22 marca 2020

13. The beginning is always today.


Hermiona przymknęła powieki, wsłuchując się w szybkie stukanie po klawiszach klawiatury. Słyszała spokojny oddech chłopaka, który siedział przy biurku, intensywnie tworząc znany tylko sobie klucz. Przewróciła się na drugi bok, pozwalając kołdrze odsłonić jej ramiona i piersi, a potem podparła się na dłoni, by zerknąć na swojego towarzysza. Jego przydługie już włosy, skręcały się na karku, zdradzając, że zdążył już wziąć prysznic. Pojedyncze kropelki wody spływały mu po plecach, a ona z apetytem śledziła ich tor. Bezczelny, nie założył nawet spodni. Siedział w rozkroku na krześle w samych bokserkach i stopami wybijał jakiś nieznany jej rytm.

— Jakiś postęp? – zapytała, uśmiechając się, gdy na chwilę oderwał wzrok od ekranu, obdarzając ją pięknym uśmiechem. Jego przystojna twarz rozjaśniła się, gdy ułożył usta w szelmowskim grymasie. Przygryzła wargę, bo chociaż przyzwyczaiła się już o jego codziennych dżinsów z dziurami, porozciąganych bluzek i rozczochranych włosów, to wciąż ujmowała ją jego chłopięca aura.

— Dużo nie przegapiłaś – westchnął z żalem, ale jego spojrzenie wciąż błyszczało, gdy przyglądał się jej z iskierkami w oczach. Hermiona zadrżała, na wspomnienie ostatnich paru godzin, kiedy to w ramach przerwy, spędzili przyjemne chwile uniesienia. Zacisnęła uda, czując powracający żar, na samą myśl o jego miękkich ustach na jej ciele. Przeklęty Ben.

— Przepraszam, że usnęłam – mruknęła, starając się nie myśleć o szorstkich policzkach chłopaka, drażniących jej miękkie ciało. Podniosła się do góry, pozostawiając pościel na łóżku i przechodząc nago do szafy. Czuła na sobie jego kolejne rozpalające ją spojrzenie, ale twardo je ignorowała. Wyciągnęła zwykłą koszulkę i spodnie, machając na chłopaka koronkową bielizną, po czym czmychnęła do łazienki. Lubiła to mieszkanie w centrum Londynu, gdzie zewsząd otaczał ją świat, a do uszu dobiegał codzienny harmider ulicy. 

Uśmiechnęła się, gdy stanęła na podgrzewanej podłodze, rzucając rzeczy na półkę i weszła z zadowoleniem do ogromnej kabiny. Ron wyśmiewał się z niej, że wybrała to lokum tylko ze względu na prysznic, bardziej wypasiony, niż jakakolwiek wanna. Wcisnęła odpowiedni przycisk, a spod podwieszonej deszczówki zaczęła lecieć woda. Przymknęła powieki, wyciągając do góry głowę, ciesząc się chwilą. W takich momentach przypominał się jej ostatni wyjazd w tropiki, gdzie kąpali się pod wodospadem. Uderzające równomiernie strumienie wody masowały ramiona dziewczyny, a ona w końcu sięgnęła po szampon. Nie zdziwił ją widok Bena wciąż pracującego nad wtyczką, kiedy owinięta jedynie w ręcznik, stanęła z powrotem w sypialni. Kopnęła lekko jego dżinsy z dziurami oraz własną sukienkę, którą rozerwały niecierpliwe palce chłopaka.

— Mam coś – rzucił nagle, a Hermiona dosłownie w sekundę doskoczyła do niego. Pochyliła się nad hakerem, którego zręczne dłonie nie przestawały stukać w klawiaturę, a jej oczom ukazał się w końcu szyfr, na który polowali. 

Oblizała spierzchnięte wargi, przyglądając się, jak chłopak sprytnie przeszukuje całą bazę.

— Stój – mruknęła, kiedy jej oczom mignął nieznany szyfr. Patrzyła na wgrywający się obraz, który ukazał im przestraszoną twarz Susan Rosier. Wpatrywała się w przerażone oczy, zaciśnięte wargi oraz mokre od łez policzki. Niemalże zrzuciła Bena z krzesła, powoli przeglądając pozostałe fotografie. Na wszystkich była Susan. Czasem ze szczęśliwą rodziną, czasem sama. Na ulicy, w pracy, w kawiarni, we własnej sypialni.

— Ktoś ją ciągle obserwował – stwierdził głucho Ben, wzdrygając się, gdy na sam koniec pokazały się zdjęcia, nieruchomego już, ciała kobiety. Przytaknęła, przybliżając wycięte na skórze słowa. – To chyba łacina.

— To cytaty z Biblii. Sama je napisała przed śmiercią. Samobójstwem – przygryzła wargę, lustrując powoli otoczenie kobiety. Nic specjalnego. Zwyczajna sypialnia, gdzie strzeliła sobie kulkę prosto w głowę. Jedno z typowych samobójstw ostatnich lat, a jednak zapadło jej w pamięć.

— Przerażające, to chyba nawet nie oddaje szaleństwa tej sytuacji – wymamrotał cicho pod nosem, ustępując jej już całkowicie miejsca i zaczął zakładać spodnie. – Idziemy do Robardsa?

— Tak – westchnęła, zgrywając pozostałe pliki, a potem sama zaczęła się ubierać. Uśmiechnęła się, kiedy chłopak zapinał jej z tyłu sukienkę, a ich spojrzenia skrzyżowały się w lustrze. Oparła się o niego, nie powstrzymując chichotu, gdy objął ją ochoczo, muskając przy tym wargami odsłoniętą szyję dziewczyny.

— Hermiono…






— Hermiono!

Zamrugała, przepędzając z głowy dawne wspomnienia i oderwała wzrok od widoku za oknem. Odwróciła się powoli, spoglądając na zebranych w gabinecie Harry’ego przyjaciół oraz samego szefa aurorów. Draco siedział na fotelu, przebrany już w czystą, świeżą koszulę oraz spodnie od garnituru. Elegancką szatę, przewiesił przez oparcie. Tuż za nim krążył niespokojnie Theodore, przeglądając jakieś dokumenty i mamrocząc pod nosem niezrozumiałe dla niej słowa, a Harry przyglądał się mu z lekkim rozbawieniem. Jeszcze bardziej bawiła go jego własna małżonka, siedząca z naburmuszoną miną na kanapie w rogu, gdzie z przyjemnością posyłała nienawistne spojrzenia swojej drugiej połówce. Całości dopełniał Robards, spoglądający przez okno i pijący swoją czarną kawę z kubka,
zupełnie nie zwracający na nich uwagi.

Albo nie zwracający uwagi na pozostałych, bo teraz jego ciemne oczy spoczęły
na niej z dziwną intensywnością. 

— Tak? – Uniosła brwi, gdy zrozumiała, że po raz kolejny zignorowała jego słowa. Poważna twarz szefa aurorów złagodniała, kiedy stanęła tuż przy nim, a jej spojrzenie zabłyszczało dobrze skrywaną troską.

— Pytałem, czy wszystko dobrze – westchnął, pocierając nieogolony policzek i zerknął na nią z ukosa. – Już od dawna nie miałaś współlokatora.

— Nie będę szpiegować Malfoy’a – mruknęła cicho, unosząc kąciki ust w odpowiedzi na grymas na jego twarzy. – Jeżeli chcesz coś wiedzieć, wystarczy, że zapytasz.

— Wykroczyłbym poza relację pracownica—szef – zauważył z rozbawieniem, bo ich relacja już dawno temu przestała utrzymywać się na tym poziomie. Uśmiechnęła się lekko, zaplatając ramiona na piersiach i wyjrzała za okno. — Na dodatek, znam prawdę. Nie potrzebuję więcej dowodów na niewinność Draco. Wystarczą wasze słowa. Zastanawiałem się nad wprowadzeniem Malfoy’a w sprawę. Jego nazwisko wciąż otwiera mnóstwo możliwości, szczególnie w tych… mniej kulturalnych kręgach.

— Nie chcę go w to wplątywać. Draco ma synka, a dobrze wiesz, że praca nad Siecią nigdy nie kończy się dobrze – burknęła, zakładając zbłąkany kosmyk za ucho i westchnęła. – Wie o Poecie. Czy to nie wystarczy?

— Nie dla mnie – odparł chłodno Gawain, obdarzając ją przenikliwym spojrzeniem, które jak zwykle trochę ją speszyło. Zerknęła na jego kubek z kolorowym napisem „Szef ma zawsze rację”, który dostał kiedyś od Potter’a. – Możemy o tym porozmawiać później.

— Później brzmi dobrze – poddała się, przewracając oczami i wróciła spojrzeniem do przyjaciół, napotykając jednocześnie szary wzrok chłopaka, o którym rozmawiali. Wygięła usta w krzywym uśmiechu, prostując się, kiedy drzwi otworzyły się z rozmachem, a do środka weszła oczekiwana przez nich osoba.

Reakcje były różne. Gawain zachował poważną twarz, a jego usta zacisnęły się z powrotem w cienką linię. Theodore zatrzymał się w pół kroku, zamykając przeglądaną teczkę i uniósł brwi. Harry podniósł się z sofy, poprawiając mankiety marynarki, a Pansy prychnęła pod nosem, nie racząc zmienić naburmuszonej miny na bardziej przyjazną. Jedynie mina Draco wyrażała cień zaskoczenia, który jednak zniknął równie szybko, jak się pojawił, pozostawiając chłodną maskę.

— Wybaczcie spóźnienie, sprawa się przeciągnęła.

Cho Chang rzuciła swoją torebkę na wolny fotel, a płaszcz podała skrzywionemu Nottowi, który spojrzał na nią niechętnie za potraktowanie go, jak portiera. Kobieta poprawiła czarne, długie włosy, a jej usta wygięły się w chytrym uśmiechu, gdy jej ciemne oczy skupiły się na Harrym. W idealnie dopasowanej, czarnej sukience tuż przed kolano i w niewielkim dekolcie, wydawała się niemalże niewinna, ale oczy zdradzały prawdziwy charakter i pragnienia czarownicy.

— Cieszymy się i tak, że znalazłaś dla nas czas, Cho – przywitał ją Harry, uśmiechając się uprzejmie i powstrzymał grymas, gdy czerwone usta musnęły jego policzek. – Wiem, że masz napięty grafik. Twoja asystentka powtórzyła mi to dosadnie.

— Och, kochany, dla przyjaciół zawsze znajdę czas. A następnym razem, dzwoń prosto do mnie, nie przez Olgę – Cho puściła aurorowi oczko, poklepując przód jego koszuli i dopiero później skierowała się do Gawaina. – Miło mi znów z wami współpracować, panie Robards, Hermiono.

— Naprawdę jesteśmy wdzięczni – odpowiedziała grzecznie dziewczyna, gdy ciemne oczy Gawaina wciąż wyrażały zawzięty upór milczenia. Jak na szefa całego Departamentu, charakter miewał dziecinny. Cho uśmiechnęła się lekko, przesuwając wzrok na Pansy, a potem podeszła do Draco.

— Malfoy, witamy z powrotem w Anglii! – Chang wygięła czerwone usta w lekkim uśmiechu, wyciągając dłoń, którą Draco po chwili wahania uściskał. Nie potrafił ukryć, że obecność Cho Chang była zaskakująca. Równie bardzo zaskakujące było jej dzisiejsze wydanie. Nigdy nie zastanawiał się, jak mogło potoczyć się życie tej Krukonki, ale nie pomyślałby o swoim własnym zawodzie. Chang kojarzyła mu się z ciepłą i zbyt uczuciową osobą, która nie poradziłaby sobie z tak wymagającym  zawodem. Jeśli jednak, to po dziewczynę zadzwonili Potter i Granger, to cóż, wierzył, że jego przypuszczenia musiały być błędne, a Chang była najlepsza w swoim fachu.

— Witaj, Chang. Nie powiem, bym to ciebie się tutaj spodziewał – przyznał z poważną miną, wciąż utrzymując wzrok na zadbanej twarzy kobiety. Cho zmrużyła lekko powieki, przesuwając po nim krótko spojrzeniem i lekko kiwnęła głową.

— Ja również jestem lekko zaskoczona tym spotkaniem – podsumowała, posyłając mu ostatnie spojrzenie nim jej wzrok skupił się ponownie na Harry’m, a uśmiech zmienił się w bardziej uwodzicielski. – Rozumiem, że to będzie szybka rozprawa? Wspominałeś, że Draco dostał immunitet, prawda? Czysto oficjalne podsumowanie przed ławą?

Draco oderwał spojrzenie od Krukonki, zerkając na młodego aurora, który natomiast odwrócił głowę w kierunku Hermiony. Dziewczyna przeglądała właśnie jakąś teczkę, unosząc wzrok znad papierów, by obdarzyć ich skoncentrowanym spojrzeniem. Draco nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu na ten widok. Jak dobrze znał tę skupioną minę, małą zmarszczkę pomiędzy brązowymi brwiami oraz lekko drżące palce. Wiele lat temu nauczył się rozpoznawać gesty Hermiony, a teraz z satysfakcją potrafił je odnaleźć w teraźniejszej, starszej wersji Gryfonki.

— Trzy lata temu, zeznaliśmy wszyscy na korzyść Draco. Wizengamot oczyścił go ze wszystkich zarzutów, a Malfoy uzyskał status nietykalnego wraz z powrotem do ojczyzny – Hermiona wyciągnęła teczkę w stronę lekko zaskoczonej Cho, która z ochotą złapała za dokumenty i zaczęła czytać ustalenia najwyższego magicznego sądu. Sam Draco, cudem powstrzymywał się przed zaglądaniem Krukonce przez ramię, ale jego ciekawość musiała zostać poskromiona. 

– Tak naprawdę, ściągnęliśmy cię tutaj, byś pomogła nam, wydać oświadczenie prasie. Draco razem z Harry’m wypowiedzą się przed Magic Info, ale byłoby miło, gdyby towarzyszyła im szanowana pani adwokat.

Draco nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy Cho z ochotą przytaknęła, przez co oczy Hermiony rozbłysły satysfakcją.

Rozdział o wojnie został zamknięty.

A przynajmniej taką miał nadzieję.


—— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— ——

Chłód przeniknął przez cienki materiał swetra, a brak płaszcza, czy  innego wierzchniego okrycia dał o sobie znać. Mimo nieprzyjemnego mrozu, od którego różowiły się  blade policzki, Draco nie zamierzał wracać do środka. Zdecydowanie wolał spoglądać w ciemne niebo, upstrzone wieloma jasnymi punktami. Stęsknił się za takimi widokami, bo na Manhattanie o czymś takim, mógł tylko pomarzyć.

Ubiegłe dni odbiły się echem na jego zdrowiu psychicznym bardziej, niż mógł przypuszczać. Po nocy spędzonej w areszcie i wydanym potem oświadczeniu, jego życie zawirowało na nowo. Nie musiał już ukrywać swojego powrotu do Anglii, a jego grzechy zostały wybaczone. Na upartego, mógł zaczął życie na nowo. 

Wraz ze Scorpiusem i swoją matką, mogli przeprowadzić się do jednej z posiadłości Malfoy’ów, bez śladów obecności ponurej przeszłości. Scorpius mógłby dostać całe skrzydło dla siebie, a prywatni nauczyciele rozpoczęliby wprowadzanie go w przygodę z magiczną edukacją. Uzyskałby najlepsze wykształcenie i przygotowanie przed Hogwartem, będąc rozpuszczonym do granic możliwości dziedzicem Malfoyów.

Potrafił sobie wyobrazić pobudki w rezydencji, leniwe poranki oraz popołudniowe herbaty z matką. Obserwowanie jak Pius dojrzewa, dorastając w bogactwie i rozpuście, ucząc się, jak dumnie reprezentować ich rodzinę. Scorpius w najlepszych szatach, ułożonych włosach oraz schludnej postawie. Tak powinien wyglądać jego syn, spadkobierca rodzinnego brzemienia.

— Ubrałbyś się. Dopiero odzyskałeś wolność, a już pchasz się do Munga z zapaleniem płuc? – Pansy pojawiła się w zasięgu jego wzroku, a wraz z nią powiew wanilii z wypieków. Młoda kobieta obdarzyła go jednym ze swoim uważnych spojrzeń, siadając na wolnej huśtawce obok niego i westchnęła z zadowoleniem.

— Złego diabli nie biorą  — odpowiedział lekko, powracając spojrzeniem do rozgwieżdżonego nieba. – Ty natomiast ubrałaś się, jak na biegun północny.

— Niestety, miałam już nieprzyjemność bycia chorą w domu z trójką dzieci i przepracowanym mężem. Zdecydowanie nie polecam – Pansy odepchnęła się stopami od ziemi, wprawiając huśtawkę w ruch i również zerknęła w kierunku nieba. – Pamiętasz wakacje w Cashel? Moi rodzice pozwolili nam spać na zewnątrz, w ogrodzie, a my nie mogliśmy przepuścić takiej okazji. Leżeliśmy na dworze, wpatrując się w gwiazdy, a cały świat przestał istnieć.

— Do momentu, w którym spanikowałaś i uciekłaś do środka, pozostawiając mnie samego – dodał z rozbawieniem Draco, uśmiechając się do wspomnień.

— Och, dałbyś już spokój. Naprawdę słyszałam coś w krzakach! – żachnęła się była Ślizgonka, kręcąc lekko głową. – Ale wiesz, o czym wtedy myślałam? Że tak będzie już zawsze. W ciemności, czy chłodzie, w dobrych czy złych momentach… my będziemy razem. Na zawsze.

Ostatnie słowa odbiły się echem w sercu Draco, który przekręcił głowę, by spojrzeć w lekko smutne, brązowe oczy. Pansy odwzajemniła spojrzenie, opierając skroń o łańcuch huśtawki i delikatnie się uśmiechnęła.

— I chociaż nie możemy zmienić przeszłości, a decyzje, które podjęliśmy ukształtowały naszą teraźniejszość, to chciałam ci powiedzieć, że cię kocham, Draco. Kocham cię i wybaczam ci twoją ucieczkę – dorzuciła cichym głosem, wzruszając przy tym lekko ramionami. – Cokolwiek, by się nie wydarzyło, nawet jeśli znikniesz ponownie na parę lat… zawsze możesz do mnie wrócić. A ja zawsze będę na ciebie czekać. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, a najlepsi przyjaciele wybaczają i akceptują nasze błędy i decyzje.

— Och, Pansy, zrobiłaś się strasznie ckliwa – Draco odwrócił wzrok, by ukryć wzruszenie, które odebrało mu mowę. Spodziewał się większej awantury, bądź długiego wyczekiwania, by uzyskać wybaczenie  przyjaciółki. Jak zwykle jej nie docenił. Pansy była aniołem o dobrym sercu, które chowała za pokerową twarzą i zimną postawą.

Przynajmniej taka była kiedyś.

Teraz widział szczęśliwą mężatkę i spełnioną matkę, która nie kryła się ze swoją radością.

— To wina Pottera. Nawet nie wiesz, jaka z niego ciepła klucha – burknęła Pansy, kaszląc cicho, by ukryć własne roztkliwienie. Draco zaśmiał się cicho, kręcąc głową, gdy pani Potter wywróciła oczami, czysto w stylu swojego męża.

— Pansy? Jesteś szczęśliwa? Wyglądasz na radosną, ale chciałbym to usłyszeć – powiedział spokojnie blondyn, zyskując tym samym lekko litościwe parsknięcie przyjaciółki.

— Nigdy nie spodziewałam się, że moją definicją szczęścia będzie Potter i cała ta rodzinna otoczka, ale… — dziewczyna wzruszyła ramionami, uśmiechając się szeroko i wstała z huśtawki. – Ale nie umiem sobie wyobrazić szczęśliwszej wersji Pansy Parkinson. Może to dziwne, ale mimo gorszych dni, tych ciężkich, kiedy nic nam nie pasuje, a wszystko irytuje… nawet wtedy jestem najszczęśliwszą wersją samej siebie. Bo mam cudownego męża, piękne i zdolne dzieci, niezastąpionych przyjaciół, a teraz również mojego najlepszego przyjaciela blisko siebie. To jest moja definicja szczęścia. Jaka jest twoja?

— Pius – odpowiedział krótko, marszcząc brwi na cichy śmiech przyjaciółki. – No co?

— Draco, kochanie, bycie rodzicem jest naprawdę wyjątkowe i dodaje wartości naszemu życiu, ale człowiek potrzebuje również swojego własnego, samolubnego szczęścia. Osoby, z którą będziesz dzielić radosne i smutne chwile. Scorpius jest fantastycznym dzieckiem, ale to inny rodzaj miłości i szczęścia. Pomyśl raczej, z kim chciałbyś cieszyć się z jego sukcesów, komu powierzyłbyś opiekę nad nim i do kogo zwróciłbyś się po pomoc, jako pierwszego. Kto nasuwa ci się na myśl, gdy myślisz o swoim samolubnym szczęściu?

— Chyba przesadziłaś z tym grzanym winem, kochanie – stwierdził cierpko Draco, odwracając wzrok od przenikliwych oczu przyjaciółki, która westchnęła jedynie, nim powróciła do domu, zostawiając go samego na mroźnym powietrzu pod rozgwieżdżonym niebem.


—— —— —— ——


— Zawsze marzyłam o takich wieczorach.

Draco uśmiechnął się leciutko, kiedy Pansy zatrzymała się w progu tuż obok niego. Oboje skierowali spojrzenia w głąb pokoju, gdzie na jednym z foteli siedział leniwie Harry. Najgenialniejszy auror Londynu, śmiał się głośno z kolejnych wygłupów dzieci, które dostarczały im wszystkim mnóstwa rozrywki. Mały Regulus od godziny spoczywał na sofie pod puchatym kocykiem, drzemiąc w najlepsze, podczas gdy pozostali chłopcy dotrzymywali im towarzystwa. James właśnie podskakiwał do góry i starał się przedstawić pozostałym osobom jakąś rzecz, albo postać, machając przy tym rękoma, jak opętany. Draco naprawdę był pod wrażeniem, jak wiele energii miał w sobie ten kilkuletni brzdąc. Nawet żywiołowy Pius wymiękał przy Potterze, który był wiecznie entuzjastyczny i pełen wigoru. Scopius obecnie półklęczał na podłodze, ze skupieniem obserwując małego Jamesa i starał się odgadnąć hasło. 

Jego jasne kosmyki sterczały na wszystkie strony po godzinach zabaw z dziećmi. Blade policzki miały zdrowe rumieńce, a ślad po gorącej czekoladzie znaczył jego brodę. Tuż za jego synem siedziała Hermiona, popijająca leniwie grzańca. 
Brązowe loki zaplotła na czubku głowy, odsłaniając szyję, a Draco nie mógł pozbyć się ochoty złożenia pocałunku na wgłębieniu, tuż przy obojczyku. Hermiona śmiała się równie radośnie, co pozostali, przypominając w końcu jego Granger. Lekko zamglone spojrzenie skrzyżowało się z jego, a on nie mógł powstrzymać się przed cichym westchnieniem.

Była piękna.

— Jakich? – zapytał w końcu, gdy Pansy poruszyła się niecierpliwie tuż obok niego. Niestety Hermiona skupiła się na nowo na grze, wiwatując, gdy po paru minutach myślenia, Teddy odgadł hasło. Chłopiec właśnie losował własną zagadkę do pokazania, przybijając jednocześnie piątkę z bratem.

— Takie nudne wieczory z twoją i moją rodziną. Plotkowanie o rodzicielstwie, pampersach i wspominanie starych, dobrych lat – westchnęła z satysfakcją Pansy, zaplatając ramiona na piersiach. – Brakuje tylko szczeniaczka.

Draco zachichotał, czując w środku ciepło na myśl, że Hermiona była nazwana jego rodziną. Cóż, równie dobrze Pansy mogła zaliczyć ją do rodziny Pottera, ale myśl, że dziewczyna mogła być jego partnerką była naprawdę znośna. I kusząca.

— Poproś Świętego Mikołaja, może ci przyniesie – zażartował Draco i powracając spojrzeniem do ich rodziny, poczuł przyjemny, wewnętrzny spokój.

Wkrótce dwoje przyjaciół dołączyło do zabawy, wzbudzając tym jeszcze większy entuzjazm u dzieci. Minuty mijały szybko, a wraz z upływem czasu, głosy chłopców robiły się coraz bardziej senne. Po dwóch godzinach nie zostało im nic więcej, niż ubrać na wpół przytomnego Scorpiusa, pożegnać przyjaciół i szybko przemknąć do samochodu, nim mróz zdołałby zaatakować ich rozgrzane ciała. 

Draco nie powstrzymał uśmiechu, który cisnął mu się na usta, gdy Scorpius usnął, nim ruszyli spod Potter’owego podjazdu. Nie musiał czekać długo, by Gryfonka, siedząca na miejscu pasażera podzieliła los chłopca i odpłynęła do krainy własnych snów.

Draco wrócił myślami do wcześniejszych przemyśleń na temat wychowania i przyszłości młodego Malfoy’a. I mimo, że może dla niektórych, ta pierwsza wersja byłaby odpowiedniejsza, on sam nie umiał wyobrazić sobie chłopca w tamtym wyobrażeniu. Uwielbiał obserwować roztrzepane włosy młodego, ubrudzone czekoladą policzki, kiedy podjadał słodycze z Hermioną.

Widział przyszłość Scorpiusa u boku swojego i Hermiony.

Bo to dziewczyna obok niego była jego własnym, słodkim szczęściem, którym nie chciał dzielić się z innymi.


—— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— —— ——


Draco zapomniał już, jak to jest być w centrum uwagi. Od najmłodszych lat skupiał na sobie całą atencję arystokratów i śmietanki towarzyskiej, dorastając pośród szmerów plotek i pogłosek. Hogwart przyniósł kolejne doświadczenie, a jego każdy ruch był obserwowany przez przyjaciół, jak i wrogów. W trakcie wojny, posmakował uwagi od samego Voldemorta, a później nieufnych rebeliantów, kiedy to podróżował ze Złotym Trio. Jednak Stany Zjednoczone pozwoliły mu w końcu odetchnąć, mógł uwolnić się od plotek, niedorzecznych historii, czy niemiłych spojrzeń.

Tęsknił za byciem nikim.

— Przestań.

Hermiona posłała mu spojrzenie z ukosa, gdy nie mógł powstrzymać się przed zmrożeniem wzrokiem kolejnej kobiety, która wpatrywała się w niego, jak w malowane cielę. Nie spodziewał się, że wypad na ulicę Pokątną po zakupy, przyniesie mu tyle nerwów i zmartwień. A od kiedy pojawili się na magicznej ulicy, nie mógł się odgonić od ciekawskich pomruków ludzi dookoła nich.

— Przecież nic nie zrobiłem – żachnął się, ignorując znaczącą minę Hermiony, która kręciła głową z politowaniem. – Nie mogą się skupić na czymś innym?

— Jesteś newsem miesiąca, oczywiście, że nie mogą cię zignorować – odpowiedziała lekko dziewczyna, przeglądając dalej półki z książkami, poszukując wybranej przez siebie lektury. Draco westchnął, przekrzywiając głowę, by zerknąć na Piusa, który z zaintrygowaniem oglądał książeczki dla małych czarodziei.

— Mam nadzieję, że nie przeniosą nienawiści na młodego – szepnął cicho, tym samym sprawiając, że brązowe oczy skupiły się kolejny raz na nim. 

Granger wpatrywała się w niego z zamyśleniem, a on przez chwilę nie miał pewności, czy pogrążyła się we własnych myślach i go nie słyszała, czy też myślała nad odpowiedzią. Jednakże orzechowe spojrzenie przesunęło się na młodszego Malfoya, a ona lekko skinęła głową.

— Nienawiść? Cóż, nie będę ci mydlić oczu, Draco. Jasne, że znajdzie się wielu takich, co na ciebie spluną, ale nie każdy cię nienawidzi. Harry powiedział w ogłoszeniu, że podróżowałeś z nami, a Ron to potwierdził. Ludzie kochają Harry’ego, a skoro on nazwał cię bohaterem i swoim przyjacielem… — mężczyzna zmarszczył brwi, lekko zaskoczony tymi słowami. Jednakże Hermiona wzruszyła tylko  ramionami, nie dodając już nic więcej. Podała mu kolejną książkę, którą koniecznie chciała kupić. W końcu, po następnych długich minutach, opuścili księgarnię z trzema książkami dla dziewczyny i pięcioma mniejszymi lekturami dla Piusa. Chłopiec był wyraźnie oczarowany Pokątną, podbiegając do każdej wystawy, aby obejrzeć galerię. Wkrótce portfel Draco znacznie zelżał, a w ich posiadaniu pojawiły się eleganckie szaty dla Piusa (w końcu był młodym czarodziejem), kociołek dla młodych alchemików (w końcu prawdopodobnie odziedziczył talent po ojcu), parę łakoci (które Draco musiał schować przed lepkimi rękami syna, ale też i Granger).

— Czy to jest…?

— Ano, jest – Hermiona uśmiechnęła się z dumą i szczęściem, gdy zatrzymali się przed sklepem, którego wielkość zaskoczyła Draco. Pamiętał jeszcze, że w 1996 roku, sklep ten mieścił się w szarej, zwyczajnej kamienicy. 

Parter był zarezerwowany dla klientów, a góra dla właścicieli. Teraz natomiast, ta szara, stara i zabytkowa kamienica, odzyskała swój dawny kunszt i piękno. Nie widział już brudnych okien i odrapanych ścian, a tynk i cegły nie kruszyły się na chodnik. Dobrze pamiętał, że przybytek ten wyglądał śmiesznie i groteskowo na tle opuszczonych i zaniedbanych sklepików, tejże kamienicy. Teraz jednak, nie mógł doszukać się ani brudu, ani groteski. Zamiast tego, widział piękny budynek, przed którym tłoczyły się tłumy młodych czarodziejów oraz małych dzieci.

Magiczne Dowcipy Weasley’ów, okazały się jednym z najbardziej popularnych punktów na ulicy Pokątnej. Sklep rozrósł się na tyle, by właściciele odkupili całą kamienicę i przejęli zamknięte sklepy na własność. Oczy Draco wędrowały po kolorowych witrynach z wystawami przeróżnych zabawek i gadżetów.

— Wchodzimy? Uwierz mi, że od środka robi jeszcze większe wrażenie – Hermiona obdarowała go słodkim uśmiechem, a potem nie czekając na jego odpowiedź, pociągnęła obu Malfoyów do środka.

Od wejścia uderzył go zapach słodyczy, a śmiechy i krzyki dzieci, zaatakowały jego uszy. Od środka sklep wydawał się nawet większy, niż od zewnątrz, a liczne barwy i wzory mogły wywołać oczopląs. Mimo wszystko, Draco był zachwycony. Między nimi przebiegały dzieci, starające się namówić rodziców na zakup nowych zabawek, które kusiły swoją oryginalnością.

— Hermiona! Ach, już dawno cię nie widziałam! – Granger odwróciła głowę, a blondyn podążył za jej wzrokiem, by zauważyć młodą kobietę, która szła energicznie w ich stronę. Fioletowe włosy, związane w dwa małe koczki na czubku jej głowy, przystroiła brokatowymi gumkami, a ozdobna tiara spoczywała na jej głowie. Dziewczyna ubrana była w spodnie, które ozdobiła tasiemkami. Jedynie górna część jej ubrania była zwyczajna. Firmowa koszulka sklepu z plakietką, zawierającą imię dziwacznej ekspedientki – Fiona.

— Cześć, Fi. Ciebie też miło widzieć! – Hermiona uśmiechnęła się szeroko do dziewczyny, której uwaga przeniosła się na jej towarzyszy. – Fiona, poznaj mojego przyjaciela Draco i jego synka, Scorpiusa.

— Witajcie w najlepszym, najfajniejszym i najsuperekstramega sklepie! – Fiona zerknęła na lekko zestresowanego chłopca, który starał się skoncentrować na dziwnej nieznajomej, chociaż jego uwagę przyciągały latające samolociki nad sufitem. Chłopiec pierwszy raz mógł podziwiać takie pokazy magii i sztuczek w swoim życiu, bo przez większość dzieciństwa nie miał zbyt wielkiej styczności z magicznymi korzeniami. Wiedział o świecie magii, i wiedział, że nie wolno o tym rozmawiać z każdym. Ale zupełnie nie wiedział, że w niektórych miejscach magia mogła być czymś zupełnie normalnym. A ten sklep był wszystkim co ukazywało, jak f a j n a była.

— Nie ma takiego słowa, jak najsuperekstramega – stwierdził cicho chłopczyk, rzucając nieznajomej zaciekawione spojrzenie, nim jego wzrok przyciągnęła następna zabawka. – Tata cię nie nauczył?

— Czemu nie ma? – zapytała niezbita z tropu Fiona, unosząc brwi i przekrzywiając przy tym głowę. – To miejsce jest tak fajne, że zwykłe słowa go nie opiszą. Prawda, Mia?

— Prawda – poparła koleżankę Hermiona, uśmiechając się pokrzepiająco do młodszego Malfoy’a. – Zastaliśmy może właścicieli?

— Są na zapleczu. Zawołam ich, a wy się rozgośćcie! – Fiona rzuciła im kolejny szeroki uśmiech, a potem gdzieś umknęła. Draco, który był średnio zainteresowany całą rozmową, kontynuował rozglądanie się w terenie. 

Wciąż nie mógł uwierzyć, że znajdywał się w tym samym miejscu, co przed laty. Wtedy wszędzie walały się pudła, a krzywe półki zajmowały każdy wolny kawałek. Teraz natomiast stali w dość obszernym holu. Widział stąd szeregi ogromnych półek, na których piętrzyły się pluszaki oraz inne, liczne zabawki. Na środku znajdywały się ruchome schody, bardzo podobne do tych mugolskich. Mieniły się one również różnymi kolorami, gdy ludzie stawali na nich, by przedostać się na wyższe poziomy sklepu. Jasne podłogi rozświetlały pomieszczenie, ale nawet bez nich wszystko błyszczało i jaśniało. Magiczne bańki latały dookoła, fruwające zabawki omijały głowy, szaleńczo ścigając się na niewidzialnym torze. W tłumie klientów dostrzegł pracowników, którzy zabawiali dzieci, ale też tych starszych, prezentując im różne zabawki.

— Hermi! Czemu nic nie mówiłaś, że wpadniesz?

Tym razem nawet Draco wykazał się większym zainteresowaniem, gdy usłyszał znajomy głos. Ku nim zmierzał sam właściciel tego magicznego przybytku. 

George Weasley nie zmienił się zbyt wiele od ich ostatniego spotkania. 

Wciąż był wysokim i smukłym mężczyzną z rozczochranymi rudymi włosami, które zapuścił na tyle, żeby ukryć brak jednego ucha. Jego bladą twarz zdobiły piegi, a szeroki uśmiech zachęcał do odwzajemnienia. Mimo tej radosnej otoczki, Draco z łatwością odnalazł niekończące się pokłady smutku i żalu w ciepłych oczach. Kiedy brązowe spojrzenie skrzyżowało się z jego stalowym, ciepło i radość nie zniknęły. Wręcz przeciwnie, uśmiech Weasley'a powiększył się.

— George, wpadliśmy się przywitać, a ja chciałam pokazać Piusowi najlepszy sklep na całym świecie – przywitała się Hermiona, ściskając wysokiego rudzielca, by później odsłonić obu Malfoy’ów. – Scorpius, poznaj wujka George’a. To on jest tutaj szefem.

— Serwus, młody – George kucnął przed spłoszonym chłopcem, wyciągając rękę, żeby przybić mu piątkę, na co młodszy blondyn zrobił się nieco odważniejszy. – Wyglądasz, jak kopia swojego ojca. Mam nadzieję, że chociaż poczucie humoru masz lepsze.

— Bardzo zabawne, Weasley. Twoje poczucie humoru jest zdecydowanie bardziej… unikatowe. – Draco wygiął wargi w krzywym uśmieszku, stając naprzeciw bliźniaka, który przeniósł uwagę na niego. Przyglądali się sobie przez dłuższą chwilę, nie wiedząc nawet, że klienci wokół nich zaczęli na nich patrzeć z ciekawością. Nie dość, że sam George był traktowany w swoim pałacu zabawek jak król, to jeszcze mierzył się wzrokiem ze śmierciożercą, a obok nich stała Grzmotnięta Granger.

— Och, jakże ja tęskniłem za twoją parszywą buźką – westchnął w końcu Weasley, obejmując ramieniem blondyna i przyciągnął go do ciepłego uścisku. 

Hermiona uciekła od nich wzrokiem, mimowolnie wracając wspomnieniami do momentu, w którym utracili Freda.




— Oszalałeś?

Hermiona zamrugała parę razy, starając się odegnać mroczki sprzed oczu. 

Tak nagła teleportacja wywoła nie tylko okropne mdłości, ale również zawroty głowy. Powoli podniosła się do siadu, odnajdując wzrokiem sylwetki towarzyszy. 

Ron psioczył pod nosem, wstając, a Harry wpatrywał się beznamiętnie w swoje dłonie.

Jedynie Draco i George mordowali się spojrzeniami, stojąc naprzeciw siebie.

— Co się stało? – spytała wciąż oszołomiona Hermiona, sprawdzając, czy ta nagła teleportacja nie pozbawiła jej żadnej części ciała. Po chwili pożałowała tego pytania, gdy Malfoy parsknął prześmiewczo.

— Prawie zginęliśmy, bo ten idiota próbował zaatakować Dołohova! – głos Draco przesiąknięty był chłodem i szyderczym rozbawieniem, który wywołał u niej ciarki. Przeniosła wzrok na George’a, który zaciskał nerwowo pięści.

— Pokonałbym go! Bez żadnego, kurwa, problemu! – wrzasnął rudzielec, wyciągając różdżkę i machając nią. – Pytanie brzmi, czemu mnie powstrzymałeś, hmm? Może ty wciąż jesteś z nimi, co? Może ty wciąż jesteś sługusem ich pana, Malfoy?

— Gdybym był z nimi, pozwoliłbym ci go zaatakować, Weasley. Bo wierz mi lub nie, ale zginąłbyś po sekundzie. – Draco zmrużył powieki, uśmiechając się niemalże pogodnie. – Ale w porządku. To był ostatni raz, gdy ci pomogłem. Od tej pory nie będę zawracać sobie głowy, twoim nędznym losem.

— Draco – fuknęła wstrząśnięta Hermiona, wpatrując się w chłopaka z wściekłością. – Jak możesz?

— Jak mogę? Poważnie, Granger? Normalnie – stalowe spojrzenie spoczęło na niej nim kontynuował – Nie będę narażać swojego życia, a tym bardziej nie będę narażać Potter’a na śmierć, bo ten rudy idiota chce dołączyć do braciszka.

— Malfoy – warknął Ron ostrzegawczo, spoglądając ze strachem na żyjącego bliźniaka, któremu krew odpłynęła z twarzy. Każdy wiedział, że śmierć Freda była najbardziej wstrząsająca dla jego bliźniaka. Nawet teraz, po sześciu szarych i mdłych miesiącach, nawet mała wzmianka o nieżyjącym już chłopcu wywoływała u George’a napady gniewu i rozgoryczenia. Radosny rudzielec przemienił się w ledwo egzystującego ducha, który rzadko się odzywał, bądź reagował na bodźce zewnętrzne. Angażował się jedynie w wypady poza bazę, kiedy miał szansę na spotkanie z mordercami brata, by ich ukarać, co wszyscy skutecznie ignorowali, wierząc, że te masakryczne potyczki, pomogą bliźniakowi przejść przez żałobę. 

Albo pogodzić się z jego śmiercią.

— Nie masz prawa, by wspominać jego imię – wysyczał George, wpatrując się z nienawiścią w blondyna. – To twoi ludzie go zabili. TWOI!

Cisza, jaka zapadła na niewielkiej polance, była głośniejsza, niż wcześniejsze krzyki. Hermiona ze ściśniętym gardłem wpatrywała się w starszego brata Rona, który wyglądał jak karykatura dawnego siebie. Z nikłym szaleństwem w oczach wpatrywał się w Draco, który zachował nienaturalny spokój.

— Fakt. Twój brat nie żyje, Weasley. On jest martwy. Martwy. Ale my jesteśmy wciąż żywi, nie rozumiesz? Przez twoje ciągłe wybryki w końcu skończymy jak on! – chłodne słowa uderzały ich wszystkich, ale skierowane były i tak tylko do trzęsącego się rudzielca. – Dość pobłażania, George. Nie będziemy nastawiać karku, bo ty zarządziłeś krwawą rzeź, żeby pomścić brata. Koniec tego. Fred nie żyje. I na nic mu to wszystko.

— Zamknij się!

— Fred nie żyje! A ty wkrótce sprawisz, że cała twoja pochrzaniona rodzinka podzieli jego los! Fred by tego nie chciał! – zawołał Draco, wciągając głęboko powietrze, by uspokoić skołatane nerwy. – On odszedł.

— Zamknij się, Malfoy! Zabiję cię! – ryknął George, rzucając się na blondyna z pięściami. Nie zdołał go jednak uderzyć, potykając się o własne nogi i upadł przed Ślizgonem na kolana. Zwierzęcy skowyt rozpaczy i agonii wydarł się z piersi zawodzącego Gryfona, który skulił się na ziemi.

Hermiona zacisnęła powieki, czując wzbierające się pod powiekami łzy. Nie wiedziała, dlaczego Harry był wciąż tak samo spokojny, a Ron kamienny. Głośny szloch nie ustawał, ale na chwilę został stłumiony. Gryfonka odważyła się spojrzeć na polankę, żeby sprawdzić, czy Draco nie ma zamiaru zabić rozhisteryzowanego chłopaka. Ku jej zaskoczeniu, Malfoy kucnął obok trzęsącego się George’a i układając dłoń na jego plecach, pogłaskał go delikatnie.

— Twój brat nie żyje. Ale wciąż masz rodzinę, dla której musisz walczyć. Ten ból nigdy nie zniknie. Zawsze będziesz czuć pustkę po Fredzie. Ale on by cię wyśmiał za to, co teraz wyprawiasz. Koniec z zabijaniem innych i siebie, rozumiesz? Od tej pory robisz wszystko, by Fred był z ciebie dumny, George – słowa Draco zdecydowanie nie były przeznaczone dla nich, ale Hermiona nie potrafiła odwrócić wzroku od blondyna, który przyglądał się własnym dłoniom. – Masz dla kogo walczyć.

Jedyną odpowiedzią był cichy płacz oraz ręka, która ścisnęła skostniałe palce Draco.

George Weasley miał dla kogo walczyć.

Oni wszyscy mieli.




— Wciąż jesteś chudy, jak patyk – stęknął rozbawiony Draco, wyrywając się żartobliwie z uścisku i zmarszczył nos. – I w coś ty się ubrał? Strój klauna? Pajaca?

Hermiona zamrugała, wracają do rzeczywistości. Zerknęła na tę dwójkę, którą połączyła wojna i śmierć. George z oburzeniem wygładził pstrokatą koszulę, pusząc się niczym paw na taką zniewagę.

— Mówi elegancik – parsknął George, unosząc brwi, by zerknąć na eleganckie odzienie arystokraty – Wracasz do stylu nadętego buca?

— Niestety, stroje śmierciożerców wyszły już z mody – odpowiedział gładko blondyn, wywołując tym śmiech właściciela sklepu, który pokręcił głową z rozbawieniem. – Interes się kręci, hmm?

— A jak! – przytaknął rudzielec, kłaniając się prześmiewczo. – Dla tak znamienitych gości, znajdę chwilę na małą wycieczkę. Hermiono, nie stój jak kołek i podejdź bliżej, do grupy.

— Chodź, kołku – Draco wyciągnął rękę, by chwycić ramię brunetki i przyciągnął ją bliżej siebie, ignorując pomruk George’a, który uśmiechnął się sugestywnie.

— To jest poziom przeznaczony dla najmłodszych. Magiczne pieluchy, śpiewające nocniki, tęczowe gryzaki oraz zabawki dla dzieci, które lubią połykać małe części. Wszystko bezpieczne, zapewniam – George machnął ręką, kiedy przechodzili między regałami z grzechotkami i innymi artykułami. – Każdy młody rodzic znajdzie coś dla swojej pociechy i na bolączki z nią związane. Szczerze mówiąc, to jest bardziej działka mamy, niż moja. To ona daje dużo pomysłów dla tego działu.

Hermiona uśmiechnęła się, kiedy przeszli do następnego pionu, korzystając z kręconych schodów. Ten poziom był zdecydowanie bardziej chaotyczny. Regały pełne były magicznych klocków, lalek, przeróżnych gier i  kociołków. Scorpius chwycił Hermionę za rękę, kiedy przechadzali się w tłumie innych dzieci. Draco z zaskoczeniem obserwował część piętra, która służyła za boisko do dziecięcego Qudditcha. Paru chłopców i dziewczynek przymierzało dziecięce miotły pod okiem ekspertów, a ich rodzice ekscytowali się tym jeszcze bardziej. Sam Scorpius oglądał zabawki, wpatrując się z zauroczeniem w latające smoki, które umiały zionąć ogniem, jak i w jednorożce na biegunach, które zmieniały kolor.
George porwał Draco w historię o poszerzeniu działalności, która skupiła się również na konstruowaniu zabawek dla dzieci. Od kiedy w jego życiu pojawił się syn, George postanowił obdarować go każdą możliwą zabawką, tworząc coraz to nowsze, które zachwyciły nie tylko malutkiego Weasley’a, ale i resztę społeczeństwa. Teraz Magiczne Dowcipy Weasley’ów przodowały na rynku, zyskując wciąż rosnącą popularność i uwielbienie.

Każde kolejne piętro zachwycało magią i zabawkami. Ciężko było nie znaleźć tutaj czegoś dla siebie, nawet najmniejsze zabawki były unikatowe i ciekawe. Draco musiał przyznać, że nie spodziewał się, aż takiej zmiany w sklepiku. 

W końcu dotarli do innej części sklepu, którą okazała się kawiarnia, w której  rodzice mogli odpocząć od poszukiwań, częstując się kawą i łakociami. 

Tutaj również można było poczęstować się wypiekami pani Weasley, która lubiła krzątać się czasem po sklepie syna. Tym razem jednak nie zastali mamy George’a, ale chłopak i tak namówił ich na muffinki jej autorstwa.

— I to by było na tyle – George opadł na wolny fotel przy pustym stoliku, wgryzając się w ciastko. Draco z Hermioną zajęli miękką kanapę, częstując się ciepłą kawą i uśmiechnęli się z wdzięcznością.

— Zmieniło się nieznacznie – zażartował Draco, odwracając głowę, żeby spojrzeć na przeciwległą część piętra. To tam znajdywał się Magiczny Raj Gnomów, o którym wspominał wcześniej czarodziej. Był to plac zabaw w zamkniętej części, gdzie dzieciaki mogły się wyszaleć. Mnóstwo trampolin, zjeżdżalni, magicznych ścian wspinaczkowych oraz huśtawek.

— Taki tam, mały remoncik – dopowiedział z rozbawieniem Weasley, przekręcając głowę i uśmiechnął się szeroko. – A o to księżniczka i książę tego miejsca.

Draco odwrócił głowę jeszcze raz, odnajdując spojrzeniem Fionę, która prowadziła za ręce dwójkę dzieci. Chłopczyk o karmelowej skórze, wyglądał jakby był w wieku Piusa. Ciemne loczki sterczały mu zabawnie, a liczne piegi, widoczne na rozpogodzonej buzi, były niczym podpis Weasley’ów. Po drugiej stronie Fiony szła dziewczynka, z buzią umazaną czekoladą. Również miała ładną cerę upstrzoną piegami, a także kręcone włosy, spięte w wysokiego kucyka z kokardą.

— Ciocia Mia! – krzyknął chłopiec, wyrywając się do Hermiony i wskoczył jej na kolana. Draco zauważył niezadowolony grymas na twarzy swojego synka, który nie potrafił dzielić się Granger.

— Cześć, Freddy – zaśmiała się dziewczyna, całując chłopca w policzek, a potem uśmiechnęła się do dziewczynki, która usadowiła się na kolanach swego tatusia. – Cześć, Roxanne!

— Znów ukradłaś łakocie, hmm? – mruknął George, wycierając buzię córki i posłał synowi spojrzenie z ukosa. – Freddy, poznaj mojego starego przyjaciela Draco  i jego syna Scorpiusa. Draco, Pius, to moje pociechy.

— Jesteś bardziej blady, niż Lou – zawyrokował Fred, przyglądając się z ciekawością Piusowi, który odpłacał się mu równie zaintrygowanym spojrzeniem. – Czemu jesteś taki blady?

— Bo piję dużo mleka – mruknął Scorpius, mrużąc oczy – A ty jesteś strasznie opalony.

— Nie jestem opalony, głuptasie – zaśmiał się chłopczyk, szczerząc szczerbate ząbki w uśmiechu. – Ja jem dużo czekolady.

— Dobrze, że cię matka nie słyszy – mruknął George, przewracając oczami i odsuwając jednocześnie babeczkę poza zasięg córkowych rączek. – Może pokażesz Piusowi Gnomi Gaj?

— Nie byłeś tam jeszcze? – Freddy zrobił przerażoną minę, zeskakując z kolan Hermiony i podskoczył niecierpliwie. – Pokaże ci najlepsze kryjówki! Chodź!

— Mogę? – mody blondyn przeniósł błagalne spojrzenie z Draco na Hermionę, która uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że dzieci George’a dość szybko zyskają sympatię Piusa, który łaknął towarzystwa dzieci. W rodzinie Weasley’ów mógł zyskać więcej kuzynostwa, niż się spodziewał.

— Pytasz jej, czy mnie? – zaciekawił się Draco, przyglądając się synowi, który zmarszczył czoło.

— Pytam tego, kto się zgodzi? – Pius wzruszył ramionami, ale gdy Hermiona skinęła głową na zgodę, nie czekał na więcej. Pobiegł za Fredem, który zdążył już ukraść dla nich lizaki.

— Och, jednak ma twój przebiegły charakterek – zauważył z rozbawieniem George, wciąż trzymając Roxy na kolanach. – To może, skoro dzieciaki zajmują się sobą, rozejrzycie się za czymś? Pius jest tutaj bezpieczny.

— Jak panujesz nad tyloma dzieciakami? – zapytał z lekka zestresowany Draco, który nigdy nie pozwolił Piusowi bawić się w takim zwariowanym miejscu.

— Na wejściu do Magicznego Gnomiego Gaju dzieci dostają magiczne stempelki na nadgarstki. Ich imiona pojawiają się na liście. Jak coś się dzieje, to imiona się świecą. Również można ich znaleźć na mapie sklepu. To jak Mapa Huncwotów, tylko podrasowana. – George uśmiechnął się do Hermiony, która przytaknęła. – Nasza genialna czarownica to wymyśliła.

— Pius jest bezpieczny – zapewniła go dziewczyna, odstawiając pustą filiżankę na tackę, która transportowała naczynia do kuchni. – A my możemy zaopatrzyć się w zabawki dla niego. I jakieś ubrania. Może w tym sklepie na końcu alejki?

— U Lady Olline? Na pewno znajdziecie tam coś dla dziecka – zgodził się George, uśmiechając się do Draco. – A potem wybierzemy zabawki dla nowego rodzinnego gnoma.

— Gnom – powtórzyła uroczo Roxanne, przykładając palec do swojego nosa z dumą.

George wymienił uśmiechy z Hermioną, która postanowiła zatrzymać się jeszcze na chwilę w łazience zanim wyjdą, a Draco z Weasley’em ruszyli w kierunku głównego hallu, gdzie się spotkali.

— Wyglądasz na zadowolonego z siebie – stwierdził w końcu Malfoy, spoglądając na bliźniaka, który rozejrzał się dookoła, nim skupił wzrok na towarzyszu.

— Miałeś rację. Warto było przeżyć – powiedział cicho George, zerkając na córkę, która ssała kciuka i obserwowała latające zabawki z rozmarzeniem. — Warto było o to zawalczyć.

Draco przytaknął, odnajdując w tłumie czuprynę Hermiony, która już kroczyła w ich stronę. Cały dzisiejszy dzień zdawała się być radosna, ożywiona i pełna energii. Powoli odnajdywał w niej coraz więcej z dziewczyny, która otworzyła mu oczy.

Dziewczyny, dla której on walczył.

— Fred byłby z ciebie dumny – wyszeptał cicho, posyłając spojrzenie Weasley’owi, który zamrugał, nim uśmiechnął się szeroko z wdzięcznością.

— Gotowy? – Hermiona dołączyła do nich, naciągając czapkę na swoje loki i zerknęła na obu mężczyzn, którzy wymienili się rozbawionymi spojrzeniami. – No co?

— Nic, nic – George machnął ręką, poklepując Draco po ramieniu. – Teraz twoja kolej, Malfoy.

— Kolej na co? – Gryfonka zmarszczyła brwi i zapinając płaszcz, starała się zrozumieć, co ją ominęło.

— Na rozpoczęcie nowego rozdziału – dokończył swoją myśl George, parskając śmiechem na morderczą minę dziedzica Malfoyów i skonfundowane spojrzenie przyjaciółki.

— Że co? – mruknęła Hermiona, ale Draco chwycił ją jedynie za rękę, wyciągając ze sklepu, nim George zdążył dodać coś więcej. – O co mu chodziło?

— O to, że powinnaś pójść ze mną na randkę – rzucił lekko, spoglądając na zaskoczoną gryfonkę, która zmrużyła oczy z niezadowoleniem.

— Zdążyłeś się już wszystkim pochwalić, że idziemy na randkę? – burknęła, wpychając dłonie do kieszeni płaszcza i zerknęła na niego.

— Najpierw pozwolę się ludziom oswoić z moim powrotem – stwierdził, obejmując ją lekko i przyciągnął do siebie, żeby cmoknąć jej policzek. – A dopiero potem, powiem światu, że idziemy na randkę.

Hermiona uśmiechnęła się.

Ot tak, bez żadnej sztuczności, czy wymuszenia.

Uśmiechnęła się szczerze i lekko, jak kiedyś.

Nie wiedziała jeszcze, że to był dopiero początek ich nowej przygody.












Tak oto powracamy do tej historii. Mam nadzieję, że się nie zawiedliście za bardzo. I życzę Wam dużo zdrowia i wytrwałości. Dbajcie o siebie i swoich bliskich!
#zostańwdomu









Szablon