożywiona i pełna
energii. Powoli odnajdywał w niej coraz więcej z dziewczyny, która otworzyła mu oczy.
Dziewczyny, dla której on walczył.
— Fred byłby z ciebie dumny – wyszeptał cicho, posyłając
spojrzenie Weasley’owi, który zamrugał, nim uśmiechnął się szeroko z
wdzięcznością.
— Gotowy? – Hermiona dołączyła do nich, naciągając czapkę
na swoje loki i zerknęła na obu mężczyzn, którzy wymienili się rozbawionymi
spojrzeniami. – No co?
— Nic, nic – George machnął ręką, poklepując Draco po
ramieniu. – Teraz twoja kolej, Malfoy.
— Kolej na co? – Gryfonka zmarszczyła brwi i zapinając
płaszcz, starała się zrozumieć, co ją ominęło.
— Na rozpoczęcie nowego rozdziału – dokończył swoją myśl
George, parskając śmiechem na morderczą minę dziedzica Malfoyów i skonfundowane
spojrzenie przyjaciółki.
— Że co? – mruknęła Hermiona, ale Draco chwycił ją
jedynie za rękę, wyciągając ze sklepu, nim George zdążył dodać coś więcej. – O co mu chodziło?
— O to, że powinnaś pójść ze mną na randkę – rzucił
lekko, spoglądając na zaskoczoną gryfonkę, która zmrużyła oczy z niezadowoleniem.
— Zdążyłeś się już wszystkim pochwalić, że idziemy na
randkę? – burknęła, wpychając dłonie do kieszeni płaszcza i zerknęła na niego.
— Najpierw pozwolę się ludziom oswoić z moim powrotem –
stwierdził, obejmując ją lekko i przyciągnął do siebie, żeby cmoknąć jej
policzek. – A dopiero potem, powiem światu, że idziemy na randkę.
Hermiona uśmiechnęła się.
Ot tak, bez żadnej sztuczności, czy wymuszenia.
Uśmiechnęła się szczerze i lekko, jak kiedyś.
Nie wiedziała jeszcze, że to był dopiero początek ich
nowej przygody.
Tak oto powracamy do tej historii. Mam nadzieję, że się nie zawiedliście za bardzo. I życzę Wam dużo zdrowia i wytrwałości. Dbajcie o siebie i swoich bliskich!
#zostańwdomu