- Może jednak przeprowadzka nie
jest wcale takim złym pomysłem?
Draco uniósł wzrok znad karty dań,
którą właśnie przeglądał. Zerknął na swojego towarzysza, który patrzył na niego
ze smutkiem. Daniel Sharman, był jednym z nielicznych przyjaciół jakich
pozyskał
w Nowym Yorku. Mężczyzna zdobył jego sympatię swoim ciętym językiem oraz lekkim podejściem do życia. Mimo gorącego temperamentu, był naprawdę świetnym przyjacielem, który nie opuścił jego boku w kryzysowych sytuacjach. Teraz mężczyzna poprawił kasztanowe włosy, a brązowe oczy błysnęły z namysłem.
w Nowym Yorku. Mężczyzna zdobył jego sympatię swoim ciętym językiem oraz lekkim podejściem do życia. Mimo gorącego temperamentu, był naprawdę świetnym przyjacielem, który nie opuścił jego boku w kryzysowych sytuacjach. Teraz mężczyzna poprawił kasztanowe włosy, a brązowe oczy błysnęły z namysłem.
- Możecie do tego czasu
zamieszkać u mnie, chociaż jestem pewien, że wybrałbyś, któryś z hoteli –
parsknął z rozbawieniem, poprawiając mankiety marynarki. – Wiesz, że ci pomogę.
- Wiem, że masz chrapkę na nasze
mieszkanie – mruknął kpiąco, sprawiając, że Daniel jedynie zmrużył z irytacją
powieki. – Nie wiem, czy chcę się wyprowadzać. Astoria i ja... daliśmy wszystko
z siebie na tamten dom i…
z siebie na tamten dom i…
- I cię zostawiła – dokończył
zimno tutejszy celebryta, machając ręką na kelnera, by zamówić dla obu ich
ulubione dania oraz wytworne wino. – Darren, ona nie wróci. Pomyśl co musi czuć
Pius. Słyszałeś na pewno o nich? Prawda? To dziecko jest przerażone, mimo tego
słodkiego uśmiechu. Mimo tych trzech lat.
- Naoglądał się horrorów, to się
boi – westchnął Draco, odruchowo zerkając na ekskluzywny zegarek na
nadgarstku. Scorpius właśnie będzie kładł się spać, a on znów nie przeczyta mu
bajki na dobranoc. – Czy na pewno Pius ci w niczym nie przeszkodzi?
- Jutro mam jedno spotkanie z
zarządem, ale to wieczorem. – Machnął ręką młody prezes znanej firmy
hotelarskiej. – Pius może zostać na cały dzień. Nie będziesz teraz dziecka
budził, a on i tak ma przecież własny pokój w moim domu, więc co ci szkodzi?
- Nie lubi spać poza domem –
wyjaśnił, wzdrygając się na myśl o synku w mieszkaniu Daniela. Scorpius od
samobójstwa Astorii, rzadko kiedy przesypiał całą noc, bez przychodzenia do
niego. – Przepraszam na chwilę.
Draco podniósł się, wyciągając
telefon i dając tym samym znać przyjacielowi, że musi zadzwonić do chłopca.
Przeszedł przez zapełnioną sławnymi ludźmi salę, kierując się do bogato
zdobionej łazienki. Wciągnął zapach róż, który kojarzył mu się jedynie z Pansy.
Odegnał wspomnienie przyjaciółki, w końcu należała do przeszłości. Odblokował ekran, zatrzymując dłużej wzrok na
zdjęciu Scorpiusa z watą cukrową, którą tak uwielbiał. Wstukał odpowiednie cyfry i przyłożył słuchawkę do ucha.
- Halo? – Usłyszał głos niani
chłopca, która wprost uwielbiała, udawać francuski akcent.
- Cześć, Hannah, dasz mi Piusa? –
poprosił, opierając się biodrem o blat i spoglądając na swoje odbicie. –
Skarbie?
- Cześć, tatusiu – przywitał go
słodki głos syna, a supeł jego brzuchu
się rozluźnił. – Jadłem na kolację ciastka, wiesz?
- To cudownie, ale pamiętaj, żeby
umyć ząbki – przypomniał bezwiednie stałą mantrę, uśmiechając się na
prychnięcie synka. – Czy wszystko w porządku?
- Tak – odparł Scorpius,
widocznie zadowolony. – Daniel ma kota, pamiętasz?
- A ty pamiętaj, by go nie
zamęczyć. – Zaśmiał się, wyobrażając sobie syna, przyduszającego kotka. – Pan
Drops również oddycha.
- Dobrze, tatusiu, nie zamęczę
go – powtórzył powoli, smakując nowe słowo z entuzjazmem. – Czy my też kupimy
kotka?
- Porozmawiamy o tym jutro, okej?
– Przesunął palcem po srebrnym kranie, naciskając go lekko. – Muszę kończyć,
kochanie, ale połóż się niedługo spać, dobra?
- Rozważę to – obiecał dzieciak,
szepcząc dobranoc i rozłączając się. Draco wsunął telefon do kieszeni, oparł
się o blat i nachylił do lustra. Przyjrzał się swemu zmęczonemu odbiciu i nagle
wizja samotnego wieczoru wydawała się cudowna. Może sam na sam w ich koszmarnym
mieszkaniu mu pomoże?
- Dzieciak żyje? – zapytał go z
uśmiechem Daniel, gdy wrócił na swoje miejsce. Talerz z pieczonym łososiem już
przed nim stał, a kieliszek napełniony był winem.
- Obawiam się, że to twój kociak
nie przeżyje – odparł z przekorą, unosząc kieliszek do ust, by upić łyk wina. Cierpki smak na języku oraz delikatny posmak owoców pozwolił mu na chwilę się rozluźnić.
- Mój kociak będzie się bawił
cudownie – powiedział mężczyzna, znacząco spoglądając na zarumienioną
kelnerkę, która ich obsługiwała i co chwila posyłała im rozmarzone spojrzenia. – Ann lubi
poznawać nowe miejsca, wiesz?
- Domyślam się po twoim
zadowolonym uśmieszku. – Wywrócił oczami, zazdroszcząc przyjacielowi takiego
podejścia do życia. W innej alternatywie, to on flirtowałby z kobietami,
goszcząc je u siebie na jedną noc i zapominając ich imiona po paru godzinach. –
Pamiętaj, że śpi u ciebie mój syn.
- Pamiętaj, że mam na własność
swoje hotele – mruknął z kpiną Daniel, wsuwając do ust widelec. –
A Ann na pewno będzie zadowolona z prezydenckiego apartamentu. Czy może lepiej dla nowożeńców?
A Ann na pewno będzie zadowolona z prezydenckiego apartamentu. Czy może lepiej dla nowożeńców?
- To ty znasz się na kobietach –
zauważył znacząco Draco, unosząc rękę z obrączką. – Ja jestem tym pantoflarzem.
- Nigdy nie byłeś pod obcasem
Katheriny. – Zaśmiał się Daniel, marszcząc po chwili brwi. – Czemu wciąż ją nosisz? Nie masz już żony. Od trzech lat, Darr.
- To, że Kathy nie żyje, niczego
nie zmienia – wyjaśnił z cierpliwością, zgrzytając zębami. – Nie pokocham teraz nikogo.
- Sęk w tym, że i Kathy nie
kochałeś – syknął jego przyjaciel, pochmurniejąc. – Sam wspominałeś, że
oddaliliście się od siebie po narodzeniu Piusa, pamiętasz? Zniknęła cała
namiętność oraz pasja między wami, którą tak się wyczuwało, gdy się poznaliśmy.
- Kochałem ją. Wciąż ją kocham –
zaprzeczył Draco, odkładając sztućce na talerz i nachylając się do towarzysza.
– Wybacz, ale nie zrozumiesz. Chciałbym, byś kochał kogoś równie mocno, jak ja
kochałem ją.
- Czy
wciąż mówimy o Kathy? – parsknął Daniel, wzruszając ramionami. – W porządku,
Darrenie. Mam nadzieję, że pokocham kogoś tak mocno, jak ty.
- Wróciłem! – krzyknął, zamykając
za sobą drzwi.
- Witaj w domu, kochanie – zawołała ze śmiechem Astoria, wychodząc z kuchni
z psotnym uśmiechem. – Idź się przebrać.
- Coś nie pasuje? – Zmarszczył brwi, zerkając na garnitur, który
założył do pracy. Jego piękna żona położyła obie dłonie na biodrach,
przytakując cierpliwie.
- Jesteś Darrenem, a ja chcę ciebie, Draco – wyjaśniła, znacząco
wskazując schody na piętro. –
A potem...
A potem...
- A potem, co? – Uniósł brwi, gdy znów błysnęły z radością jej oczy. –
Ast?
- A potem mnie znajdź – szepnęła ich stały tekst, znikając po chwili w
jadalni. Draco posłusznie poszedł wziąć prysznic i założył ulubione lniane
spodnie oraz zwyczajną bluzkę z długimi rękawami,
by zasłonić blady już tatuaż. Gdy znalazł się z powrotem w salonie, Astorii w nim nie było. Zastał za to otwarte drzwi na balkon. Wyszedł na zewnątrz, wdychając z ulgą świeże powietrze.
by zasłonić blady już tatuaż. Gdy znalazł się z powrotem w salonie, Astorii w nim nie było. Zastał za to otwarte drzwi na balkon. Wyszedł na zewnątrz, wdychając z ulgą świeże powietrze.
Na końcu, wśród doniczek z kwiatami, stał mały stolik, przykryty białym obrusem
z całą zastawą
oraz zapalonym świecznikiem. Uśmiechnął się, na widok przygotowanego posiłku, szukając wzrokiem swojej ukochanej. Astoria stała na samym końcu, plecami do niego, wpatrując się w panoramę miasta. Kolejny raz, zachwycił go widok Nowego Yorku oraz Manhattan. Cena apartamentu, jednak była tego warta. Objął Astorię w pasie, kładąc brodę na jej wystającym ramieniu i przyciągnął ją do siebie.
oraz zapalonym świecznikiem. Uśmiechnął się, na widok przygotowanego posiłku, szukając wzrokiem swojej ukochanej. Astoria stała na samym końcu, plecami do niego, wpatrując się w panoramę miasta. Kolejny raz, zachwycił go widok Nowego Yorku oraz Manhattan. Cena apartamentu, jednak była tego warta. Objął Astorię w pasie, kładąc brodę na jej wystającym ramieniu i przyciągnął ją do siebie.
- Mam cię – mruknął, muskając wargami jej szyję. – Znalazłem cię.
- Jesteś w końcu, Draco – westchnęła, uśmiechając się w ten uroczy
sposób, a oczy pojaśniały jej na jego widok. – Podoba ci się niespodzianka?
- Jak najbardziej – odparł, mierząc ją znaczącym spojrzeniem i
uśmiechając się, na widok białej, znacząco zbyt wiele odsłaniającej, sukienki.
– Bardzo mi się podoba.
- To dobrze – skwitowała z zadowoleniem, pociągając go w stronę
stolika. – Otwórz szampana, proszę.
- Mamy dziś święto? – Uniósł brwi, posłusznie wyciągając z wiaderka z
lodem butelkę. Astoria nałożyła na ich talerze grillowane warzywa, uśmiechając się do niego z
ciepłem. – Zapomniałem o czymś?
- Nie, dziś możemy świętować jedynie nas – westchnęła, nachylając się,
by go pocałować. – Jesteś ty. Jestem ja. Możemy świętować, to dobry powód,
prawda?
- Prawda – odparł z rozbawieniem, podskakując gdy korek wystrzelił z
butelki.
Tym razem, jednak nikt mu nie
odpowiedział. Zamknął drzwi na wszystkie spusty oraz nałożył zaklęcia,
zrzucając w przedpokoju buty. Nienawidziła tego, ale teraz nie miało to
znaczenia. Chociaż wiedział dobrze, że jakaś jego głupia część liczyła na głośny protest dziewczyny, karcący
go, za takie zachowanie. Jednak już nigdy więcej tego nie zrobi.
- Nie pij whisky, Draco, po niej
śmierdzisz – wymamrotał kpiąco, kiedy naśladował jej głos, nalewając sobie
szklaneczkę alkoholu. Po krótkim namyśle, złapał całą butelkę i wziął z niej
kilka łyków. Skrzywił się, ale z zadowoleniem przeszedł na górne piętro, do ich
sypialni. Z nową energią, powyciągał wszystkie jej ubrania, rozrzucając po
pokoju i w przerwach biorąc kolejne łyki whisky. Dość szybko poczuł tą cudowną
lekkość, którą dawał alkohol. Koślawo przeszedł do łazienki, wyrzucając
wszystkie kosmetyki kobiety na podłogę. Z wściekłością rzucił fiolką ulubionych
perfum Astorii o ścianę i poczuł mdłości,
na ich intensywny zapach.
- Nienawidzę cię – wyjęczał,
wyciągając tym razem wszystkie kremy oraz balsamy oraz trafiając nimi do śmietnika.
Wracając do sypialni, przewrócił się na kolana, a po sekundzie kopnął, wciąż
leżąc, szafkę. Ramki ze zdjęciami pospadały na ziemię z trzaskiem, a koszmarny
los sprawił, że uśmiechnięta twarz Astorii, upadła przed nim. Uniósł ostrożnie
zbite zdjęcie, dotykając opuszkiem palca, radośnie śmiejącej się żony.
- Czemu to zrobiłaś? Czego ci
brakowało? – zapytał, wyciągając telefon i szukając w kontaktach „Katheriny”.
Przycisnął jej ikonkę, patrząc na uśmiech Astorii, pojawiający się na
wyświetlaczu. Przycisnął telefon do ucha, czekając, aż skończy się połączenie.
- Cześć, tu Kathy, niestety nie
mogę odebrać, ale jeśli jesteś kimś interesującym, to na pewno oddzwonię…
Darren, jeśli to ty, pamiętaj, by powiedzieć na koniec, że mnie kochasz! Ciao!
– głos Astorii umilkł, a Draco ponowił połączenie. Odsłuchał spokojnie nagranie
żony, raz jeszcze. Nie zauważył nawet, kiedy zaczął płakać, zwinięty w kłębek na podłodze, ze
zdjęciem dziewczyny przed sobą. Nie pamiętał, czy to telefon się rozładował,
czy to on w końcu zasnął, ale gdy nadeszła ciemność, wciąż mamrotał, to o co
prosiła.
Kocham cię. Kocham cię. Proszę, nie zostawiaj mnie. Kocham cię.
///
Draco z trudem otworzył powieki,
krzywiąc się, gdy jasne promienie słońca przedarły się przez firanki. Powoli
usiadł, krzywiąc się z niesmakiem, na widok własnych wymiocin na podłodze i
bluzce. Ściągnął z siebie koszulkę, odrzucając ją w stronę łazienki, i po
krótkim namyśle, sam też tam powędrował. Ominął z gracją porozbijane naczynia,
uciekając do kabiny prysznicowej. Zimny strumień wody uderzył go w twarz, cucąc
oraz orzeźwiając, a kolejna fala wymiocin zniknęła. Stał pod wodą przez
godzinę, opierając czoło o kafelki, a ramiona krzyżując nad głową.
- Jesteś suką, Toria – mruknął,
wychodząc z łazienki w samych dresach. Skrzywił się, na widok skutków
wczorajszego picia, żałując tym samym, że nie ma przy sobie różdżki. Zamiast
obrzydliwego wycierania nieczystości ścierką, wystarczyłoby jedno zaklęcie. Z
zaciśniętymi zębami, pozbył się za pomocą własnych rąk, szmatek oraz zmiotki, wszelkich śladów wczorajszej
utraty kontroli. To więcej się nie powtórzy, a na pewno nie przy Scorpiusie. Po
skończonej robocie wyszedł z sypialni, gdzie czuł na sobie irytujący, radosny
wzrok zmarłej żony. Trzasnął drzwiami, odruchowo krzywiąc się z powodu hałasu.
Przeszedł wbrew własnej woli, do ostatniego pomieszczenia na korytarzu, gdzie
kryła się pracownia Astorii. Na ścianach, jak i na podłodze, ułożyła tysiące
plakatów, szkiców oraz pomysłów, na stworzenie własnego domu mody. Uśmiechnął
się, na widok swojej własnej twarzy, wiszącej tuż nad jej biurkiem, gdzie
ubrała go w lniane spodnie oraz koszulkę. Przyniósł wielkie pudło i z nową
energią, zaczął wrzucać do niego wszystkie rysunki.
- Darren, wszystko tam u ciebie w
porządku?
- Tak – powiedział do słuchawki,
kopiąc stopą trzecie już, pudełko w stronę drzwi. Pozostało mu biurko oraz
kilka plakatów. – Rozładował mi się wcześniej telefon. Jak ma się Pius?
- Pius, jak się masz? – krzyknął
gdzieś Daniel, by po chwili Draco mógł usłyszeć radosny okrzyk, że super. – Mówiłem.
Twoje dziecko jest ze mną bezpieczne. Jest już trzynasta, Darr, na pewno
wszystko okey?
- Wczoraj trochę zabalowałem –
przyznał w końcu, otwierając jedną szufladę i wyciągając wolną ręką długopisy,
notatniki oraz kilka skrawków materiałów. Wrzucił je szybko do kosza, sięgając
do kolejnych szafeczek.
- Jeśli coś się będzie działo, to
wiesz gdzie mnie szukać – powiedział po chwili milczenia Daniel z powagą, która była do niego zupełnie niepodobna. Draco mruknął coś w
odpowiedzi, rzucając telefon na stojący w kącie fotel. Nie mógł uwierzyć, że
naprawdę to robi. Potrzebował trzech lat by wejść do tego pokoju. Trzech lat by w końcu pozbierać rzeczy Astorii i je
wyrzucić. Wszystkie ubrania, buty, torebki, kosmetyki i najdrobniejsze
akcesoria ukochanej, spakował wcześniej oraz oddał fundacji na rzecz biednych.
Pozostawił jedynie złotą obrączkę oraz kilka zdjęć. Resztę zebrał i upchał w schowku w najdalszym kącie.
- Doprawdy, nie mogłaś się
powstrzymać przed sekretami? – parsknął, gdy ostatnia szuflada biurka nie
chciała się otworzyć. Przeszukał pomieszczenie w poszukiwaniu kluczyka, który
jego piękna żona schowała w lampie. Z ciekawością otworzył szafkę licząc na…
sam nie był pewien co. Ale zamiast tego, znalazł kilka fotografii z ich ślubu,
które sprawiły, że ścisnął mu się żołądek. Na końcu, zawinięty w lnianą chustkę, leżał gruby zeszyt, podpisany zgrabnym pismem Astorii.
Otworzył ostrożnie pierwszą stronę, zamierając z zaskoczeniem.
„Najdroższy Draco,
jeśli to czytasz, to znaczy, że nie żyję. Albo w końcu dojrzałam do tego momentu, by wyznać Ci całą
prawdę. Nie jestem jednak w stanie uwierzyć w tą drugą opcję. Chyba nigdy nie
będę gotowa, by patrząc Ci w oczy, kochanie, powiedzieć to, co powinnam już
dawno temu.
Nigdy nie byłam tak niewinna, jak uważasz. Kiedy patrzysz na mnie,
czuję, że żyję. Twoje oczy kochają mnie. Kochały. Wiem, że coś pękło, w chwili
narodzin Scorpiusa. Wiem, że po części, mnie za to nienawidzisz. Ale kocham
Cię, Draco. Kocham Cię. I przepraszam. Przepraszam, za wszystko, czego się dowiesz czytając ten dziennik. Za każdą moją decyzję. Wszystkie kłamstwa.
Jeśli nie żyję, to znaczy, że nie masz zbyt wiele czasu. Zabierz ze
sobą Scorpiusa i uciekaj. Uciekaj, skarbie, bo może dziś, może za rok, a może za
kilka lat, przyjdą i po Ciebie. Przyjdą, by odebrać dług.
A wtedy nie będzie ratunku.
Uciekaj.
Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz,
Twoja oddana oraz kochająca,
Astoria”
Draco wpatrywał się w pierwszą
kartkę, która była widocznie wklejona. Wiedział, że to był list od Astorii.
Może nawet jej ostanie słowa do niego. Przesunął palcem po wyschniętym
atramencie, zastanawiając się, czy wiedziała, ile czasu zajmie mu odnalezienie tego.
Dopiero po godzinie czytania
listu raz za razem, poczuł wściekłość. Skoro mogło im grozić jakiekolwiek
niebezpieczeństwo, Astoria powinna była mu powiedzieć. Przecież minęły trzy
lata od jej śmierci, a on dopiero teraz to odnalazł! A co, jeśli nigdy, nie
zwróciłby uwagi na ten dziennik? Zamknął z trzaskiem zeszyt, kładąc go na
biurku i biegnąc do swojego pokoju. Chwycił telefon, wykręcając numer,
podpisany jako „X”. Zgrzytnął zębami na dźwięk sekretarki, wbijając numer
jeszcze raz i podchodząc do okna. Przyglądał się spacerującym ludziom, szukając
jakichkolwiek podejrzanych typów.
- Halo? – odezwał się znużony głos, a w tle dobiegały go dźwięki z ulicy.
- To ja – mruknął, zamykając powieki i wciągając ze świstem powietrze. – Potrzebuję
pomocy.
Nigdy nie spodziewał się, że to
właśnie on, będzie mu pomagał. Po tylu latach kłótni, nienawiści i okropnych słów między nimi. Wciąż pamiętał ich pierwsze spotkanie. Wtedy
nawet nie zdawał sobie sprawy, że to on. Że to na tego roztrzepanego,
zagubionego chłopca czekał. A potem podróż do Hogwartu i spotkanie z Wybrańcem
odmieniło jego życie. Nie, nigdy nie założył, że Harry Potter odrzuci ofertę
jego przyjaźni. Od najmłodszych lat, wyobrażał sobie, jak pokazuje
przyjacielowi z blizną, magiczny świat od najlepszej strony. Widział, jak ich przyjaźń
kwitnie, staje się nieśmiertelna, a Harry zostaje jego bratem. Jednocześnie
rodzina będzie miała wyższy status, ale to on, Draco Malfoy, zyska najważniejszego przyjaciela na całe życie. Jaki los bywa
okrutny, prawda?
- Tato? Czemu lecimy... tam?
- Lecimy do wujka Harry’ego –
powiedział z entuzjazmem, spoglądając na synka, siedzącego obok. Mały nie
odrywał oczu od okna, gdzie mogli podziwiać błękitne niebo oraz białe jak puch
chmury. Scorpius przytaknął, zagryzając wargę i mocniej obejmując swojego
ulubionego misia. Wiedział, że zachwiał spokojnym życiem nie tylko swoim, ale
zdecydowanie i syna. Kiedy z dnia na dzień, oznajmił młodemu, że jadą na
wycieczkę, syn spojrzał na niego dużymi oczami. Nie mógł się jednak
powstrzymać, by nie wypełnić wszystkich poleceń Harry’ego. Spakował podręczne
rzeczy, a później,
z już gotowymi paszportami, pojechali na lotnisko. Tam, jak obiecał były gryfon, nie musieli czekać
w kolejce, a bilety w pierwszej klasie czekały na nich w VIPowskim okienku. Widział, po minie dziecka, że radość, póki co, zastępuje zdumienie, tak pochopnym zachowaniem. A może Pius naprawdę jeszcze nie umiał dostrzec, jak bardzo nietypowe to było?
z już gotowymi paszportami, pojechali na lotnisko. Tam, jak obiecał były gryfon, nie musieli czekać
w kolejce, a bilety w pierwszej klasie czekały na nich w VIPowskim okienku. Widział, po minie dziecka, że radość, póki co, zastępuje zdumienie, tak pochopnym zachowaniem. A może Pius naprawdę jeszcze nie umiał dostrzec, jak bardzo nietypowe to było?
- Ale czemu? – Poprawił synkowi
poduszkę, uśmiechając się delikatnie, gdy odruchowo Scorpius splótł ich palce
razem. – Nigdy nigdzie nie lecieliśmy. Ani nie do wujka, ani nigdzie.
- Tak, to prawda –
przyznał. To Harry zawsze do nich
przylatywał. Przynajmniej raz w miesiącu, gościli u siebie Pottera, który niby
służbowo dostawał zlecenia w USA. Draco wciąż zaskakiwała ich przyjaźń, która
łączyła ich już od wielu lat. Lubił sobie wyobrażać, że to by było typowe,
nawet w Hogwarcie, gdyby wtedy... nie był dupkiem, a Potter nie oczarowałby się
Weasley’em oraz jego słodką maską, najmłodszego dziecka dużej rodziny.
- No, to? Czemu? – Zamrugał, znów
przypominając sobie, że tamte czasy już dawno minęły.
- Praca. – Machnął ręką,
zadowolony, że taka odpowiedź, chociaż na trochę usatysfakcjonuje syna.
Scorpius, oczywiście, przytaknął, znowu skupiając się na widokach za oknem.
Draco zerknął przelotnie na stewardessę, która wciąż na nich spoglądała od
kiedy tylko weszli na pokład. Starym zwyczajem, najpierw poczuł niepokój, ale
kiedy irytująco podobny do Daniela głos wyśmiał w jego głowie taką paranoję,
uniósł kąciki ust. Zapominał, że to bywało normą w szkole. Dziewczyny zwracały
na niego uwagę przez nazwisko, majątek, wygląd. Oczywistą przesadą było, że przespał się
z większością uczennic. Ale nie prostował tego nigdy, bo i po co? To było niemalże dziewięć lat temu. Później nadszedł koszmarny szósty rok i misja zlecona przez Voldemorta. Rzadko wracał do tego horroru. Kiedy się wydało, że to nie on rzucił zaklęcie na dyrektora, został ukarany. Torturowany. Skatowany. Jedynie dzięki przyjaźni Lucjusza i Severusa, udało im się odegrać jego śmierć, a później nauczyciel wyciągnął go z Malfoy Manor. Ocknął się w obcym sobie pokoju, z przykutymi do ściany nadgarstkami i kostkami.
z większością uczennic. Ale nie prostował tego nigdy, bo i po co? To było niemalże dziewięć lat temu. Później nadszedł koszmarny szósty rok i misja zlecona przez Voldemorta. Rzadko wracał do tego horroru. Kiedy się wydało, że to nie on rzucił zaklęcie na dyrektora, został ukarany. Torturowany. Skatowany. Jedynie dzięki przyjaźni Lucjusza i Severusa, udało im się odegrać jego śmierć, a później nauczyciel wyciągnął go z Malfoy Manor. Ocknął się w obcym sobie pokoju, z przykutymi do ściany nadgarstkami i kostkami.
- To wróg! Śmierciożerca! Zdrajca!
- Daj spokój, nie wiedział w co się pakuje i…
- Oczywiście, że wiedział!
- Nie miał wyboru!
- MIAŁ. Miał cholerny wybór, Remusie. I wybrał.
- Harry, a ty? Co powiesz?
- Zagłosujmy – zaproponował Wybraniec, sprawiając, że przeszły mu
ciarki po plecach. Czyżby mieli głosować nad tym, co z nim zrobią?
- Nie. – Ten głos wciąż mu się z kimś kojarzył, ale nie potrafił
dopasować go do osoby.
- Nie i..
- Nie.
- Nie.
- Tak. – Wstrzymał oddech, bo głos Granger poznałby wszędzie. Jeśli
byli tu Potter i Granger,
to i Weasleya nie mogło zabraknąć.
to i Weasleya nie mogło zabraknąć.
- Ron! – Dziewczyna widocznie się zirytowała, a później rozległ się
głośny trzask. Skrzywił się, bo zdrętwiałe ręce w końcu dały o sobie znać. Uchylił powieki, gdy kroki rozległy się bliżej, a pod drzwiami coś
zaszurało. W końcu lekko się uchyliły, a do środka wsunęła się drobna osoba. Od
razu poznał tą Gryfonkę. Brązowe loki sterczały dookoła jej okrągłej buzi z
zarumienionymi policzkami, a brązowe oczy błyszczały w ciemnościach.
- Och... nie wiedziałam, że już jesteś przytomny – szepnęła, kucając
obok niego i wyciągając z rękawa różdżkę. – Doprawdy, Malfoy, jak zawsze musisz
coś popsuć.
Najchętniej odpowiedziałby jej niemiłym komentarzem, ale... nie. Tak
naprawdę, było mu już wszystko obojętne. Nie miał ochoty nic mówić, co więcej,
nie mógł. Miał wysuszone gardło, opuchnięty język, a ustach czuł gorzki posmak.
Patrzył beznamiętnie, jak uwalnia jego nadgarstki oraz kostki, a później wyciąga z
niewielkiej torebki, kawałek materiału.
- Poradziłaś sobie? – Drgnął zdumiony, gdy do jego celi wsunął się
Weasley. Ron obrzucił go kwaśnym spojrzeniem, kucając obok przyjaciółki i
poklepując ją po ramieniu. – Myślę, że nam się udało.
- Byliśmy rewelacyjni. – Hermiona uśmiechnęła się lekko, unosząc brwi,
gdy z góry rozległ się głośny trzask.
- Nie ma mowy! To śmierciożerca, mówiłem wam od początku! – Harry
Potter krzyczał, a kolejny trzask łamanego mebla ukazał jego prawdziwą
wściekłość .– Ale wy wiecie lepiej, tak? On zasłużył na wszystko, co najgorsze
i…
- Harry!
- Mam tego dość!
Draco przesunął nieprzytomnie wzrok, z sufitu na jego dwójkę
towarzyszy, którzy siedzieli cicho. Widział mechaniczne ruchy dłoni rudego na
ramieniu przyjaciółki, gdy dodawał jej otuchy. W sumie nie zdumiał go widok
Wybrańca, który znikąd stanął w drzwiach. Już wiele razy podejrzewał, że jest
posiadaczem Peleryny Niewidki, ale jego zmęczony umysł, nie miał nawet sił, by
odczuć satysfakcje z tego odkrycia. Wiedział, że to koniec.
Po co innego, trójka jego znienawidzonych znajomych siedziałaby w jego celi,
tuż po głosowaniu nad jego losem, gdzie nikt się z nimi nie zgadzał? Chcieli
jego śmierci? Naprawdę, nie miał nic przeciwko.
- Pamiętajcie, by się skupić na mnie, a nie na jakimś miejscu. – Harry
wyciągnął rękę, chwytając go ciepłą dłonią za nadgarstek i pociągając tak, że
prawie udało mu się usiąść. Jego drugą rękę chwyciła Granger, a krąg domknął
Weasley.
- Słyszysz, Malfoy? Masz się skupić na Harrym – warknął do niego
Ronald, mrużąc powieki. Gdyby chociaż miał jak im pokazać, że z trudem
przyswaja ich słowa, to by mu się udało. Ale ani pogardy, ani kpiny nie miał
jak ukazać… Skrzywił się z bólu, gdy
uścisk Pottera się wzmocnił. Po raz pierwszy uniósł spojrzenie, krzyżując je z soczystymi zielonymi tęczówkami.
- Rozumie – szepnął Harry, zaskakując go łagodnością w głosie. Nim
zdążył minimalnie skinąć głową, poczuł ostre szarpnięcie w żołądku, a świat
zawirował mu przed oczami. Stracił przytomność.
- Może podać panu lub synkowi,
coś do picia? – uśmiechająca się stewardessa, przywróciła go z powrotem do świata żywych. Otworzył oczy, zerkając na Scorpiusa, który powoli
odpływał do krainy Morfeusza. Przed nimi jeszcze ponad sześć godzin lotu, potem
przesiadka w Warszawie, aż w końcu Londyn. Bez zastanowienia poprosił o whisky,
okrywając synka kocem oraz wygodniej się sadowiąc. Podziękował uprzejmie, gdy
szklaneczka z bursztynowym napojem pojawiła się na stoliczku. Nie mógł
powstrzymać kolejnej fali wspomnień, gdy posmakował delikatnie miodowego smaku
Balvenie.
Trzydziestego pierwszego grudnia, tysiąc dziewięćset
dziewięćdziesiątego siódmego roku, minęło równo osiemdziesiąt cztery dni, od
kiedy zabrali go z bazy Zakonu Feniksa. Dużo się w tym okresie zmieniło. Bardzo
dużo. Draco wciąż niechętnie przyznawał sam przed sobą, że ta trójka kretynów
uratowała mu życie. Z „chodzącą encyklopedią” Granger oraz jej niesamowitym
zasobem lekarstw, bandaży oraz eliksirów, znów mógł chodzić, poruszać się,
mówić. Dziewczyna długo go kurowała, zaszywała liczne rany oraz pozbywała się
pozostałości zadanych mu przez śmierciożerców. Czasem tracił przytomność w trakcie
tych bolesnych chwil oczyszczania ran oraz ich zszywania. Cóż, tak naprawdę wciąż
był nieprzytomny. Gdy ocknął się po teleportacji, znajdował się w namiocie w lesie, a cała trójka spała. No prawie, bo Potter siedział w kącie i na niego
spoglądał.
- Nie byłem pewien, czy przeżyjesz – stwierdził wtedy cicho,
przechylając głowę oceniająco. – Wciąż wyglądasz, jakbyś wisiał nad grobem.
- I tak się czuję – wychrypiał, starając się nie okazać zaskoczenia,
gdy gryfon przesiadł się na materac obok niego i podsunął mu szklankę z wodą do
ust. – Czemu?
- Czemu żyjesz? To zasługa Hermiony. Wyczerpała na ciebie prawie cały
zasób eliksirów – westchnął, pocierając czoło, a tym samym bliznę – Ale czemu
cię uratowaliśmy? Nie z dobrego serca, Malfoy. Po prostu cię potrzebujemy… czy raczej informacji. A z tego, co powiedział
Snape, tam byś umarł.
- Informacji? – Uniósł brwi, opierając się z powrotem o poduchy i
wskazując gryfonowi, że już nie chce pić. – Cóż, nie jestem zbyt przydatny w
tej kwestii. Nic mi nie mówili.
- Nie takich, Malfoy. – Oczy Pottera zalśniły dziko, co wywołało u
niego ciarki. – Masz mnie uczyć Czarnej Magii. I wskazać błędy oraz luki w
naszych informacjach.
Był zaskoczony. Nie, on był w szoku. Złoty chłopiec Gryffindoru
niemalże nakazuje mu nauczać go Zakazanej Magii? Tego się nie spodziewał. Ale
się zgodził. Czy miał wybór? Mówili mu, że owszem, ma. Granger szczegółowo
objaśniła mu, że poda mu lek nasenny i obudzi się w wybranej przez nich małej
miejscowości mugolskiej, a tam jest zdany tylko na siebie. Widział w jej oczach nadzieję, że
na to przystanie. Widział, że patrząc na przyjaciela, zaciska usta z
niezadowoleniem. Obawiała się, że zawiedzie Harry’ego? Czy że stanie po stronie
Pottera? Nie był pewien. Ale widząc jej małą wiarę w niego, wolał pokazać, że
nie jest ostatnim śmieciem.
- Czy ty rozmyślasz? – Uniósł głowę, wyrzucając z myśli ich pierwsze
dni współpracy. Teraz było inaczej.
- Tak, nawet mi się to zdarza – odpowiedział z ironią, nie
powstrzymując uśmiechu na lekki grymas na jej twarzy. Dziewczyna usiadła obok
niego na kamieniu, wsuwając dłonie do kieszeni i wzdychając cicho. – Gdzie
poszli?
- Do tamtej piekarni – mruknęła niechętnie, a on z trudem powstrzymał
śmiech. Wiedział, jak bardzo denerwuje ją, że bywają zmuszeni do małych
kradzieży. Jednak czasem po długiej wędrówce nie starczało im prowiantu. Znowu
przeniósł wzrok na liczne lampki migoczące daleko przed nimi. Nie pamiętał jak nazywała się ta wioska, ale była ładna. Siedzieli teraz na
wzgórzu z milionem gwiazd pod sobą.
- Chcesz? – Wyciągnął w jej stronę trzymaną między nogami butelkę
whisky, którą zabrali z innej wyprawy po zapasy, na które udał się z Ronem. Nie
zaskoczyło go, gdy chwyciła pewnie butelkę, biorąc dwa duże łyki na raz.
Przywykł już, że trójka gryfonów nie jest wzorem cnót, a przekleństwa oraz
sprośne żarty są i u nich codziennością. Nie wahał się odpowiadać przytykiem,
gdy się droczyli. Było to już normą. Wystarczyło im osiemdziesiąt cztery dni, by
przywykli do siebie. A nawet… nawiązali nić przyjaźni.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Draco – wyszeptała Hermiona, opierając
policzek na jego ramieniu
i obserwując rozjaśniające niebo fajerwerki. Objął ją mocniej, samemu biorąc kilka porządnych łyków trunku.
i obserwując rozjaśniające niebo fajerwerki. Objął ją mocniej, samemu biorąc kilka porządnych łyków trunku.
- Szczęśliwego.
Nie mógł ukrywać nawet przed sobą,
że tęsknił za tymi miesiącami. Trudno mu było później nie odwracać się za
siebie, by spojrzeć, czy Hermiona idzie za nim albo nie szukać wzrokiem rudej
czupryny Weasley’a. Zapominał, że nie musi budzić się o trzeciej, by zmienić
wartę z Potterem.
To była ich przeszłość. A jednak cieszył się w duchu, na ponowne spotkanie z nimi.
To była ich przeszłość. A jednak cieszył się w duchu, na ponowne spotkanie z nimi.
Z Zabinim, Parkinson, Nottem, Weasley'em oraz Granger.
Och, okazuje się, że nie tylko Nott ma przyjazne stosunki z Gryfonami. Draco też zawiązał z nimi pewien rodzaj przyjaźni już wcześniej, zanim rozpoczął kolejny etap swojego życia na innym kontynencie. Ba, mało tego, Malfoy zakumplował się z Hermioną i mogło być już co najmniej kilka lat dramione ;) A tymczasem napatoczyła się Astoria...
OdpowiedzUsuńTak już bardziej poważnie, uwielbiam czytać fragmenty pisane z perspektywy Draco, bo to on ma największy potencjał kreacyjny, jako postać totalnie spłaszczona i spłycona przez Rowling, mimo, iż wcale nie jest kimś całkowicie marginalnym w sadze potterowskiej. Wcześniej już wspomniałam, że Draco wydaje się intrygującym mężczyzną, nadal podtrzymuję tę opcję i coraz bardziej jestem ciekawa tych wszystkich niewiadomych.
Tyle, że jednocześnie trochę mnie przeraża Twoja wizja/zapowiedź dręczenia swoich bohaterów i komplikowania im życia - zdecydowanie wolę te nieco lżejsze gatunkowo opowieści. Nie da się jednak ukryć, że sięgam także po te bardziej mroczne, zakładając, że przynajmniej zakończenie będzie szczęśliwe ;) Zatem proszę się tu nie zapędzać zbyt mocno w krzywdzeniu przynajmniej tych ulubionych postaci!
No i całym sercem wspieram dążenie do nieszablonowych rozwiązań i ucieczki od totalnego schematu. Również tego nie znoszę, choć, jak wcześniej pisałam, pewnych rutynowych wątków nie da się czasami uniknąć, bo fandom mocno ograniczył oryginalność. Choć dobry autor zawsze czymś zaskoczy :)
Ach, zapomniałabym, cieszę się bardzo, że Twój Draco przyjaźni się z Harrym, a złoty chłopiec nie jest taki znów złoty. Mdli mnie od tych naiwnych kreacji Pottera i zdecydowanie wolę go w takiej nieco odbrązowionej wersji.
Pozdrawiam.
Margot
P.S. Nie lubię czytać na czarnym tle, ale to nie istotne w tej chwili, bo chcę jeszcze dopowiedzieć, że masz genialny wizerunek bloga, dizajn, czy jak go nazwać ;) Graficznie to jedna z najładniejszych stron, jakie widziałam.
Całkowicie się zgadzam! Draco został pozbawiony szansy by się wykazać. Zamiast tego przyczepiono mu karteczkę z napisem „TEN ZŁY”. Z drugiej strony, miał też wybór. Ale wybrał źle. Jednak nie zmienia to faktu, że może swoje winy odkupić. Jest jak każdy człowiek. Popełnia błędy.
UsuńKto nie lubi szczęśliwego zakończenia?! ;D
Z jednej strony to jest niesamowite. Jak duży jest fandom Harry’ego Pottera, jak dużo fanów ma Dramione i jak dużo ff powstało już. Od tylu lat pojawiają się nowe pomysły, nowe teorie, które pomagają tworzyć i tyle niesamowitych historii. A każdy chciałby móc dodać coś od siebie!
Tu też uchylam kapelusza. Niewinny, kochany, uwielbiany Harry. Nie umiem go sobie takiego wyobrazić. Nie widzę w nim również kopii Jamesa, ale chłopaka z charakterem, który w końcu miał w sobie przez tyle lat cząstkę Voldemorta, że musiał poczuć ochotę by dowiedzieć się więcej o Czarnej Magii!
Pozdrawiam ciepło i dziękuję za kolejny fenomenalny komentarz!
Lupi
PS. Szablon zawdzięczam cudownej Mii! Ale jak zobaczyłam pierwszy raz to nie mogłam oderwać wzroku!
Po przeczytaniu kilku zdań tego rozdziału wiedzialam, że będzie świetny! Może wyjdę na jakąś sfiksowaną nastolatkę, ale za Daniela Sharman'a masz ogromnego plusa ode mnie!
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału; cieszę się, że Draco z synem wracają do Londynu. Wiem, że czarodzieje żyją na całym świecie, ale Londyn zawsze pozostanie dla mnie najbardziej magicznym miastem.
W mojej głowie powstało już milion zagrożeń, które mogą spotkać bohaterów. Strasznie wyczekuję zwrotów akcji, długaśnych rozdziałów i Theodora Nott'a ;D
Pozdrawiam
Ania
Hah! Byłam ciekawa czy ktoś na niego zwróci uwagę ^^
UsuńJuż niedługo się zaczną i zwroty akcji, i spotkania dawnych przyjaciół, i Theodore!
Pozdrawiam ciepło,
Lupi
Coś się zaczyna dziać! Super :D
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy bieg wydarzeń :D
Pozdrawiam buziaki :*
A niedługo coraz więcej akcji! Już sama nie mogę się doczekać!
UsuńŚciskam,
L♥
UUUU...
OdpowiedzUsuńKotek <3 Kocham tego Piusa!
Wujek Harry? No nieźle! I jeszcze ten list! Co Astoria zrobiła?
Matko chce więcej!