Obiecałam? Obiecałam!
Zapraszam na kolejny rozdział, a w następnym zapewniam będzie niezły rollercoaster z powrotem wielu wyczekiwanych postaci! Kto jest ciekawy co się dzieje z Ronem? Z Ginny? A może ktoś czeka na pojawienie się Luny bądź ślizgonów?
Już wkrótce.
A dzisiaj trochę spokojniej.
Pozdrawiam ciepło i kolorowych snów, kochani!
Lupi♥
Draco śnił.
To było pewne i to było
niesamowite. Kiedy otworzył powieki, wciąż czując wokół siebie mgliste
wspomnienie snu, żałował jedynie, że nie pamiętał, co konkretnie wytworzył jego
umysł. Niestety, to nie on został obdarzony darem zapamiętywania swoich nocnych przygód. Często
z zazdrością słuchał opowiadań syna, który żywo opisywał swoje sny. Ze
wszystkich znanych mu osób, oprócz Scorpiusa, to Hermiona była jedyną osobą, posiadającą tak ciekawą
umiejętność.
Gdy i tym razem obrazy uciekły mu
z głowy, westchnął odwracając głowę, by zobaczyć tak utęskniony widok. Hermiona
oddychała głęboko, a jej klatka piersiowa regularnie się podnosiła. Loki
splątały się wokół jej głowy, a na policzku widniał ślad od poszewki. Miała
leciutko zarumienione policzki, a usta drżały jej od czasu do czasu. Jedną rękę
zarzuciła nad głowę, a drugą trzymała na brzuchu.
Czuł na udzie ciężar jej nogi, którą
musiała tam położyć podczas snu. Wpatrywał się w nią z czułością i ciekawością, o którą sam by się nie posądził. Zwykle bawiły go teksty o
obserwowaniu śpiącej osoby, która coś dla ciebie znaczy, uważając to za
przesadę. Teraz jednak sam nie umiał zmusić się do odwrócenia wzroku. Tak
bardzo chciał upewnić się przez te lata, że dobrze ją zapamiętał. Tak często
odtwarzał w myślach chwilę, gdy jak teraz dzielili łóżko i przypominał sobie
ciepło ich ciał.
Nieraz budził się w nocy pewien,
że gdy się odwróci, poczuje znajomy zapach cynamonu, ale za każdym razem dziwił się, wyczuwając ten bardziej kwiecisty. Dziwił się,
gdy zamiast miękkiego ciała Hermiony, napotykał dłonią dłuższą i węższą
sylwetkę Astorii.
Do ostatniej nocy z Astorią
zwalał winę na stres pourazowy. Albo coś podobnego. W końcu Astorii nie mógł
nic zarzucić. Była perfekcją kobiecego piękna. Czystym idealizmem. Ale czy w
życiu nie chodzi właśnie o łamanie kanonów? O bycie nieperfekcyjnym? O bycie doskonałym
w każdym calu, tylko dla jednej osoby?
- Szlag – westchnął, gdy Hermiona
poruszyła się przez sen, mimochodem zahaczając nogą o jego erekcję. Draco nie
był zboczeńcem, był tylko zdrowym i sprawnym mężczyzną, a dzielenie łóżka z hermionowatym kobiecym ciepłem na pewno dodawało mu sił. Przewrócił
oczami na własną słabość, która uwidaczniała się poniżej jego pasa, a jego usta
wykrzywił złośliwy uśmiech na wspomnienie sprzed wielu lat.
Draco od paru tygodni nie umiał zasnąć. Gdy zamykał powieki, widział
nieruszające się ciała, słyszał krzyki cierpiących ludzi. Obserwował żniwa
wojny. Wystarczająco dużo musiał oglądać będąc przytomnym, więc doprawdy nie
widział dobrych powodów do zaśnięcia. Kiedy tylko mógł, brał warty, ale Harry i
tak w końcu kazał mu odpocząć. Teraz również leżał na swoim posłaniu
składającym się z lekko skrzypiącego, zużytego materaca oraz licznych koców. Denerwowała go
cisza, denerwowała go szorstkość materiału, a najbardziej denerwowała go jego
bezsenność.
- Najwyżej mnie przeklnie – mruknął, podnosząc się w końcu, a potem
najciszej jak mógł, wymknął się z sypialni, którą dzielił z chłopakami i ruszył
do zamkniętego pomieszczenia naprzeciwko, zajmowanego przez Gryfonkę. Wślizgnął
się do środka, unosząc brwi, gdy zamiast śpiącej dziewczyny, zastał ją leżącą
na brzuchu z nosem wetkniętym w książkę.
- Coś się stało? – zapytała niepewnie, podnosząc się od razu do siadu i
zrobiła zaniepokojoną minę. Draco skrzywił się, kręcąc jednak głową, by
częściowo ją uspokoić.
- Ja… nie mogę spać – przyznał w końcu, przyglądając się z
zainteresowaniem jej bosym stopom, niezwykle drobnym i bladym. A jednocześnie
wciąż ciemniejszym, niż jego własne.
- Chyba żadne z nas do końca nie może znów spać – odpowiedziała
łagodnie, przesuwając się i klepiąc miejsce obok siebie. Draco od
razu z tego skorzystał, naciągając jednocześnie na siebie kołdrę i opadł na
poduszki. Hermiona przesunęła się tak, by plecami oprzeć się o jego tors, a jednocześnie móc dalej czytać swoją książkę.
- Nie jesteś już za duża na bajki? – parsknął, opierając brodę o czubek
jej rozczochranej głowy i zaśmiał się cicho, gdy wbiła mu palec w żebra. – Jeśli chcesz, mogę ci
opowiedzieć inną bajkę.
- Nie umiesz opowiadać żartów, a chcesz opowiadać bajki? – mruknęła, a potem posłała mu uważne
spojrzenie. – Ale możesz mi poczytać.
- Nie będę czytać o Czarodzieju i skaczącym garnku. To nudna opowiastka
dla dzieci – burknął, odrzucając jej książkę na podłogę, a potem wzdychając
ciężko, ułożył ją na poduszce, a siebie umieścił tuż obok. Wetknął nos w burzę
loków, czując jak uśmiech pojawia się na jej pełnych ustach.
- To co? Jeżeli chcesz ze mną spać, musisz coś opowiedzieć – wytknęła
mu, wywołując u chłopaka kolejny chochli
chichot.
- Przecież myślę – bronił się, a potem chrząknął i zaczął recytować
znany na pamięć wiersz.
Wiedział, że zamknie jej tym usta, bo z niezrozumiałych dla niego powodów,
Hermiona uwielbiała język francuski. Wykorzystując zatem wieloletnie nauki
kwiecistej mowy żabojadów, zaczął szeptać do jej ucha kolejne wersy Voltaire’a.
Nie był pewien, czy to ona pierwsza usnęła, zasłuchana w jego głos, czy jednak
to on, zasnął ze słowami na ustach, wciągając w płuca zapach cynamonu i lasu.
Obudził go jednak głośny gruchot, gdy Hermiona wyrwała się z jego
objęć, upadając nieprzyjemnie na ziemię. Usiadł szybko, zdumiony jej
zachowaniem i brakiem ciepła, które wtulał w siebie całą noc. Hermiona
siedziała w rozkroku na podłodze, z buszem na głowie, zaspanymi oczami i
czystym zaskoczeniem na zarumienionej buzi. Czerwone plamy na policzkach
powiększyły się, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się.
- Powiesz mi, co ty robisz, czy to twoja normalna metoda zrywania się z
łóżka? – zapytał zniecierpliwiony, gdy wciąż siedziała jak kretynka, wlepiając
w niego niepewne spojrzenie brązowych oczu. Czekolada, kawa, bursztyn, czy jednak
whisky? Chyba wykluczyłby kawowy.
- Przestraszyłam się, bo nie spodziewałam się… hm… no wiesz. – Machnęła
ręką, zagryzając wargę, gdy uniósł brwi.
- Mnie? Zapewniam, że wczoraj sama mnie zapraszałaś. – Przewrócił
oczami, ale gdy się nie uśmiechnęła się, spoważniał.
- Nie, nie. Znaczy pamiętam, że się kładłeś, po prostu… nie
spodziewałam się… tej części ciebie – chrząknęła, spuszczając głowę, a potem
zerwała się na nogi, szybko chwytając ubrania.
Draco zamrugał, kierując wzrok za jej ręką, która znów dziwnie wykrzywiła się
pomiędzy jej nogami. Potem zerknął na poranny, codzienny widok w dolnej części
jego ciała, a jego śmiech wypełnił cały namiot.
- Przestraszyłaś się mojej erekcji? – wychrypiał, zwijając się na boku
i wbił w nią zaintrygowany wzrok. – To chyba normalne, wiesz? Nie twoja reakcja, tylko ta mojego ciała.
- Malfoy. Zamknij. Się. – Wydusiła z siebie, rzucając mu gniewny wzrok
i naciągnęła przez głowę bluzę. – Po prostu… nie zdarzyło mi się jeszcze. Harry
i Ron jakoś nie… nie mieli tego… nie mieli problemu śpiąc ze mną!
- Sęk w tym, że nie jestem ani Potterem, ani Weasleyem – parsknął,
opierając się na łokciach i uśmiechnął się z zadowoleniem. – A ty powinnaś być spokojna.
I przyzwyczajać się.
- Przyzwyczajać?
- Oczywiście. Już dawno tak dobrze nie spałem! – Opuścił głowę na
poduszkę i znów parsknął śmiechem. – A
wierz mi, teraz będę cię nawiedzać.
- Jesteś niereformowalnym imbecylem – burknęła, wychodząc z
pomieszczenia. Draco przymknął powieki, naciągając na siebie kołdrę i wciągnął
do płuc słodki zapach dziewczyny. Nie zamierzał teraz wstawać z nagrzanego
materaca. Śniadanie poczeka. I prychająca na niego lwica również.
Wciąż miał ochotę wybuchnąć
śmiechem na to wspomnienie. Jak powiedział, tak się stało, a Hermiona zamiast budzić go swoim upadkiem na ziemię, zaczęła rzucać kąśliwymi
uwagami na temat owego problemu. Było to zaskakująco normalne i łatwe do
zaakceptowania, gdy ona stawała się coraz pewniejsza i bardziej rozluźniona w
jego towarzystwie, a on pragnął nauczyć ją brać z życia jak najwięcej. Bo
zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
W końcu niechętnie, ale ostrożnie
wysunął się z łóżka, otulając ją szczelnie kołdrą, a potem wymknął się do
przylegającej do pokoju łazienki, by poradzić sobie z potrzebami własnego
ciała. Starał się jednocześnie wyprzeć z głowy kpiące spojrzenie jednego z
pchlarzy Hermiony, który przebudził się podczas tej krótkiej wędrówki.
Merlinie, te psy miały jakiś talent do wpatrywania się w niego z pogardą. Nawet nie zauważył wieczorem, że Diego i Cerber mieli tu swoje
posłania przy biurku. Wszedł od razu pod prysznic i oparł czoło o kafelki, wyrzucając
z głowy głupie myśli. Przecież teraz nic nie powstrzymywało go przed pokazaniem
Hermionie, jak niewiele kryło się prawdy w słowie mały problem. Prysznic okazał się krótszy niż sobie wymarzył, bo w
kieszeni spodni od dresu, w którym spał, zawibrował telefon. Kolejny raz
mrucząc przekleństwa, wyciągnął komórkę i wcisnął zieloną słuchawkę.
- Czego ty chcesz, Sharman?
- A co, jeśli to nie ja bym
dzwonił? A na przykład jakaś gorąca laska? A sorry, zapomniałem, że żyjesz w celibacie. Ale odmówiłbyś każdej? Takiej, no nie wiem, Adriana Lima? Mam jej
numer jeśli należałaby do jakiejś wyjątkowej listy kobiet, dla których
złamałbyś te śmieszne śluby, mnichu – Draco westchnął, gdy słowa Amerykanina
atakowały go z zawrotną prędkością. – Pomijając jednak twoje dziwne fetysze, to
do jasnej cholery, możesz mi powiedzieć, gdzie ty się podziewasz?
- To pokrzepiające, że
potrzebowałeś niemalże miesiąca, by zauważyć moją nieobecność, przyjacielu –
prychnął, zmniejszając strumień wody i podrapał się po policzku. – Wyjechałem.
- Zauważyłem, wierz mi. I nie
bądź okrutny w swej ocenie. Dobrze wiesz, że sam byłem nieobecny dwa tygodnie,
a po powrocie uznałem, że znów masz jakąś fazę izolowania się w swojej
depresji. Wyobraź sobie mój szok, gdy dowiedziałem się w twojej idiotycznej
firmie, że wziąłeś wolne, a twoje mieszkanie zastałem puste. Żeby tego było
mało, większość waszych ubrań, zabawek Piusa i innych pierdów, leżało na swoim
miejscu. A was nie było! – Daniel dalej zachowywał żartobliwy ton,
ale Draco znał go na tyle, by wyczuć dobrze ukrywaną wściekłość. Zmiął w ustach przekleństwo, wypominając sobie brak oleju w głowie. Co by to było, gdyby Sherman wezwał policję! – Dlatego, mój popieprzony przyjacielu, może mi wyjaśnisz, GDZIE wyjechałeś?
ale Draco znał go na tyle, by wyczuć dobrze ukrywaną wściekłość. Zmiął w ustach przekleństwo, wypominając sobie brak oleju w głowie. Co by to było, gdyby Sherman wezwał policję! – Dlatego, mój popieprzony przyjacielu, może mi wyjaśnisz, GDZIE wyjechałeś?
- Jestem w Anglii, Dan – przyznał
w końcu, stwierdzając, że chociaż tyle może mu wyznać.
Daniel umilkł na dobrą minutę, dopiero po chwili odzyskując rezon.
Daniel umilkł na dobrą minutę, dopiero po chwili odzyskując rezon.
- W Anglii? Znaczy wiesz… London
Eye, królowa i ta przyszła seksowna księżniczka?
- Kate Middleton nie jest księżniczką
i nią nie będzie. Co najwyżej księżną, ale to niepewne,
bo niedawno rozstała się z Williamem – poprawił go odruchowo, wyłączając wodę i wyszedł na ciepłe kafelki. – I tak. W tej właśnie Anglii. Ale jak znasz jeszcze inną Wielką Brytanię, to możesz mnie tam poszukać.
bo niedawno rozstała się z Williamem – poprawił go odruchowo, wyłączając wodę i wyszedł na ciepłe kafelki. – I tak. W tej właśnie Anglii. Ale jak znasz jeszcze inną Wielką Brytanię, to możesz mnie tam poszukać.
- Czyli co, jest wolna? Poważnie?
– Daniel skomentował coś jeszcze, ale Draco akurat wycierał włosy, więc nie
żałując, pominął ten fragment. – Kiedy
wracasz?
- Scorpius wydaje się być
zachwycony Anglią – zignorował pytanie, spoglądając na swoje odbicie
w lustrze. – Ja sam nie wiem. Dużo się zmieniło. A jednak tak wiele zostało tak samo. Więcej, niż się spodziewałem.
w lustrze. – Ja sam nie wiem. Dużo się zmieniło. A jednak tak wiele zostało tak samo. Więcej, niż się spodziewałem.
- Spotkałeś ją – stwierdził
Daniel, a Draco usłyszał, jak mężczyzna mówi coś do kogoś w tle. Zapewne wracał do domu z którejś z imrez, bądź dopiero się na jakąś wybierał.
- Kogo?
- Darren… - Draco zmarszczył brwi
na dźwięk tego imienia.
- Danielu?
- Wciąż jesteś irytująco uparty –
burknął Sharman, a Draco usłyszał trzask zamykanych drzwi. – Idę się napić.
Może mi się poszczęści i znajdę sobie lepszego przyjaciela.
- Pozdrów ode mnie Nowy York –
poprosił, uśmiechając się na potaknięcie przyjaciela. – I błagam, nie
wydzwaniaj do mnie o tak wczesnej porze. U mnie, imbecylu, jest przed ósmą.
- A skąd, u diabła, miałem wiedzieć,
że postanowiłeś urządzić sobie wycieczkę na inny kontynent? – zapytał kąśliwie
mężczyzna, ale sekundę później spoważniał. – Kiedy wracasz?
- Mam nadzieję, że nigdy –
odparł, naciskając czerwoną słuchawkę. Przywołał prostym zaklęciem świeże
ubrania, które założył, a potem ostatni raz spojrzał na swoje odbicie. – Nigdy.
Już nigdy tam nie wróci.
Gdyby tylko wiedział, jak krótko będzie trwało
owe nigdy.
***
- Nie pamiętam, byś był takim
rannym ptaszkiem.
Draco odwrócił się, zerkając na
stojącą w przejściu Pansy. Jego słodka przyjaciółka zdążyła się już przebrać z
piżamy w wygodne dżinsy i gruby sweter, a włosy miała rozpuszczone i wilgotne
po kąpieli. Trzymała na rękach młodszego syna, który machał bosymi stopami i
uśmiechał się uroczo.
- Pierwszy raz od dawien dawna
się wyspałem – wzruszył ramionami,
przybijając piątkę dziecku, które pani Potter posadziła obok niego na sofie.
Sama Pansy podeszła do kominka, do którego dorzuciła drewna, a potem
przeciągnęła się rozkosznie.
- Mnie obudził, ten o to, pan –
wskazała brodą Regulusa, który położył głowę na ozdobnej poduszce,
a jego powieki powoli zaczęły opadać. – Jak zwykle musiał wcisnąć się nam do łóżka tylko po to, by samemu znów usnąć. Jak ja mu zazdroszczę tej umiejętności spania w każdym miejscu.
a jego powieki powoli zaczęły opadać. – Jak zwykle musiał wcisnąć się nam do łóżka tylko po to, by samemu znów usnąć. Jak ja mu zazdroszczę tej umiejętności spania w każdym miejscu.
- Nie oszukuj Pans, na pewno nie
odziedziczył tego talentu po Harrym – parsknął, ale uśmiech zamarł mu na
ustach, gdy jej oczy przestały błyszczeć rozbawieniem. – Co się stało?
- Wciąż dziwnie słyszeć jego imię,
wypowiadane przez ciebie z takim… spokojem – szepnęła, podciągając kolana pod
brodę i oplotła je ramionami. – Od razu się zaprzyjaźniliście?
- Nie. To chyba byłoby niemożliwe
– zaśmiał się, przewracając oczami. – Byli tak ostrożni i nieufni wobec mnie,
jak dzikie zwierzęta.
- Ale potem Draco się przed nami
otworzył, a my ujrzeliśmy piękno jego wnętrza i wszyscy obdarzyliśmy się
dozgonną miłością – Harry wszedł do środka, zupełnie nie przejmując się
przyłapaniem na podsłuchiwaniu, ani swoim strojem. W piżamie, z roztrzepanymi
włosami, zaspanymi oczami oraz lekkim zarostem na policzkach, wyglądał zabawnie
w pięknym, gustownie urządzonym wnętrzu. A jednocześnie tak pewnie, jakby
dobrze wiedział, że to wszystko i tak należy do niego, więc po co ma się do tego
stroić?
- Pięknie powiedziane –
stwierdził, wyciągając przed siebie nogi i przyjrzał się, jak zielonooki muska
odruchowo ustami czoło małżonki, a potem narzuca na śpiącego synka jakiś koc.
- Wcześnie wstaliście – zauważył
Harry, ziewając przeciągle.
- Ty również – odparła Pansy,
mrużąc powieki. – Nie powinieneś dziś spać do jedenastej? Odespać cały tydzień pracy?
- Powinienem, ale zadzwonił
telefon… - Harry uniósł dłoń, nim była ślizgonka zdążyła się odezwać. –
Spokojnie, fiołku, wyłączyłem go. I nie odebrałem wcześniej.
Draco zerknął na przyjaciółkę,
która uśmiechnęła się w dziwny sposób. Nigdy wcześniej nie widział
w jej wykonaniu, tak ciepłego oraz wdzięcznego wygięcia ust w uśmiechu. Jej oczy błysnęły zabawnie, gdy Harry wykrzywił swoją twarz w podobny sposób.
w jej wykonaniu, tak ciepłego oraz wdzięcznego wygięcia ust w uśmiechu. Jej oczy błysnęły zabawnie, gdy Harry wykrzywił swoją twarz w podobny sposób.
- Co powiecie na spacer po
śniadaniu? – zaproponowała Pansy, bawiąc się końcówką swoich włosów. – Przejdziemy
się po plaży?
***
- Hemina, wstawaj!
Hermiona jęknęła, gdy jej ciało
zostało pozbawione przyjemnej, ciepłej kołdry. Zadrżała, kiedy kilka małych
paluchów zaczęło ją szturchać, a głosy chłopców pospiesznie wyciągały ją ze
słodkich snów.
- Ciocia, wstawaj! Idziemy na
spacer! No! Ciocia! – James usiadł na niej okrakiem, chwytając ją za policzki.
– Cioooocia, budzimy się!
- Przecież Hemina już nie śpi!
Hemina zawsze wstaje pierwsza! – Scorpius pociągnął ją delikatnie za loczek i
chuchnął jej we włosy. – Nie śpisz, prawda? Hemina, wiemy, że nie śpisz!
- Kiedy prosiłam was o obudzenie
cioci, nie miałam na myśli barbarzyńskiego ataku w jej własnym łóżku! – na ratunek
przybyła jej Pansy, ale ulga trwała jedynie chwilę. Zdradziecka żmija. – Hermiono, raz, dwa! Idziemy na spacer!
- Och, do złamanej różdżki! Już
wstaję! – westchnęła niczym męczennica, uniosła powieki i napotkała nad sobą dwie głowy chłopców. James wciąż miał wargi upaćkane w
kakao, a Pius palce lepkie od masła orzechowego. Obaj byli ubrani, a ich oczy
tryskały radością.
- No nareszcie! – ucieszył się
Jamie, zeskakując na podłogę i zaczął tańczyć swój taniec zwycięstwa. – Idziemy
na spacer! Idziemy na spacer!
- Idziemy na spacer! – Scorpius
dołączył do James’a, a po sekundzie obaj zniknęli za drzwiami, przekrzykując
się, że trzeba szybko założyć buty i na wyjść na dwór. Hermiona posłała Pansy
rozbawione spojrzenie, a potem ignorując znaczący wzrok pani Potter, który
spoczął na piżamie Draco wiszącej na fotelu, podniosła się i przeciągnęła.
- Na spacer? Jest zimno, i
brzydko, i mglisto, i chłodno i nie lepiej zostać w łóżku? – wymamrotała,
wyglądając przez duże okno, a potem zajęczała, gdy Pansy bez zawahania
wskoczyła na nią z rozbiegu. Hermiona zaklinała w tym momencie, że swojego ADHD James nie
odziedziczył w genach Potterów, a tej o to primadonny, która objęła ją za szyję
i przyciągnęła do siebie.
- A co powiesz na soczystego
buziaka w rekompensacie? – zaproponowała uwodzicielsko, przybliżając swoją
twarz do twarzy Hermiony.
- O na Merlina, to ja już wolę
wstać, niż mieć styczność z ustami, które nie wiadomo co robią z moim
przyjacielem! – pisnęła, wyplątując się z kołdry i odskoczyła od rechoczącej
Pansy, która przybrała pozę modelki i wygięła brew ku górze. – Wyglądasz jak
zmokły hipogryf, panno kusząca.
- Nie powiem, kogo ty mi
przypominasz z tą czupryną – parsknęła Pansy, cmokając z udawanym oburzeniem. –
Zaczyna się na „Ha”, a kończy na –„grid”.
- Wara od moich włosów, gadzino –
syknęła teatralnie Hermiona, wyciągając z szafy świeże spodnie oraz gruby
sweter. Skoro Pansy zdecydowała się na sweter zamiast bluzy, a rzecz wszystkim
znana, że nie przeszkadza jej zimny wiatr, to oznaczało, że na dworze jest chłodniej
niż przypuszczała.
- Czekamy na dole, Nia! -
usłyszała nim zamknęła za sobą drzwi.
Trzydzieści minut później,
Hermiona żałowała wyboru przyjaciół. Czemu nie mogła zaprzyjaźnić się jednak z
Cho Chang, która na pewno nie cieszyłaby się jak głupia z lodowatych powiewów wiatru,
głośnego szumu fal i zapadającego się pod stopami piasku. Nie, ona musiała
zdecydować się na chłopaka z kompleksem bohatera, dziewczynę czerpiącą radochę
z zimna oraz blondyna wyglądającego zdecydowanie za dobrze, nawet w czapce i
kapturze.
- Możesz przestać tak robić? –
zapytała niezrównoważoną psychicznie małżonkę przyjaciela, która właśnie
dreptała obok niej.
- Ale jak? – Pansy uniosła brwi,
wciąż szczerząc się radośnie i obserwowała swoich synów, którzy ganiali ze
Scorpiusem.
-Tak. Z twarzą – wskazała jej
usta, zbyt różowe, zbyt pełne, zbyt radosne. – To irytujące.
- To, skarbie, jest uśmiech –
sarknęła ciemnowłosa, przewracając oczami. – I nie udawaj już takiej
naburmuszonej.
Hermiona ugryzła kolejny kęs
pączka, którego Delaney litościwie podała jej przed wyjściem. Postanowiła
zignorować towarzyszkę, która rzecz jasna miała rację. Wciągnęła do płuc
rześkie, słone powietrze, a potem zerknęła na szare fale. Uderzały o piach
niesystematycznie, raz mocniej, raz lżej, dając jednocześnie dzieciakom zabawę
w uciekanie przed wodą. Diego i Cerber biegali wesoło za maluchami, goniąc ich
radośnie. Obróciła się za siebie, by dojrzeć zrelaksowanego Pottera, który w paru krokach ich dogonił, a potem zaczął się przepychać z roześmianą żoną.
Parę metrów za nimi kroczył samotnie Draco, wpatrując się w horyzont z tym
dobrze jej znanym, grymasem zamyślenia. Pogratulowała sobie głupoty, gdy
przecząc własnym obietnicom zatrzymała się, by na niego poczekać. To nie tak,
że dawna niechęć do Malfoy’a wróciła. Ona zapewne już dawno umarła śmiercią
naturalną podczas wojny. Teraz jedynie obawiała się swoich zdradzieckich
reakcji na jego ponowną bliskość, do której on dążył. Może nie tak postępuje
rasowy Gryfon, ale ona naprawdę wolała nie łamać sobie kolejny raz serca.
- Czuj się swobodna w podziwianiu
mnie – pożałowała swojego czynu od razu, gdy tylko otworzył usta.
- O głupoto, bądź pozdrowiona! –
przełknęła ostatni kęs słodkiego pączka, wzdychając z zadowoleniem. – Co zaprząta tą twoją pustą główkę, Malfoy?
- Jak łatwo mi wyobrazić sobie,
że ostatnia dekada nie miała miejsca – mruknął cicho, wyciągając rękę i musnął
kciukiem kącik jej ust. Wstrzymała oddech, powstrzymując chęć zbliżenia się do
niego
i jedynie wpatrywała się z uwagą w jego ruchy. Draco przytrzymał rękę zdecydowanie zbyt długo, przesuwając palcem po jej dolnej wardze, a potem z dziwnym głodem zerknął głęboko w oczy Hermiony.
i jedynie wpatrywała się z uwagą w jego ruchy. Draco przytrzymał rękę zdecydowanie zbyt długo, przesuwając palcem po jej dolnej wardze, a potem z dziwnym głodem zerknął głęboko w oczy Hermiony.
- Wydaje mi się niemożliwe, by
wrócić do tych czasów – westchnęła, uśmiechając się lekko i zrobiła krok w tył,
a potem ruszyła powoli za idącymi już daleko na przedzie przyjaciółmi. – No
wiesz, masz syna, Pansy i Harry są małżeństwem, życie toczy się dalej.
- Mogłoby zwolnić – jęknął,
posłusznie dostosowując swój krok do jej, a potem kopnął jakiś kamyk. – Granger,
znam tę minę.
- Jaką minę? – obruszyła się,
wciskając ręce do kieszeni i wzdrygnęła się, gdy chłodniejszy podmuch wdarł się
przez szalik.
- Tę, kiedy zastanawiasz się, czy
możesz zadać mi pytanie – parsknął, posyłając jej bezczelny, zadowolony
uśmiech. – Możesz.
- Ludzki pan się znalazł –
bąknęła, ale uśmiech dość szybko zniknął jej z ust. – Po prostu… zastanawiam
się, czy… okay. Malfoy, ani razu nie spytałeś o swoich rodziców, o
Greengrassów,
o Rona, o ślizgonów. Czemu?
o Rona, o ślizgonów. Czemu?
- Bo jestem tchórzem – Draco
przyglądał się jej z dziwnym rozbawieniem w szarych, zmęczonych oczach. – Bo
teraz, mój powrót jest słodkim snem. A kiedy w końcu spotkam ich wszystkich… to
się skończy. Powrócą demony przeszłości. Póki mam tylko was, czuję… spokój.
- W porządku – nie musiała
dodawać, że to w końcu się stanie. Świat dowie się o powrocie Dracona Malfoy’a. Syna śmierciożercy, zdrajcy, poplecznika Czarnego Pana, który
uciekł z kraju wraz ze swoją narzeczoną, tuż po wojnie. Czekała go ciężka walka z
przeszłością. – Nie jesteś tchórzem, Malfoy.
- Jestem, Mia. Inaczej nasza
teraźniejszość, wyglądałaby zupełnie inaczej – westchnął, rzucając wzrokiem na
idące przed nimi małżeństwo. – Gdybym był odważniejszy, nie uciekłbym przed
samym sobą.
- Ale tak widocznie musiało się
wydarzyć, Draco. Podjąłeś decyzje, które wydawały się wtedy słuszne, bądź
konieczne, a teraz przyjdzie ci za nie zapłacić. Ale to nic, naprawdę. Ważne,
że nie jesteś sam. – Hermiona szturchnęła go ramieniem, posyłając mu krzepiący
uśmiech. – Jesteśmy drużyną, pamiętasz?
- Pamiętam – Draco poczuł, jak
supeł w jego brzuchu się rozluźnia, gdy brązowe tęczówki zamigotały ciepłem.
Chwilę później, zrównali krok z państwem Potter, którzy dyskutowali o czymś
radośnie. Hermiona zapomniała o tym, jak brutalnie wyciągnięto ją z ciepłego
łóżka, zapomniała o chłodnym wietrze i pochmurnej pogodzie. Bo idąc z tymi ludźmi,
trzymając Pansy pod rękę, obserwując chłopców szukających muszelek, widząc
droczących się mężczyzn, mogła zapomnieć. O wszystkim.
Mogła poczuć dawno zapomniane
uczucie.
Bezpieczeństwo.
***
Niestety. Życie, Los, Karma, Bóg,
czy inna złośliwość panująca nad Wszechświatem, lubiła dokuczać Hermionie.
Kiedy więc jedli obiad, zaśmiewając z anegdotek Edwarda, a jednocześnie prosząc
o dokładki pieczonych ziemniaków, bo spacer wyczerpał ich zapasy energii, nie
zwrócili zbytnio uwagi na dzwonek do drzwi. Hermiona nie zdążyła odstawić
kieliszka, gdy w przejściu stanął skołowany kamerdyner państwa Parkinson, a
ojciec Pansy uniósł brwi z pytaniem.
- Kto nas nawiedził? – zapytał
wciąż rozluźniony mężczyzna, odsuwając krzesło, by stanąć na nogi.
- Cóż, tak na prawdę, to do
panicza Pottera – odpowiedział Arthur, rzucając spojrzenie zaskoczonemu
Harry’emu. Zielonooki podniósł się powoli, przepraszając ich i wyszedł z
pokoju. Pansy westchnęła ciężko, krzywiąc się i ruszyła za mężem. Hermiona skrzyżowała
spojrzenia z blondynem, a po sekundzie również oni wyszli z jadalni, pozostawiając
rozgadane dzieciaki z dziadkami.
Hermiona bez zastanowienia
ruszyła do najbliższego salonu od głównych drzwi, bo tam zwykle przyjmowano
pospiesznie gości. Nie zaskoczyło ją zatem, że to tam, kamerdyner skierował
owego gościa, który zakłócił im słodki wypoczynek. Jednak sama osoba stojąca
przy oknie, z teczką pod pachą, była niemałym mankamentem.
- O ile obecność panny Granger
mnie nie zdumiewa, tak pana Malfoy’a nie spodziewałem się tu spotkać – Gawain
Robards uniósł brwi, wsuwając kciuki do kieszeni wytartych spodni i kiwnął im
głową na powitanie. – Wybaczcie, że przerwałem wam rodzinne spotkanie.
- Obecność Draco jest ściśle
tajna, Gawain, więc prosiłbym o dyskrecję – bardziej stwierdził, niż poprosił
Harry, a Hermiona mogła w tym momencie zobaczyć, jak z ich dobrotliwego
przyjaciela przemienia się w diabelsko świetnego w swoim fachu aurora. Nikt nie
zaprotestowałby teraz awansowaniu go na Szefa Biura Aurorów, mimo młodego
wieku. Nie dziwił jej zatem zamiar uczynienia go nim przez Robardsa.
- Co jest takie ważne, że aurorzy
koniecznie potrzebują do tego mojego męża? – zapytała Pansy, opierając dłonie
na biodrach. – Mam nadzieję, że to sprawa państwowa, bo inaczej proszę mi
wierzyć, wyrzucę pana za drzwi.
- Nie nazwałbym tego sprawą
państwową – uniósł do góry ręce, gdy
Pansy już przygotowywała swoją tyradę. – Ale dla was raczej ważną. Chodzi o
naszego Poetę.
- Poetę? – Draco przerwał ciszę,
która zapadła po ostatniej wypowiedzi Robardsa. Spojrzał na Harry’ego, który
nagle wyprostował się niczym struna, a jego dłonie zacisnęły się w pięści.
Stojąca za nim Pansy, zamarła, a jej oczy rozszerzyły się zaskoczone. Ale
najbardziej zaintrygowała go reakcja Hermiony. Granger wydawałaby się nieporuszona,
gdyby nie nagła bladość oraz delikatne drżenie jej dłoni. Widział, jak wytarła
palce o spodnie, starając się zająć czymś ręce.
- Domyślam się, że przybył pan
niedawno i nie zdążył dowiedzieć się o naszych ostatnich problemach z przestępczością. Swoją drogą prosiłbym
was o nieukrywanie w przyszłości tak istotnych szczegółów, jakim jest między
innymi, powrót byłego śmierciożercy do Londynu – bąknął, rzucając twarde
spojrzenie Potterowi, który nic sobie z tego nie robiąc, podszedł do barku i wyciągnął
szklaneczkę i butelkę whisky. – Hermiono, czy moglibyśmy…
- Nie. – Harry przerwał swojemu przełożonemu, któremu
opadły ramiona, ale nie skrytykował ostrego tonu Wybrańca. Zamiast tego skinął
głową obserwując, jak zielonooki podchodzi z pełną szklanką do przyjaciółki i
wciska ją w jej drżące dłonie. – Do dna.
- Więc? – Draco przestąpił z nogi
na nogę, gdy zdołał powstrzymać komentarz na temat szybkiego opróżnienia
szklaneczki przez Hermionę. – Kim jest Poeta?
- Harry ci to wyjaśni. Nia,
chodź. Może wrócimy do pokoju, co? – Pansy przysunęła się do przyjaciółki,
opiekuńczo obejmując ją ramieniem.
- Nie, jest w porządku – Hermiona
westchnęła, odsuwając się od byłej ślizgonki, a potem zmęczonymi oczami
spojrzała wprost na blondyna. – Poeta jest mordercą. Brutalnym, niebezpiecznym,
obsesyjnym mordercą. Pierwszy raz pojawił się trzy lata temu i wciąż udaje mu
się uciec, chociaż robiliśmy, co mogliśmy, by go złapać.
- Ale dlaczego Poeta? – drążył,
dobrze wiedząc, że miny przyjaciół ukrywają więcej niż chcieli powiedzieć.
- Ponieważ każde morderstwo
zostaje ukończone ustawieniem ofiar w pewnych scenach. Mieliśmy już Romeo i Julię, Orfeusza i Eurydykę, a nawet Psyche oraz Erosa.
Oraz kilka więcej – Gawain zginał po
kolei palce, pochmurniejąc. – Zabójca jest zagadką. Pieprzoną zagadką, którą
staramy się rozwiązać od ponad trzech lat i gówno nam wychodzi. A każde jego
dzieło, jest dedykowane ukochanej Poety.
- Mi – Hermiona przekrzywiła
lekko głowę, obserwując jego reakcję. Draco powstrzymywał się ze wszystkich
sił, by nie zachować się zbyt gwałtownie, ale nie mógł utrzymać pokerowej
twarzy. Wbił szare tęczówki w przestraszoną, smętną sylwetkę Gryfonki, która
zerknęła do pustej szklaneczki z utęsknieniem. Sam napiłby się w tym momencie.
- Czyli jakiś psychol, zamiast
przysyłać ci kwiatki, zostawia trupy? – podsumował, opierając się biodrem o
fotel i skrzyżował ramiona na torsie. Kąciki ust Hermiony zadrżały, gdy
przytaknęła. – Kurwa.
- Ładne podsumowanie – skwitował
Harry, machnięciem dłoni przywołując do pokoju buty oraz płaszcz. Pansy skrzywiła się kolejny raz, piorunując wzrokiem Robardsa,
który poprawił poły własnej kurtki, a potem zerknął na zegarek. Draco
całkowicie inaczej wyobrażał sobie tego mężczyznę i chociaż widział go wcześniej w telewizji, to wciąż spodziewał się czegoś
innego. Gawain miał reputację świetnego szefa, który jest szorstki, twardy oraz
dokładny. Wiedział, że wzbudza w Anglii duży respekt, a inni dyrektorzy w
Ministerstwie nie śmieli mu się zbytnio przeciwstawiać.
Dlatego w jego myślach wykreował się wizerunek mężczyzny w starszym wieku, z posiwiałymi włosami oraz o pomarszczonej, doświadczonej twarzy. Jakże się zawiódł. Przed nim stał mężczyzna przed pięćdziesiątką, o ogorzałej słońcem twarzy z dwudniowym zarostem oraz gęstymi, ciemnymi włosami. Ubrany w idealnie skrojony garnitur, elegancki płaszcz oraz trzymając pod pachą parasol, przypominał brytyjskiego dżentelmena dawnych lat. Kwadratowa szczęka zdradzała zdecydowany charakter, lekko przekrzywiony nos świadczył o częstych złamaniach, a bystre oczy o wciąż świetnie analizującym umyśle. Draco przesunął wzrok na Harry’ego, który zdążył założyć już swoje ciężkie buty, a na ramiona zarzucił długi, wysłużony płaszcz. Stojąc obok siebie, eksponowali kontrast między sobą, a z drugiej strony, blondyn widział ich zażyłość. To, jak Gawain obrzucił towarzysza wzrokiem, a potem poklepał po ramieniu. Nawet Pansy – wciąż bocząca się – przysunęła się do nich bliżej, by poprawić kołnierzyk męża.
- Hermiono, gdybyś zechciała…
- Nie – Harry znów mu przerwał, co starszy
skwitował cichym prychnięciem, ale posłusznie zacisnął usta w cienką linię. –
Hermiony w to nie mieszaj.
- Ciężko mnie w to nie mieszać,
skoro to wszystko przeze mnie – zauważyła chłodno Gryfonka, uśmiechając się
krzywo do zirytowanego już nieposłuszeństwem młodszego aurora, mężczyzny. –
Jestem do twojej dyspozycji. Wiesz, gdzie mnie szukać.
- Dziękuję – mruknął Gawain,
prostując się i rzucając protekcjonalne spojrzenie towarzyszowi. – Idziemy?
Pansy, wybacz to wtargnięcie. Obiecałbym, że to ostatni raz, ale…
- Masz mi go zwrócić w jednym
kawałku, Robards, albo inaczej porozmawiamy – rzuciła pani Potter, całując
zielonookiego w policzek. – A ty pamiętaj, że masz żonę i dwójkę dzieci, więc
nie zgrywaj bohatera.
Draco jeszcze raz pożegnał się z
Szefem Biura Aurorów oraz jego przyszłym następcą, a potem długo wpatrywał się
w drzwi za którymi zniknęli. Pansy bąknęła kilka słów, nim zostawiła ich w
salonie, a z tego co zrozumiał, postanowiła zająć się chłopcami. Blondyn przesunął wzrok
na Hermionę, która podeszła do barku, by dolać sobie alkoholu i teraz sączyła
go powoli.
- Granger, musimy chyba poważnie
porozmawiać – wpatrywał się w nią, kiedy powolnym ruchem przesuwała ręką ze
szklanką, wzbudzając znajdującą się w środku ciecz w ruch.
- Malfoy – jednym ruchem przechyliła szklaneczkę, a
złota zawartość zniknęła w jej ustach. Odstawiła kryształ z cichym stuknięciem na blat, jednocześnie unosząc głowę do
góry, by ich spojrzenia się skrzyżowały. – Chyba jednak nie.
- Czyli co? Udajemy, że ostatnie
piętnaście minut, to wytwór mojej wyobraźni? – przewrócił oczami, marszcząc
brwi. – Nie. Zauważ, że delikatnie cię do tej rozmowy zmuszam.
- A ty zauważ, że delikatnie
staram się jej uniknąć – parsknęła, ale sekundę później skinęła powoli głową. –
Dobrze. Porozmawiajmy.
***
- Nie sądziłem, że się odważysz.
- W sumie, ja też, ale gdzie
mogłam uciec? – Hermiona odwróciła wzrok od ognia, w który wpatrywała się przez ostatnią godzinę. Kiedy
Draco poszedł położyć synka do łóżka, ona wykorzystała chwilę na prysznic, a
potem ukradkiem poszła do ulubionego pokoju w posiadłości Parkinsonów.
Do biblioteki. Nie zaskoczył ją ogień w kominku, ani stojąca już tam herbata.
Skrzaty Parkinsonów znały ją lepiej, niż przypuszczała, ale bez marudzenia z
chęcią sięgnęła po napar. Skulona na jednym
z trzech foteli, sączyła gorącą herbatę i zastanawiała się, jak najlepiej poprowadzić zbliżającą się rozmowę. Przyglądała się jednocześnie Cerberowi, wylegującemu się bezczelnie przed kominkiem, jakby to on miał pomóc jej z tym problemem.
z trzech foteli, sączyła gorącą herbatę i zastanawiała się, jak najlepiej poprowadzić zbliżającą się rozmowę. Przyglądała się jednocześnie Cerberowi, wylegującemu się bezczelnie przed kominkiem, jakby to on miał pomóc jej z tym problemem.
- Domyślam się, że twoja ładna
główka już wymyśliła tysiąc alternatyw, jak zgrabnie udaremnić naszą pogawędkę
– westchnął, opadając na fotel stojący najbliżej niej i wyciągnął przed siebie
nogi. Hermiona zauważyła, że i on sam zdążył się przebrać. Teraz miał na sobie
pogniecioną koszulkę
oraz luźne spodnie dresowe. – Czy nie możemy po prostu, pobawić się w szczerość, jak za dawnych czasów?
oraz luźne spodnie dresowe. – Czy nie możemy po prostu, pobawić się w szczerość, jak za dawnych czasów?
- Sęk w tym, że teraz nie
zakończymy znajomości w najbliższym czasie, tak jak mogliśmy wtedy.
Ani nie umrzemy, ani nie wyjedziemy… prawdopodobnie. Dlatego trudniej jest w to grać – zauważyła, opierając skroń o oparcie i odwróciła się bardziej w jego stronę. – Niech będzie. Powiem ci tyle, ile uważam, że wymaga sytuacja. I liczę, że będzie to działać w obie strony.
Ani nie umrzemy, ani nie wyjedziemy… prawdopodobnie. Dlatego trudniej jest w to grać – zauważyła, opierając skroń o oparcie i odwróciła się bardziej w jego stronę. – Niech będzie. Powiem ci tyle, ile uważam, że wymaga sytuacja. I liczę, że będzie to działać w obie strony.
- Lubię to, jak bardzo wierzysz w
swoje umiejętności do targowania się – prychnął, ale przytaknął. – W porównaniu
z tobą, jestem jak otwarta księga.
- Role się odwróciły, co? – uśmiechnęła
się gorzko, splatając dłonie, a potem westchnęła. – Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko – odparł od razu,
unosząc kąciki ust do góry. – Zacznijmy od początku.
- Po wojnie wróciłam do Hogwartu.
Nie wiem, co mi przyszło do głowy, ale w tamtym momencie byłam pewna, że robię
dobrze. Wróciłam do szkoły, którą w wakacje pomagałam odbudować – Hermiona
oblizała usta, podciągając kolana pod brodę. – W czasie tamtego roku,
zaprzyjaźniłam się
z Pansy i resztą. Przez cały tamten rok, nie mogłam znaleźć pomysłu na to, co chciałabym robić później. Harry i Ron dostali się do szkoły aurorskiej, w której osiągali zaskakująco dobre wyniki. Cóż, poszłam za głosem rozumu i dołączyłam do nich po roku. Nie trwało to długo, gdy ukończyliśmy pierwsze etapy z niezłymi sukcesami. Wtedy właśnie skontaktowało się z nami FBA.
z Pansy i resztą. Przez cały tamten rok, nie mogłam znaleźć pomysłu na to, co chciałabym robić później. Harry i Ron dostali się do szkoły aurorskiej, w której osiągali zaskakująco dobre wyniki. Cóż, poszłam za głosem rozumu i dołączyłam do nich po roku. Nie trwało to długo, gdy ukończyliśmy pierwsze etapy z niezłymi sukcesami. Wtedy właśnie skontaktowało się z nami FBA.
- Federalne Biuro Aurorskie? No
proszę, co zrobiliście?
- Ha! Też myśleliśmy, że przyszło
nam zapłacić za wojenne zbrodnie. Te jednak, od razu zostały wybaczone, a my
dostaliśmy ofertę szkolenia oraz dołączenia do nich – Draco zagwizdał, kiedy dziewczyna poruszyła zabawnie brwiami. – Takich ofert się nie odrzuca.
Szczerze, wciąż jestem w szoku, ale udało się nam zaliczyć testy. Z bólem przyznaję, że to Harry
przebił nas wszystkich. Problem w tym, że wciąż nie znalazłam niczego, co
zainteresowałoby mnie na dłużej. Aż pewnego dnia… - przerwała na chwilę, jakby
odlatując gdzieś myślami, nim powróciła do niego. – Dostaliśmy zadanie jakich wiele, ale dodatkowo dołączył do nas zwerbowany
haker. Facet, trzeba przyznać, miał dar do łamania wszystkich zabezpieczeń. I
tak zaczęła się moja nowa zabawa z komputerami, systemami i analizami. W końcu znalazłam coś, co było niemałym
wyzwaniem i sprawiało mi radość. Capell szybko stał się nam bliski. Po tym zadaniu
przydzielili go gdzie indziej, ale pozostaliśmy w kontakcie. Wszystko zaczęło się układać sielankowo. Ślub
Pansy i Harry’ego zbliżał się wielkimi krokami, zaczynaliśmy żyć na nowo. I
wtedy pojawił się Poeta. Małe morderstwa zmieniły się w spektakularne sceny,
najpiękniejszych dzieł literackich –
parsknęła szorstkim, krótkim śmiechem. – W każdej z nich, obowiązkowo umieszcza
brązowowłosą dziewczynę, w miarę podobną do mnie. Czasem zostawiał pisane krwią
wierszyki, czasem obsypywał zwłoki kwiatami. Dla mnie.
- Co było dalej? – zapytał, kiedy
znów uciekła od niego myślami. Brązowe spojrzenie odzyskało na chwilę ostrość,
gdy wyrwał ją z własnych rozmyślań.
- Zaczęłam być paranoikiem.
Miałam wrażenie, że ktoś wciąż mnie śledzi, każda mijana osoba wydawała mi się
mordercą – przekrzywiła głowę,
wystukując palcami nieznany mu rytm. – Zaczęłam widzieć Kaptur. Był wszędzie.
Kiedy patrzyłam przez okno – stał tam. W deszczu, w burzy, w słońcu. Zawsze tam
stał. Kiedy szłam ulicą, widziałam go parę metrów za sobą. Kaptur zaczął mnie
prześladować. Wiele razy wzywałam aurorów, gdy wydawało mi się, że tym razem
zaatakuje, ale… nie było po nim śladów. Wracałam do domu i wiedziałam, że ktoś
tam był przede mną. Ale nie było dowodów. Prasa dowiedziała się o moich
częstych wezwaniach. Capell postanowił pomóc mi dokończyć ostatnie sprawy, bym
mogła wziąć wolne. Ale pojawił się nowy problem. Trafiliśmy na niezły przełom…
znaczy on. To… duża sprawa, nie mogę ci teraz zdradzić za dużo. Ale byliśmy tak
blisko… jak nigdy. Ostatnie tygodnie i mielibyśmy go na haczyku – pokręciła głową, opuszczając rękę, którą
sekundę wcześniej pokazywała, jak niewiele dzieliło ich od zakończenia. – Ktoś
sypnął. Nie wiem nawet, kto. Wracaliśmy z Capellem… kiedy… musieliśmy przerwać misję.
Zostaliśmy spaleni. Sprzedałam dom rodziców i uciekłam z Londynu. Miejsce
mojego domu do tej pory, zna tylko krąg wybranych osób.
- A Poeta?
- Nie odzywał się przez ostatnie
cztery miesiące? – wzruszyła ramionami, masując palcami skroń. – Złapaliśmy
wtedy takiego człowieka, który uważał się za Poetę. Widać, jak
przypuszczaliśmy, człowiek więcej się chwalił, niż działał.
- Czemu wrócił akurat teraz? –
drążył, zerkając do jej pustego kubka i westchnął z rozczarowaniem.
- Może to spóźniony prezent
urodzinowy? – zaproponowała lekko, znowu uciekając gdzieś myślami. – Nie wiem.
Nie umiem pojąć funkcjonowania jego zepsutego umysłu. To frustrujące. A teraz
dodatkowo i mnie mają za wariatkę.
- Ja tam oszalałbym, na twoim
miejscu – stwierdził szczerze, przeciągając się i podrapał się po karku. –
Poznam tego całego Capell’a?
- Nie wydaje mi się, byś miał
sposobność – westchnęła, spoglądając w ogień i spochmurniała. – Ben odszedł.
- Ben? Benjamin Capell –
powtórzył, przypominając sobie, że już kiedyś słyszał to połączenie. Harry pokazywał mu przecież zdjęcie Hermiony oraz tego mężczyzny. Blondyna z
brązowymi oczami, który siedział zdecydowanie zbyt blisko Gryfonki. – Coś obiło
mi się o uszy.
- A to akurat ciekawe, bo nasi
przyjaciele ochrzcili ten temat jako tabu – wykrzywiła usta w uśmiechu,
nakręcając na palec swobodnie opadający pukiel. – Podobno mi odbija, gdy o
niego chodzi.
- Odbija?
- Miałam jakiś czas temu mały
incydent. Załamanie nerwowe. Stres pourazowy. Podobno mój umysł nie wytrzymał i
rozpadł się na kawałki, a wraz z nim moja stabilność emocjonalna – wzruszyła
ramionami, jakby wzmianka o problemie z depresją była popularnym tematem
przyjacielskich rozmów. – Wiesz, jakie to uczucie postradać rozum?
- Coś tam wiem – odpowiedział,
uśmiechając się ciepło, gdy znów zerknęła na niego z ukosa. – Czy jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć?
- Mnóstwo. Ale to nie teraz – machnęła
ręką, przeciągając się ziewnęła głośno. Prychnął, gdy z opóźnieniem zasłoniła usta, a jej oczy zamigotały wesoło. – Wystarczy na
dziś ciężkich tematów, co?
- Nie podasz mi serum prawdy, by
wszystkiego się dowiedzieć? No, proszę, dorosłaś? – prychnął, pochylając się do
przodu, ale po chwili odchylił się, gdy dziewczyna niespodziewanie stanęła tuż
przy jego fotelu. Oparła się kolanami o jego uda, a dłonie umieściła na zagłówku.
Ich twarze dzieliło
z dziesięć centymetrów, gdy przeciągłym spojrzeniem, przesunęła po jego sylwetce.
z dziesięć centymetrów, gdy przeciągłym spojrzeniem, przesunęła po jego sylwetce.
- Draco Malfoy, to niesamowicie
satysfakcjonujące uczucie, wiedzieć, że nie masz pojęcia, co się wokół ciebie
dzieje – szepnęła, uderzając lekko czubkiem swojego nosa o jego własny i znieruchomiała. – Bądź grzeczny, a pomogę ci wszystko odkryć.
- Myślałem, że wolisz
niegrzecznych chłopców – mruknął, wciągając do płuc jej kuszący zapach. Z trudem utrzymał ręce na oparciu, chociaż, aż świerzbiły go palce, by przyciągnąć
ją jeszcze bliżej. Słodki oddech dziewczyny drażnił jego usta, gdy wciąż nie
odsuwając się, wbijała uporczywy wzrok
w jego oczy. – Granger, przestań.
w jego oczy. – Granger, przestań.
- Malfoy, Malfoy, Malfoy… -
zaśmiała się, przechyliła głowę i odsuwając się powoli, wskazującym palcem przesunęła po jego mostku
i zatrzymała się tuż nad jego sercem. – Sam zacząłeś tę grę, więc sam musisz ją zakończyć.
Nim zdążył zapytać, co dokładnie
miała na myśli, dziewczyna z gracją poderwała się do góry, odwróciła się na
pięcie i szybkim krokiem wyszła z biblioteki. Draco syknął, czując jak jego
serce wciąż gwałtownie bije.
Szlag.
A Cerber obrzucił go niemalże
pobłażliwym, psim spojrzeniem.
***
- Cześć.
Hermiona podniosła głowę, kierując wzrok na stojącego przed jej
stolikiem chłopaka. Przesunęła wzrokiem po całej szczupłej, męskiej sylwetce,
zawieszając spojrzenie z powrotem na jego twarzy. Poderwała się do góry, bo od
razu zdenerwowało ją, jak wysoko musiała zadzierać głowę. Mimo, że do najniższych się nie zaliczała, to chłopak wciąż górował nad nią
parę centymetrów. Niespodziewany gość miał zaczesane do tyłu, jasne włosy,
opaloną cerę i białe, równe żeby. Brązowe oczy wpatrywały się w nią, równie oceniająco, co jej w niego.
- Cześć – odpowiedziała w końcu, unosząc pytająco brwi.
- Szukam aurora Pottera, podobno powinien siedzieć tutaj. – Machnął ręką dookoła biurowej czytelni, w
której przeglądała właśnie ostatnie akta ich sprawy. Zaintrygowana wzmianką o
Harry’m, zamknęła teczkę, którą wrzuciła do swojej torby. – Ewentualnie,
powiedzmy, Granger. Wiesz może, gdzie mógłbym ich znaleźć?
- Pottera bądź Granger? – Uśmiechnęła się krzywo, chwytając torbę i
prostym zaklęciem odesłała niepotrzebne kartony z papierami. Zostawiła jeden,
największy, w którym znajdywały się ważne dla ich zadania, dokumenty. – Mogę
cię zaprowadzić.
- Dzięki – odetchnął z ulgą, a potem chwycił karton, ubiegając ją tym
samym. – Widzisz, przydam ci się od razu. Sekretarka mówiła, że mogę ich
znaleźć tu, ale widzę, że nawet asystenci nie są nieomylni.
- Collins nie powinna tak szastać informacjami o obecności aurora
Pottera – mruknęła, popychając drzwi i wyprowadziła go na korytarz. Lubiła
biuro Federalnej Agencji Aurorskiej, która wyglądem przypominała te wszystkie
filmowe, ważne biura. Pomieszczenia były przestrzenne, sterylne oraz w większości gustownie urządzone. Jej czarne szpilki uderzały głośno o
marmurową posadzkę, gdy prowadziła ich do szklanej windy.
- Znasz go? – zapytał z zaciekawieniem, stawiając karton na podłodze,
gdy weszli do windy.
Hermiona uśmiechnęła się, bo uwielbiała widok z tego miejsca. Winda miała przeszklone ściany, dzięki czemu można było rozejrzeć się po trzynastopiętrowym budynku. Przyjrzała się wielu ludziom krążącym na dole, jak i po korytarzach, które były stąd widoczne. Budynek był zaprojektowany nowocześnie, tak, że miał w środku wycięty walec. Tam znalazło się miejsce dla szesnastu wind, w tym tej, którą właśnie wjeżdżali na dziesiąte piętro.
- A kto nie zna naszych bohaterów? – wzruszyła ramionami, spoglądając
na swoją sukienkę, kończącą się w połowie ud, która opinała jej biust oraz
biodra, a w innych częściach spływała swobodnie. Na ramionach miała skórzaną kurtkę, w której zrobiło się jej teraz zdecydowanie
za ciepło. Postukiwała dziesięciocentymetrowym obcasem, który miała ochotę
jedynie zrzucić na sam dół, ale obiecała przyjaciółce, że wytrzyma w nich do północy. Nie dziwiła się, że
ten blondyn nie poznał w niej Hermiony Granger. Nie, kiedy była
mocno umalowana, włosy miała proste, a ubrania zdecydowanie nie przeznaczone do
jej pracy.
- Jakieś porady? – stanęli przed drzwiami z wielkim napisem „detektyw
Nott”, a ona przewróciła oczami, jednocześnie pociągając za klamkę. W środku siedziała
Sarah, jak zwykle przeglądając jakieś kolorowe magazyny i popijała kawę ze
Starbucks’a. Uniosła wzrok, gdy wchodzili, ale w tym momencie zadzwonił
telefon, więc jedynie uniosła kciuk i wskazała kolejne dębowe drzwi.
- Postaraj się nie dać wciągnąć w kłopoty – zasugerowała, naciskając na
kolejną klamkę i wpuściła ich do środka. Westchnęła, czując charakterystyczny
zapach cytrusów i cynamonu, który zwykle panował w gabinecie Theo. Nie zaskoczył
ją widok ciemnowłosego Ślizgona, siedzącego na swoim bujanym fotelu z
założonymi nogami, papierosem za uchem oraz z
doskonale ułożoną, niechlujną
fryzurą. Ciemne oczy przesunęły się na chwilę na nią, a kąciki ust
wygięły w krzywym uśmiechu. Oprócz właściciela gabinetu, w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwie osoby.
Gawain Robards, z kubkiem parującej kawy i grymasem niezadowolenia na twarzy oraz Harry. Potter
stał przed jedną ze ścian, na której poprzyczepiane były zdjęcia, mapy oraz
różne arkusze, które znaczyły coś dla śledztwa. Hermiona oparła się o zamknięte
już drzwi plecami, przyglądając się spod przymrużonych powiek mężczyźnie, który
wbijał wściekło-zielone spojrzenie w zdjęcie ich podejrzanego.
- Kto to? – Theodore lekceważąco wskazał brodą blondyna, który
zmarszczył brwi, ale nie przestał się uśmiechać.
- Benjamin Capell – przedstawił się chłopak, a Hermiona dopiero
zauważyła, że do tej pory sama nie zwróciła zbytnio uwagi na tak trywialną
rzecz, jaką była tożsamość nieznajomego. Uniosła brew, wymieniając z Theo
znaczące spojrzenia.
- Ten, który ma nam niby pomóc? – Harry odwrócił się na pięcie,
wbijając wzrok w nowo poznanego i przekrzywił głowę. – Najlepszy haker w Anglii? Wyobrażałem sobie ciebie troszkę
inaczej.
- Napis mówi sam za siebie, czyż nie? – Ben uścisnął jego rękę,
przewracając jednak oczami, a potem znów wrócił spojrzeniem do Wybrańca. – Ty na
zdjęciach też, wyglądasz inaczej.
- Każda mi to mówi – odparł kpiąco Harry, ściskając jego dłoń i westchnął.
– Mam nadzieję, że będziesz naszym przełomowym krokiem, Capell, bo powoli dostaję świra. Nie
mówiąc o Gawainie. Biedaczek, osiwiał.
- Jeżeli nie masz nic mądrego do powiedzenia, Potter, to po prostu
pozostań cicho – prychnął Robards, mrużąc powieki, gdy nowy podszedł do niego.
– Dziękuję, że tak szybko przybyłeś.
- Nie żebym miał zbytni wybór, nie? – prychnął jasnowłosy, wsuwając kciuki
do kieszeni i spojrzał na ich ścianę śledztwa. – Niezła sprawa.
- Niezła sukienka – Potter uśmiechnął się szelmowsko do Hermiony, która
ostentacyjnie postukała obcasem o podłogę. – Nie tak to zaplanowaliśmy, ale już
wychodzimy.
Dziewczyna znowu westchnęła, nawijając pasemko na palec i przeszła
dalej, by usiąść na biurku Theodore’a. Złączyła nogi w kostkach, unosząc wzrok,
by skrzyżować go z wpatrującym się w nią Benem. Zastanawiała się, czy
zastanawiał się teraz, czy była jakąś tanią dziewuchą, czy głupiutką
pracownicą, która poleciała na podryw znanych person. Bawiła ją niewiedza
chłopaka, który zdecydowanie zbyt długo mierzył ją wzrokiem, by było to kulturalne.
- Och, tak, wybaczcie – odezwał się w końcu Gawain i przeciągnął się, ziewając.
– Szliście uczcić urodziny znajomego, prawda? Musiałem jednak poinformować was
o nowych szczegółach. Możecie iść.
- Na pewno? – Hermiona uśmiechnęła się leniwie, poprawiając mankiety
kurtki. – Dobrze wiesz, że możemy zostać i…
- Wystarczająco dużo masz już nadgodzin, dziewczyno – przerwał jej
Robards, machając ręką z lekceważeniem. – Idźcie cieszyć się młodością. Niech świat zobaczy, że
bohaterowie potrafią się bawić.
- Ale…
- Jak szef każe – prychnął ciemnowłosy, wstając i sięgając po wiszącą
na wieszaku kurtkę. – Czyli jutro mamy wolne?
- Do czego to dochodzi, byście musieli prosić o wolny weekend? – Gawain przewrócił oczami,
klepiąc po ramieniu, wciąż zdumionego Benjamina. – Ja wprowadzę w tym czasie
nowego.
- Powodzenia, Ben – Hermiona uśmiechnęła się łobuzersko do nowego,
wsuwając dłoń pod ramię czekającego już przy drzwiach Notta.
- Dzięki, Hermiono.
***
- Hermiono?
- Hmm? – dziewczyna odwróciła
powoli głowę, spoglądając na siadającego właśnie w fotelu obok, Edwarda.
Mężczyzna przesunął po stoliku kubek z gorącym kakao dla niej, a swój własny
przytrzymał w rękach. Była Gryfonka zerknęła znów na ojca Pansy, który w jakimś
stopniu stał się dla niej zastępczym rodzicem. Po pierwszych świętach,
urodzinach, Sylwestrze, każdych kolejnych dniach wolnych, które spędzała z
rodziną Parkinsonów, stawała się coraz bardziej im bliska. Lubiła to uczucie
ciepła oraz bezpieczeństwa, gdy dorosły czarodziej traktował ją, jak własne
dziecko, jak dbał, by czuła się pewniej w nowym świecie.
- Złudny, przemijający? Dwie
pierwsze to „EF” – Hermiona uniosła kąciki warg, słysząc szelest Proroka Codziennego, gdy Edward od razu otworzył przedostatnią stronicę z
krzyżówkami. – Ef…
- Efemeryczny – podpowiedziała,
sunąc opuszkiem palca po krawędzi kubka. Parkinson mruknął z zadowoleniem, zapisując odpowiednie słowo, a potem znów zmarszczył nos. Tak
właśnie się to zaczęło, można by rzec. Od ich porannego rozwiązywania
krzyżówek. Kiedy spała u Pansy, napotykała w salonie codziennie o poranku
Edwarda, który jak ona, uwielbiał podziwiać wschody słońca.
Kiedy na początku nie wiedzieli, jak ze sobą rozmawiać, Edward zaczął rozwiązywać krzyżówki, szukając jej pomocy. Tak powoli zaczęły się ich pogawędki, zmieniające się w z zażarte dyskusje, długie rozmowy o rzeczach istotnych, jak i o tych mniej. Parkinson umiał jej wysłuchać, nie oceniać, ale również zrugać, gdy popełniała błędy.
Traktował ją, jak córkę. Dzięki
czemu, na prawdę poczuła się znów dzieckiem. A tego jej brakowało.
- Och, to ci się spodoba,
kochana. Imię bohatera I Wojny Magicznej, ojca Wybrańca? – zachichotał
ciemnowłosy, cmokając z zadowoleniem. – Tata zięcia nie pasuje. Ani wnuk.
Mógłbym ich za to pozwać – westchnął, ale widziała dobrze, że wpisał od razu
poprawne imię, a potem uniósł rozbawiony wzrok, krzyżując go z nią. – Jak się
spało?
- Takie hasło? – przewróciła
oczami, opierając łokieć na oparciu, a na dłoni brodę. – Dobrze?
- Dobrze – powtórzyła,
uśmiechając się do niego z rozbawieniem. – Na prawdę, w ten weekend się
wyspałam. Aż niepoprawnie.
- To świetnie, bo przyjechałaś z
takimi szarymi oczami, że aż się wystraszyłem – stwierdził, rozluźniając się na
fotelu i wrócił do krzyżówki. – Pij, bo wystygnie.
- Tak jest, sir – odpowiedziała i
grzecznie napiła się ciepłego kakao. Westchnęła z zadowoleniem, oblizując
wargi. – Zatem, jak ty się czujesz?
- Wybornie, rzecz jasna – odparł zbyt szybko, a wiedząc, że już go
przejrzała, uniósł zmęczoną głowę i obrzucił ją wesoło-smutnym spojrzeniem. – Draco nie jest moim rodzonym synem,
ale nie zmienia to faktu, że nim jest. Każdego dnia męczyłem się z myślą, gdzie
się podział, a teraz dowiaduje się, że ułożył sobie całkiem znośne życie. Nie wiem, czy jesteś sobie w stanie
wyobrazić moc radości i goryczy, jaka mnie ogarnia, gdy patrzę na niego.
- Myślę, że jestem – burknęła,
spuszczając wzrok na swoje dłonie w udawanej nonszalancji. – Nie tak
wyobrażałam sobie, jego powrót. W ogóle go sobie nie wyobrażałam.
- A jednak wrócił. Myślę, że nie
tylko z oczywistego powodu pomocy, jakiej potrzebuje od Harry’ego. Myślę, że
przyciąga go tu więcej, niż sądzimy – brązowe tęczówki błysnęły, gdy mężczyzna
znów uniósł brew. Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami, aż w końcu Edward
wrócił myślami do krzyżówki. – Wybierasz się dziś do Gawaina?
- Zabronił mi – zauważyła oschlej
niż zamierzała, zaciskając dłonie w pięści. Po sekundzie je rozluźniła i
ułożyła płasko na stole. – Chociaż Pansy przyjęła Harry’ego do domu z powrotem.
- Moja córka ma trudny charakter,
więc im dłużej Potter z nią wytrzymuje, tym dłużej ja mam spokój
i niech będą dzięki Merlinowi. Wystarczy mi jedna teatralna czarownica – prychnął, mając na myśl jaki chaos potrafią urządzić Delaney i Pansy w duecie. – Zapłacę Harry’emu i w złocie, by ją znosił.
i niech będą dzięki Merlinowi. Wystarczy mi jedna teatralna czarownica – prychnął, mając na myśl jaki chaos potrafią urządzić Delaney i Pansy w duecie. – Zapłacę Harry’emu i w złocie, by ją znosił.
- Sądzę, że to nie będzie
potrzebne – parsknęła śmiechem, odkładając pusty kubek, a potem przeciągnęła
się i wstała. – Śniadanie o dziewiątej?
- Mhm, ale w lodówce jest jeszcze
kawałek tiramisu z wczoraj. Zostaw mi tylko połowę! – poprosił, machając ręką
na jej jednoznaczny pomruk. – Hermiono?
- Tak? – zatrzymała się na progu,
odwracając się, by zobaczyć, jak zmęczone, zatroskane oczy arystokraty
prześlizgują się po jej twarzy.
- Uważaj na siebie, kochanie –
powiedział cicho, poważniejąc w jej towarzystwie, pierwszy raz od dawna. –
Nawet lodem można się sparzyć.
Zostawiła go
bez słowa. Z głową pełną nowych myśli.
***
Tym razem, Hermiona była
przygotowana na chłodny wiatr, który porwał jej włosy do dzikiego tańca, gdy
stanęła tylko krok od drzwi. Zmrużyła powieki, czując w płucach lodowate
powietrze, a jej wargi zadrżały w uśmiechu. Uniosła głowę, wbijając wzrok w
szare niebo, które pochmurniało z minuty na minutę, coraz bardziej.
- Zadzwońcie, jak tylko
dojedziecie – powtórzyła setny raz Pansy, która nie przejmując się wzbierającą
wichurą, stanęła na środku chodnika i wsparła dłonie na biodrach. – Jedźcie
ostrożnie, dobrze? James, zostaw brata!
- I nie zapomnijcie, by wsadzić
kaczkę do lodówki. Hermiono, pamiętaj o tym! Draco, a jak zabraknie, to
zafiukaj – Delaney stała przy bagażniku ich samochodu, upewniając się, że w
dwóch dużych torbach, które im wcisnęła, na pewno jest wystarczająco dużo jedzenia.
Zdaniem Hermiony wykarmiliby tymi małymi pudełkami pół wojska, ale widocznie
pani Parkinson miała inną skalę małych oraz dużych pudełek. – Edwardzie, może
dorzućmy im drewna?
- Drewna? – Draco uniósł brwi,
wrzucając bagaż syna na tylne siedzenie i z konsternacją wpatrzył się w starszą
czarownicę. – A po co nam drewno?
- No jak to po co, głuptasie? Na
opał! – Delaney rozłożyła ramiona, burcząc coś o młodzieży i ich braku
wyobraźni.
- Del, zapewniam cię, że mam
bardzo dużo drewna – Hermiona zaśmiała się, przytulając kobietę i cmoknęła ją w policzek. – Po ostatniej waszej dostawie, starczy mi go na
dwadzieścia lat!
- Drewna nigdy dość, ale niech
będzie. Następnym razem – uległa kobieta, tarmosząc ją po lokach, a potem spojrzała w bok, gdzie James, Scorpius i Regulus skakali po kamieniach
tak, by nie wpaść do kałuży. – Ale przyjedziecie na następny weekend, prawda?
Przygotuję szarlotkę, Piusowi na pewno posmakuje!
- Przyjedziemy – odparł tym razem
Draco, a Hermiona drgnęła, zerkając na niego z ukosa. To proste stwierdzenie
wywołało u niej dziwną burzę emocji, bo nie dość, że użył liczby mnogiej, to
składał obietnice, które widocznie zamierzał pokryć. Nie ucieknie tym razem? W „my”, ma na myśli tylko synka i siebie?
- James! Spróbuj mi tylko
zamoczyć ubranie, a koniec z lataniem z ojcem, słyszysz? – Pansy pokiwała
palcem na starszego synka, a potem odwróciła w stronę gotowej do wyjazdu
dwójki. – Wpadnę do was jakoś w tygodniu, co? Regulus, nawet nie próbuj pchać
brata! James! Nie szturchaj go, bo przyrzekam, że oddam cię bazyliszkowi na pożarcie! – warknęła, a potem znów
łagodnie się uśmiechnęła - Pogadamy o tych dokumentach, które mam wypełnić i w
ogóle.
- I w ogóle – odpowiedziała z
uśmiechem Hermiona, domyślając się, że w tym ogóle mieści się dużo pytań do
blondyna. Chwilę później usłyszeli głośne CHLUP, a potem nagłą ciszę. Pansy
zacisnęła powieki, masując skronie, podczas, gdy James z niewinnym uśmieszkiem
podbiegł do nich wraz z towarzyszami. Scorpius uśmiechał się tak szeroko, że Hermiona podziwiała
mięśnie jego policzków, które musiały go przecież od tego boleć. Regulus z
dużymi oczami wpatrywał się w brata, który z błotem na ubraniach i we włosach,
stanął przed mamą. Jedynie obaj jej czworonożni przyjaciele, zdawali się
pozostać w radosnym humorze.
- Jamesie Syriuszu Potterze –
wycedziła Pansy, otwierając oczy i wbijając lodowate spojrzenie we wciąż
szczerzącego się radośnie, syna. – Co masz na swoją obronę?
- Hmm, no, chciałem sprawdzić,
czy jest głęboko, by Reg się nie utopił? – zaproponował wesoło, bujając się na
piętach i przechylając lekko głowę na bok. – I wiesz co, mamuś? No, mamuś! Mam
supe wiadomość, bo nie! Nie utopi się!
Hermiona parsknęła śmiechem, gdy
jej kochany chrześniak z anielskimi oczami uśmiechnął się znów do Pansy, która
jedynie uniosła brew w odpowiedzi. Edward zakasłał, by ukryć własny chichot, a Delaney tylko machnęła ręką, znów zerkając do ich bagażnika. Draco wykrzywił
usta w rozbawionym grymasie, natomiast najmłodsze łobuzy ochoczo pokiwały głowami,
by dodać od siebie, jak dobrze według nich postąpił James.
- James…
- No, mamuś! Przytulić cię? –
James przerwał rodzicielce, unosząc do góry ręce i z błyskiem w oczach poruszał
brudnymi palcami, powoli zbliżając się, do coraz bardziej rozbawionej Pansy. –
Przytulę cię! I będzie fajnie, co? Też będziesz brudna i urządzimy bitwę na błoto! Mamuś!
- Och, Salazarze, niech ci będzie
– westchnęła Pansy, odpychając od siebie małe ramiona synka. – Zamknę oczy, a
ty uciekniesz, ale najpierw się pożegnaj. I nikogo nie przytulaj!
James błysnął małymi zębami,
przybijając piątkę Scorpiusowi i przypomniał mu, że blondyn jest jego
i tylko jego, przyjacielem. Pobieżnie i Regulusa, ale głównie jego. Potem pozwolił potarmosić się Draco, a na koniec zatrzymał się przed swoją matką chrzestną. Hermiona pocałowała zarumienione policzki i nos łobuza, który pomarudził trochę, ale nie odsunął się od pieszczot. Potem, po jednym spojrzeniu na twarz matki, uciekł, a zaraz za nim Regulus, który jedynie przytulił ciocię, by zaraz potem krzyczeć za bratem. Hermiona zaśmiała się, ściskając wesołą już Pansy, a jednocześnie obserwowała, jak Draco żegna się z państwem Parkinson. Sama została wycałowana przez Delaney, wyściskana przez Edwarda, a na koniec znów Pans zmiażdżyła jej żebra. Gdy każde z nich wymieniło się wieloma pożegnaniami, wsiedli do samochodu. Scorpius z tyłu, na foteliku i ze swoim pluszakiem i Cerberem oraz Diego, a Draco na miejscu kierowcy. Hermiona mimo początkowych oporów, pozwoliła mu w końcu odebrać sobie kluczyki. Teraz niczym na łzawym filmie familijnym, wyjeżdżali machając przez okna do goniących jeszcze samochód chłopców oraz stojących na podjedzie przyjaciół. Rodziny.
i tylko jego, przyjacielem. Pobieżnie i Regulusa, ale głównie jego. Potem pozwolił potarmosić się Draco, a na koniec zatrzymał się przed swoją matką chrzestną. Hermiona pocałowała zarumienione policzki i nos łobuza, który pomarudził trochę, ale nie odsunął się od pieszczot. Potem, po jednym spojrzeniu na twarz matki, uciekł, a zaraz za nim Regulus, który jedynie przytulił ciocię, by zaraz potem krzyczeć za bratem. Hermiona zaśmiała się, ściskając wesołą już Pansy, a jednocześnie obserwowała, jak Draco żegna się z państwem Parkinson. Sama została wycałowana przez Delaney, wyściskana przez Edwarda, a na koniec znów Pans zmiażdżyła jej żebra. Gdy każde z nich wymieniło się wieloma pożegnaniami, wsiedli do samochodu. Scorpius z tyłu, na foteliku i ze swoim pluszakiem i Cerberem oraz Diego, a Draco na miejscu kierowcy. Hermiona mimo początkowych oporów, pozwoliła mu w końcu odebrać sobie kluczyki. Teraz niczym na łzawym filmie familijnym, wyjeżdżali machając przez okna do goniących jeszcze samochód chłopców oraz stojących na podjedzie przyjaciół. Rodziny.
- Ale było fajnie, co nie? –
Scorpius pochylił się do przodu, a Hermiona zerknęła przez ramię, by posłać mu promienny uśmiech. – James, to mój przyjaciel! Tato, mam już
przyjaciela! Ale super! A James powiedział, że następnym razem to pójdziemy do jego prawdziwego domu i
tam ma jeszcze więcej zabawek! A i magicznych, wiesz, tato? I powiedział, że on
to już umie czarować, wiesz, tato? Bo wiesz, tato, że on jest magikiem?
- Czarodziejem, Pius, i tak, wiem
– westchnął Draco, który miał już za sobą, ciężką rozmowę z synem na temat ich
dziedzictwa, tożsamości oraz magicznych zdolności. Scorpius pokiwał energicznie
głową, a po chwili w samochodzie dało się słyszeć kolejną aprobującą go
historię o tym, co on i jego przyjaciel robili, gdy oni nie patrzyli. Hermiona rozluźniła
się przy jego dziecięcych anegdotkach, opierając bokiem o oparcie, by móc
jednocześnie patrzeć na rozradowanego chłopca. Wpatrywała się w niego tak
długo, aż zmęczony i znużony własnym gadulstwem, zaczął przysypiać. Przyglądała
się, jak powieki chłopczyka stają się coraz cięższe i cięższe, a głowa powoli
opada mu na bok. Scorpius usnął, przerywając tym samym niesamowitą opowieść o ich przygodzie i
ocalałej wazie Edwarda.
- Usnął – szepnęła, stwierdzając
tym samym oczywistość, bo rzecz jasna Draco zdawał sobie sprawę, że jedyne, co
może zamknąć buzię jego syna, to sen. Jednak blondyn i tak zerknął w lusterko,
uśmiechając się pod nosem, a potem znów wpatrzył się w jezdnię.
- Nie widziałem go tak
wykończonego, od dłuższego czasu – mruknął, przyspieszając na prostej drodze. –
Kto by pomyślał, że Malfoy zaprzyjaźni się z Potterem, co?
- Gdyby historia wyglądała ciut
inaczej, sądzę, że byłoby to nawet możliwe w twoim i Harry’ego przypadku. Mam
na myśli szkolną przyjaźń, nie… potem – odparła, rzucając okiem na chmury, z których zaczęło kropić. Niedługo później rozpadało się na dobre i blondyn
zwolnił odrobinę.
- No pięknie, leje jak z
Aquamenti – burknął, mrużąc ze skupieniem oczy. Teraz nie widzieli nawet klifu,
co przy normalnej pogodzie, było bardzo proste. – Przemyślałaś to już?
- Nas – a potem czar prysł, bo nawet wygląd
Malfoy’a tracił, gdy ten tylko otwierał usta.
- Jakich nas, Malfoy? –
parsknęła, rozluźniając dłonie i bębniąc opuszkami o udo. – Mówiłam już, co o
tym sądzę.
- A ja mówiłem, że mnie to nie
obchodzi. Przemawia przez ciebie złośliwy upór, dlatego postanowiłem to
zignorować – sarknął, skręcając w lewo i jednocześnie obrzucając ją
protekcjonalnym spojrzeniem. – Postaraj się przez chwilę być genialna, a nie
głupia.
- Obrażanie mnie, to świetny
sposób na rozpoczęcie rozmowy o nas, prawda? – przewróciła oczami, wydymając
dolną wargę. – Jestem wystarczająco empatyczna, by wybaczyć ci to zniknięcie,
ale nie na tyle głupia, by znów od razu ci zaufać.
- Chcesz wrócić do etapu ciągłego
użerania się ze sobą? Bo myślałem, że wyrośliśmy z tego – wytknął jej,
przyspieszając i wyprzedzając samochód.
– Ale skoro to, jest według ciebie odpowiednie, to proszę bardzo.
- Nie wciskaj mi kitu, że
będziemy robić coś po mojemu, bo nigdy nie mogłeś się przemóc, by mnie
posłuchać! – warknęła, starając się nie podnosić głosu, by nie zbudzić chłopca.
- Nawet nie wiesz, ile razy
łamałem własne zasady, by robić coś po twojemu, Granger – syknął, spoglądając
na nią z irytacją oraz złością. – Rozmowy z tobą, przypominają zabawę z
tykającą bombą.
- A z tobą w ogóle nie da się normalnie
porozmawiać – skomentowała ostro, wbijając wzrok za okno
i odwracając od niego głowę. – Przestań przepraszać za coś, czego nie zmienisz.
i odwracając od niego głowę. – Przestań przepraszać za coś, czego nie zmienisz.
- Myślałem, że zwykle za takie
rzeczy się przeprasza. O co ty się właściwie wściekasz? Dobrze wiedziałaś, że po wojnie wyjadę! A odkąd wróciłem, mruczysz coś o
rzuceniu wszystkiego i ucieczce! – Draco wymamrotał przekleństwo, gdy wyjechali z jakiegoś małego
miasteczka na kolejną pustą drogę. – Co znów zrobiłem źle, Granger? Poważnie.
Nie wiem już, za co mam przepraszać.
- Co zrobiłeś źle? Malfoy, do
cholery! Uciekłeś nocą niczym zbieg! Jak pieprzony zdrajca! Zostawiłeś Rona,
zostawiłeś Harry’ego! Tak bez pożegnania! Nawet wzmianki o tym, czy wszystko na
pewno się udało, czy wiesz, co robisz… zostawiłeś pieprzony rozwalony świat bez
krótkiego pożegnania – wymieniała szybko, każde słowo cedząc z wściekłością,
żalem oraz bólem, który czuła na myśl o tym, a potem wbiła wzrok w swoje drżące
dłonie i westchnęła. – Zostawiłeś mnie.
Bo to zabolało ją najbardziej.
Gdy wieczorem siedziała okryta kocem, wpatrując się to w zegar, to w drzwi i czekała całą noc na ciche kroki. Wiedziała, że wyjedzie. Może nie
była na to tak gotowa, jak to sobie i innym wmawiała, ale wiedziała, że ten rozdział jest zakończony.
Czekała zatem na ten koniec, liczyła minuty, godziny, piła herbatę, a potem
wino. Aż nastał świt, a on nie przyszedł.
W pierwszej chwili stwierdziła, że zmienił zdanie. Został. Może nawet nie dla nich,
nie dla niej, a dla matki, czy z innego błahego powodu. Była przygotowana na
udawanie rozluźnionej, radosnej, gdy go zobaczy. Na ukrywanie, jak bardzo ucieszyła ją zmiana decyzji i jak
bardzo nie ma nic przeciwko, że ujrzy go w objęciach Astorii.
Niedoczekanie. Głupia, naiwna
Hermiona.
- Granger… - dopiero po paru
minutach, Malfoy przerwał ciszę. Uniosła powoli wzrok, zauważając, że zatrzymał się na środku drogi, a deszcz coraz mocniej uderzał o samochód. –
Nie mogłem się z tobą pożegnać. Przed innymi mogłem udawać, że to nic takiego. Wszystko
zgodnie z planem, ale nie mogłem się z tobą pożegnać.
- Dlaczego?
- Bo to oznaczałoby koniec, a ja
nie byłem… nie jestem, na to gotowy. I chyba nigdy nie będę, bo w momencie, w którym odszedłem, złamałem sam sobie serce. – Hermiona wolno
przesunęła spojrzenie na Draco, który zaciskał mocno dłonie na kierownicy, a
głowę odchylił na oparciu do tyłu
i zaciskał powieki. – Im mocniej się zatracałem w tym… uczuciu, tym bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, w jak beznadziejnej sytuacji jesteśmy. A mimo wszystko, nie umiałem stanąć przed tobą i powiedzieć cholernego „żegnaj”. Kurwa, Granger, zniszczyłaś mnie w chwili, gdy mnie uratowaliście.
i zaciskał powieki. – Im mocniej się zatracałem w tym… uczuciu, tym bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, w jak beznadziejnej sytuacji jesteśmy. A mimo wszystko, nie umiałem stanąć przed tobą i powiedzieć cholernego „żegnaj”. Kurwa, Granger, zniszczyłaś mnie w chwili, gdy mnie uratowaliście.
- Musisz nad tym popracować –
wydusiła w końcu z siebie, skubiąc skórki paznokci. – Nie do końca tak brzmią
przeprosiny, Malfoy. Ale przyjmuję je, bo wiem, jak rzadko to robisz.
- Mam pytanie, na które masz odpowiedzieć
bez większego zastanowienia. Pytanie – odpowiedź, jak kiedyś – zaproponował,
bądź raczej uprzedził ją, również na nią spoglądając. Brąz i szarość
skrzyżowały się, spojrzenia na pierwszy rzut obojętne, ale tak naprawdę kryjące
więcej, niż się wydaje. – Jest szansa, że między nami będzie, jak kiedyś?
- Nie. Oczywiście, że nie, Malfoy
– parsknęła, wyciągając rękę i sięgnęła po jego dłoń, by spleść ich palce. –
Tamto się skończyło. Ale historia trwa, więc… może być inaczej.
- Często najlepsze rzeczy jakie
mogą nam się przydarzyć, wydają się niemożliwe do momentu, w którym się nie zdarzą – szepnął, ściskając mocniej jej dłoń i układając ją na
jej kolanach. – Po prostu… niech się dzieje co chce, dobrze?
- Dobrze – odpowiedziała równie
cicho, przesuwając kciukiem po jego kłykciach. – Nie będzie łatwo, wiesz?
- Wiem. Ale wiem też, że będzie
to warte wszystkiego – uśmiechnęła się do niego, a Draco poczuł, jak jego serce niezdrowo gubi rytm. Bo o to stało się to, na co czekał. Nie
tracił nadziei, nie tracił cierpliwości i teraz powoli widział sukces. Bo tym
razem nie tylko usta dziewczyny wygięły się łagodnie, ale błysnęły i oczy, a on
od razu rozpoznał w nich, to samo życie. Kiedyś Hermiona wspomniała mu, że im
częściej będzie się z kimś śmiać, tym bardziej będzie się w nim zakochiwać.
Ale on wiedział, że to nie do końca prawda. Bo to on czuł tą dziwną emocję za każdym razem, gdy się tak uśmiechała. A teraz był gotów. Dojrzał do tego. Jego umysł wiedział od wielu lat o tym, ale serce potrzebowało czasu, by zaakceptować ten prosty fakt.
- Wciąż cię nienawidzę, Malfoy –
zaśmiała się, ale tym starym, beztroskim śmiechem, który go pogrążył.
- Och, wiem to bardzo dobrze – uśmiechnął się szeroko, wciskając gaz i
ruszył do przodu. Nie puścił jednak jej ręki, a ona jej nie odepchnęła. – Też cię nienawidzę,
Granger.
O Boże, wchodzę sobie tu przed pracą, codziennie, a co dziś widzę? <3 Własnym oczom nie wierzę... I jak ja biedna wytrzymam teraz do końca pracy?! ;(
OdpowiedzUsuńJedno wiem na pewno, ten roboczy dzień będzie mi się dłużył... ale to nie ważne, bo po powrocie do domu zakopie się w końcu w kocyk i z herbatką w ręku zabiorę za czytanie :*
Bookmenka
Znam to uczucie! Ostatnio tak się ucieszyłam, gdy rano zobaczyłam nowy rozdział jednego opowiadania, że spóźniłam się godzinę na wykład, bo uległam pokusie i przeczytałam od razu! Ha!
UsuńI nie wytrzymałam do końca pracy, ale na szczęście dzisiejszy dzień pozwolił mi na zatracenie się w lekturze...
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć... Rozdział wiele wyjaśniający ale też dodający wile nowych niewiadomych: nasz tajemniczy morderca, dlaczego Hermiona jest akurat jego "ukochaną", jaką rolę w życiu Miony odegrał Ben, conz reszta przyjaciół, dlaczego Draco uciekł a nie zawalczył o miłość, dlaczego Astoria została zamordowana, a może jednak popełniła samobójstwo, dlaczego Toria nie kochała Scorpiusa... i wiele, wiele innych.
Co do samego rozdziału, to jest taki uspokajający pod względem relacji bohaterów, ale też niepokojący ze względu na Poetę. Natomiast relacja Draco i Hermiony... mmmmmm... fajnie, że zaczęli rozmawiać, ale mam nadzieję, że Miona nie odpuści mu tak łatwo, w końcu wychodzi na to, że Ona cały czas na niego czekała nie mogąc pójść dalej, przez to, że On się z nią nie pożegnał, nie pozwolił zakończyć jej tego etapu, co było jej tak naprawdę potrzebne, żeby zacząć żyć... w pewien sposób przywiązał ja do siebie, kiedy sam w tym czasie założył sobie rodzinę. Nie twierdzę, że nie myślał o niej i nie tęsknił, ale to było iście egoistyczne postępowanie... bobw końcu, żeby Astoria nie zginęła - Draco nigdy by nie wrócił, a jej serce na zawsze zostałoby zamrożone, a życie zawieszone w próżni... chociaż może jednak to Ona nie pozwoliła sobie na wytchnienie żyjąc przeszłością... Mam nadzieję, zwichnięcie decyzję i postępowania niedługo się wyjaśnią...
Tyle niewiadomych, jest o czym myśleć ;) Wracam do pracy.
Bookmenka
Niestety nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo niepotrzebnie zdradzę kilka sekretów, ale czy to wina jedynie Draco? Możliwe, że Hermiona też coś przeskrobała, hm? ^^
UsuńProszę jedynie o ciut cierpliwości, bo dwa kolejne rozdziały będą odpowiedzią co do niektórych pytań, a wtedy i cała opinia może ulec zmianie! :D Nie mogę się doczekać Waszych opinii co do problemu „czemu Draco nie zawalczył, czemu Hermiona odpuściła” !
Poeta pociągnie już niedługo wątki do przodu, a wtedy krew się poleje!
Mam nadzieję, że będzie się podobać!
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
PS Moje ego dostało skrzydeł, że rozdział odciąga od ważnych obowiązków!
Mam nadzieję, że podjęte decyzje i postępowania niedługo się wyjaśnią...
OdpowiedzUsuńJak ja nie lubię słowników - poprawiaczy ;P
Wyjaśnią! Słowo harcerza! :D
UsuńNareszcie, nareszcie, nareszcie... Cieszę się, że wstawiłaś wcześniej, zgodnie z obietnicą. :)
OdpowiedzUsuńStarsza pociecha Pottera to słodki buntownik, co prawda mój ukochany Maluch to Pius, ale James też dołącza do tego grona ;) Regulus natomiast to taki fajny bobasek jeszcze :)
Co do relacji naszych ulubieńców - to nareszcie zaczyna się rozkręcać, to mi się podoba, chociaż Draco mógłby się trochę bardziej przejąć Poetą i wynikającym od niego zagrożeniem dla Hermiony.
Poza tym relacja Miony z Ojcem Pansy - cudowna :) I cieszę się, że nie ma Rodziców Miony, bo zawsze jakoś tak to sobie wyobrażałam, że pomimo poświęcenia Granger to oni niestety zginęli.
Z utęsknieniem czekam na kolejne rozdziały :*
Margoo
Awwe, każdy z maluchów ma odpowiednika w mojej rodzinie, haha!
UsuńMyślę, że Draco jest ciut przytłoczony informacjami :D Nie tłumaczę go! Co to, to nie! Sam sobie zaszkodził parę lat temu, ale wydaje mi się, że każdy mógłby się ciut zakręcić od natłoku wiadomości :D
NIE zapominajmy, że biedny Draco wciąż ma problem z zapamiętaniem, że Pansy jest panią Potter.
JA TEŻ. Dokładnie, też zawszę wyobrażałam sobie, że traci rodzinę na rzecz "większego dobra".
Następny już dziś,
Lupi♥
Hej, jakoś wcześniej się nie złożyło, żebym zostawiła komentarz, ale czytając ten rozdział tak jakoś mnie naszło.
OdpowiedzUsuńOczywiście nie będę oryginalna, bo moim Ulubieńcem jest Scorpius. On po prostu sprawia,że jakoś tak lżej mi na sercu, a do tego wszystkiego to właśnie zajmuje się pracą z Maluchami xD Dlatego troszkę mnie dziwi, że Pius nie był zazdrosny o Jamesa i Regulusa,bo u takich dzieciaczków zazdrość o osoby im bliskie lub takie, które stały się dla nich "substytutem" np. rodzica (czyt. Miona) są zawsze bardzo zazdrosne i urażone... W ten sposób okazują strach o utratę tej osoby lub konieczność odstąpienia uwagi (często zdarza się tak, gdy rodzice decydują się na drugie dziecko, gdy to pierwsze jest już podrośnięte, ale nie rozumie jeszcze, że miłość rodziców nie znika i nie kurczy się a jedynie mnoży, tworząc dla drugiego bobaska oddzielne miejsce w sercach rodziców).
Przepraszam, za "czepianie się" ale taka jest psychika dziecka i w pewien sposób jest to urocze... a może takie zachowanie Piusa mogłoby pokazać Hermionie, że tym razem relacja pomiędzy Draco a nią to nie tylko kwestia ich dwójki, ale też bezbronnego dziecka... a może z kolei pozwoliłoby to poczuć się jej kochaną i potrzebną, bo nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak często dzieci leczą nas z naszych lęków, słabości... One dają nam niesamowitą siłę do robienia rzeczy, o które byśmy się nie podejrzewali ;)
Poza tym popieram poprzedniczki, niech Miona się tak łatwo nie da, bo mimo wszystko została bardzo głęboko zraniona i jaka może mieć pewność, że przy najbliższej okazji Malfoy nie znajdzie kolejnej narzeczonej i nie zwieje?... Niestety ja nadal kompletnie nie rozumiem jego zachowania, może to wina wychowania na bajkach i szczęśliwych zakończeniach, ale nawet jeśli koniec nie jest pomyślny, to należy przynajmniej o to szczęście zawalczyć... a z tego wszystkiego wynika, że Draco nawet nie spróbował o nią zawalczyć, co pięknie w poprzedniej części podsumowała Pansy, mówiąc, że Malfoy tak nie robi...
Pozdrawiam cieplutko pomimo tej niesprzyjającej aury za oknem ;)
Cieszę się, że naszła Cię wena na komentarz! Ja sama uwielbiam maluchy, więc miałam okazję widzieć napady zazdrości na oczy. I zgadzam się całkowicie, co do psychiki dziecka, tylko dodałabym tutaj od siebie, że Scorpius nie do końca pojmuje relacje jakie może mieć z matką. Bo nigdy nie doświadczył chociaż odrobiny ciepła od własnej rodzicielki, a przyjazd do Anglii miał mu zapewnić rodzinę. I myślę, że mały był zbyt podekscytowany wizją spotkania dziadków i kuzynów by przejmować się „podebraniem” mu Hermiony. Jednak jak mówiłam, podpisuję się pod Twoim komentarzem, a na i niegrzecznego Piusa w opowiadaniu znajdzie się pora! W końcu żadne dziecko nie jest przecież chodzącym aniołkiem, czyż nie?
UsuńJa również się powtórzę i obiecuję, że ich przeszłość już wkrótce się rozwiąże. Nie mogę się naprawdę doczekać 11 rozdziału!
Mam nadzieję, że to nie będzie Twój ostatni komentarz!
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Wspaniałe i bardzo wciągające opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. :)
OdpowiedzUsuń♥!
UsuńNie. Póki co, nie kibicuję im, nie kupuję ich razem. Hermiony i Draco. Postanowiłam, że powrócę, choćby fragmentarycznie, do pierwszych rozdziałów, w których zawarte są reminiscencje wspólnego czasu z Astorią. Jest scena, w której Draco dopiero po upływie trzech lat od śmierci swojej żony zdobył się na akt demonstracyjnego pozbycia się jej rzeczy. Dodajmy, że poprzedzony, kolejnym zapewne, dość spektakularnym wybuchem rozpaczy. To uderza dopiero teraz, kiedy mamy za sobą kilka teraźniejszych chwil z Hermioną i również wspomnienia z wojennego czasu spędzanego między innymi w jej towarzystwie.
OdpowiedzUsuńStąd właśnie moje zagubienie i niedowierzanie. Niedowierzanie dlatego, że nie sądzę, aby taka dwoistość uczuć była możliwa i realna. Nie wiem, sama nigdy tego nie przeżyłam, nie wyobrażam sobie nawet takiej możliwości, ale, jeśli już, to kochając jedną osobę, drugiej można jedynie pożądać czy obdarzać skrawkami zainteresowania. To takie moje zdanie. Wydaje mi się, że Draco, albo nie kochał prawdziwie żadnej z nich, albo pomylił przyjaźń i przywiązanie czy też pożądanie i zainteresowanie z głębszym uczuciem. Skoro lata zajęło mu uporanie się z żałobą i złością po śmierci Astorii, to jakiś mało realny wydaje się fakt, że wrócił do Wielkiej Brytanii i niemal natychmiast po ponownym spotkaniu Granger, BUM, przypomniał sobie, jak ważna była dla niego i że żywił do niej jakieś uczucia. A gdyby nie wrócił? Gdyby nie okazało się, że Astoria została zamordowana? Pamięć o Granger zostałaby na zawsze pogrzebana w odmętach świadomości?
Pamiętać należy, że odciął się całkowicie od swojego dawnego życia i od niemal wszystkich, którzy w nim uczestniczyli. To Hermiona faktycznie była tą skrzywdzoną, choć wiedziała, że Malfoy zamierza wyjechać. Nie sądziła jednak, że ucieknie faktycznie jak złodziej pod osłoną nocy i bez pożegnania... Z dotychczasowych rozdziałów nie wynika wprawdzie, by nieobecność Draco złamała jej serce, ale jej w sumie jakoś mi żal. Pewnie dlatego, że jej życie jeszcze bardziej nie szczędziło kopniaków, niszcząc częściowo umysł.
Rozpisałam się tak bardzo na ten jeden temat, ale przeczytałam sobie Twoje odpowiedzi na komentarze do poprzedniego rozdziału, w tym i mój oczywiście, i w połączeniu z rozmowami Hermiony i Draco z aktualnej części, postanowiłam szerzej opisać moje wątpliwości, wyjaśnić to, czego na razie w tym opowiadaniu nie czuję. Mamy, póki co, dziewięć rozdziałów, sądzę, że wiele jeszcze przed bohaterami, a może kolejne szczere "pytanie-odpowiedź" uwiarygodnią nieco sytuację.
Żeby zejść wreszcie z Granger i Malfoya, bo zapewne im duszno ;), ja akurat ogromnie się cieszę, że do tej pory nie mamy tu ani Ronalda ani Ginewry W.
Rudzielca na ogół nie cierpię, nie lubiłam go w kanonie i rzadko udaje mi się czytać dobrze wykreowaną jego postać. A dobra Ginny to martwa Ginny (tak, w DJNZ dla niej nie było po prostu miejsca w powstałej rzeczywistości i litościwa śmierć była najlepszym wyjściem), zatem wcale mnie aż tak bardzo nie cieszy zapowiedź ich pojawienia się. Ponieważ jednak w Twoim poprzednim opowiadaniu nie napsuli mi zbyt wiele krwi, liczę, że podobnie będzie i teraz :)
Co do Pansy - zgadzam się w stu procentach, że stanowi doskonały materiał do wykreowania ciekawej postaci. Dla mnie w ogóle Rowling strasznie spłyciła sagę, pisząc ją w sumie od strony Gryfonów jedynie, nie rozwijając niektórych innych postaci, choćby właśnie Draco Malfoya, który jedynie momentami sam się jej wymykał, choć bardzo chciała pozostawić go tylko drugoplanową, wątpliwą moralnie osobą. Ślizgoni jako grupa też zostali potraktowani po macoszemu, a ta ostra czerń i biel wywołuje jedynie zgrzytanie zębami. Ale to już temat na odrębną dyskusję, bo tak to jest, kiedy sagę czytają osoby bardzo, bardzo dorosłe, a ja bym mogła długo w tej kwestii... ;)
Pozdrawiam ciepło i mam nadzieję, że nie weźmiesz mi za złe tej polemiki na temat dwoistości uczuć Draco. Zresztą, mam w tym swój cel, bo czekam na kontrargumenty, które zawsze wprowadzają dodatkowe wyjaśnienia do treści :)
Margot
Czekałam na Twój komentarz!
UsuńLiczyłam, że ktoś napisze wprost, że nie trzyma kciuki, o ironią, za główną parę bohaterów! Teraz naważyłam sobie piwa i mam nadzieję, że dam radę je wypić, haha!
Uwielbiam Twoje teorie, domysły oraz krytykę ich postępowania. I nie mogę się doczekać by zobaczyć czy „kupisz” wyjaśnienie jak do tego doszło. Czy Draco się pomylił? Czy Hermiona również zawiodła? A może po prostu nie mają szans by skończyć razem?
Również za tą dwójką rodzeństwa nie przepadam, szczególnie za Ginny, która nawet po ekranizjacji totalnie mnie nie oczarowała. Ale tu stawiam sobie kolejne wyzwanie – może go polubisz! Bo ja tutaj go lubię, chyba pierwszy raz.
Dużo rzeczy Rowling sobie odpuściła, ale i tak chylę kapelusza za wykreowanie całego magicznego świata. Ciężko jednak zadbać o każdy detal przy tak rozwiniętej historii.
Pozdrawiam również ciepło,
Lupi♥
Jeszcze małe uzupełnienie do tego, co napisałam wcześniej, bo w którymś komentarzu autorka interpretuje tę trzyletnią niemoc Draco raczej od strony celibatu. Ja absolutnie nie miałam tego na myśli. Cóż to w końcu za poświęcenie? Byłabym wręcz oburzona, gdyby Malfoy po kilku tygodniach, miesiącach, wpadł w ramiona jakiejś kolejnej laski. W końcu to nie wyrzeczenie, skoro utraciło się bliską osobę. Tyle, że ja jestem cholernie monogamiczna i raczej źle odbieram przetasowania w związkach. Ale nie o tym... Sama raczej skupiałam się na fakcie, że Draco przez ten trzyletni okres nie chciał, nie potrafił, nie próbował chyba nawet pożegnać się z Astorią, zamknąć tej części swojego życia. Dopiero pozbywając się jej osobistych rzeczy, odważył się zmierzyć z rzeczywistością, pozwolił jej tak naprawdę odejść.
UsuńStąd właśnie moja krytyka, wątpliwości i brak jednoznacznej oceny uczuć Malfoya względem każdej z kobiet.
Och, ja też jestem pod ogromnym wrażeniem świata stworzonego przez Rowling, w końcu na jego bazie powstał przeogromny, wielojęzyczny fandom, a pokolenia już wyrosły kochając tę magiczną rzeczywistość. :)
Margot
O tak już nie mogę się doczekać ich powrotu. Jestem ciekawa co się z nimi dzieje! Kochana, aby tak dalej jeśli rozdziały będą częściej moje serduszko eksploduje!
OdpowiedzUsuńNa wstępie chciałabym przeprosić kochana za nieskomentowanie poprzedniego rozdziału. Po prostu zapomniałam.
Zakochałam się w tym rozdziale. Czytając kolejne i kolejne rozdziały mam wrażenie, że coraz bardziej podoba mi się te opowiadanie. Zresztą od samego początku wiedziałam, że będzie genialne. Wplątywanie w opisy wspomnień bohaterów jest czymś co uwielbiam najbardziej. Wiedzę, że pisząc każdy kolejny tekst starasz się coraz bardziej. A ja czytając go wpadam jak śliwka w kompot.
Dzieci Potterow i Scorpius są tak uroczym dziećmi, że aż nie sposób ich nie polubić. Nie wspominając już o rodzicach Pansy.
Czekałam cały czas na moment, gdzie do naszego opowiadania wkroczy jakoś morderca. W końcu się dowiedziałam o co chodziło z pracą Hermiony. Na ten moment także czekałam i już nie mogę się doczekać jak poprowadzisz dalszą akcję. Co do nowego bohatera pan Robartsa i pana Benjamina, myślę że polubie ta dwójkę.
Cieszę się, że powoli pomiędzy Draco, a Hermiona zaczyna się układać. Nie wiem dlaczego,ale miałam wrażenie, że na tej drodze powrotnej do domu będą mieli wypadek. Powiesz mi czemu tak myślałam? Najwidoczniej jest to wina oglądania za dużej ilości kryminalnych selrialow.
Pozdrawiam cieplutko i życzę weny,
Lirveni A.W
Ps: Kocham Cię za te cudowne rozdziały i już nie mogę czekać się kolejnego!
❤❣
Z góry przepraszam za błędy w komentarzu, ale moja klawiatura na telefonie lubi czasami ze mną nie współpracować.
UsuńChciałabym bardzo dodawać rozdziały i raz na tydzień, ale niestety nie wyrabiam się ze wszystkim. Szczególnie teraz, gdy tyle zaliczeń przede mną… Ech, co poradzić.
UsuńJa obu panów bardzo lubię, więc mam nadzieję, że ta sympatia pozostanie na dłużej!
Dziękuję za tak cudowny komentarz, który dodaje Lupi skrzydeł! Mam ochotę siedzieć i pisać, i pisać dalej!
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Wspaniały... chcę więcej ;(
OdpowiedzUsuńJuż dzisiaj!
UsuńNiestety, ale popieram większość poprzedniczek. Który facet, kochając jedną kobietę, bierze ślub z drugą i ucieka z nią "na koniec świata". Po czym po śmierci małżonki opłakuje ją przez 3 lata, żyjąc w totalnym celibacie... Natomiast jak tylko wraca na stare śmieci to natychmiast przypomina sobie o tej pierwszej... :(
OdpowiedzUsuńKocham parę Draco-Hermiona w różnych ujęciach i podejściach, ze względu na to, że jestem już zdecydowanie dawno po szkole to szczególnym sentymentem darzę historię, które rozgrywają się właśnie w życiu dorosłym, jak u Ciebie. Kocham te przekomarzanie się Miony i Draco, to w pewien sposób dodaje im uroku, kocham też, gdy chłopak musi o nią zabiegać, bo jestem przyzwyczajona, zero mężczyzna zdobywa kobietę a nie na odwrót, kocham też to, kiedy jemu wydaje się, że już ją ma, a ona mu znów ucieka, ale lubię ich też w wersji bliskich przyjaciół, którzy boją się w pewien sposób wyznać swoje uczucia... do tego jednak potrzeba stałości w uczuciach i pewności z kim się chce być. I właśnie zastanawiam się, gdzie w tym wszystkim miejsce na wielką miłość do Astorii? :(
Całość ogólnie wspaniała. Z utęsknieniem czekam na ciąg dalszy.
Słoneczna
Mnie właśnie śmieszy celibat Draco, który słynie ze swoich łóżkowych przygód w blogsferze, haha! Przepraszam, musiałam od tego zacząć.
UsuńFakt, faceci są słabi. Ale Draco to facet, więc też popełnia błędy.
Mam nadzieję, że zmienisz o nim ciut zdanie w niedalekiej przyszłości (rozdział 11!) :D
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Cudny rozdział :) A scena po pobudce Draco wymiata - kocham takie dwuznaczne sytuacje :D
OdpowiedzUsuńTylko też nie rozumiem tej relacji z Astorią... no cóż, wszystko przed nami, a teraz czekam z jeszcze większym utęsknieniem na ciąg dalszy.
Co do Rudzielców, to też cieszę się, że ich nie ma, choć Tobą jako wiernego kumpla nawet lubię, niestety w innym wydaniu nie cierpię :/
Zeta
Nikt nic nie rozumie, a moje serce drży czy dobrze Wam ukażę w przyszłości co miałam na myśli do tej pory haha!
UsuńOkaże się czy polubisz Weasleyów - mam nadzieję, że chociaż Rona! - bo postawiłam sobie za cel wykreować fajnego Ronalda, a Ginny... hm.
Pozdrawiam ciepło,
L♥
Słowniki... :/
OdpowiedzUsuńZamiast Tobą miało być Rona
Cudowne ❤ tylko dlaczego tak szybko się kończy ;<
OdpowiedzUsuńWięcej, więcej, więcej... :D
A ja tu się zastanawiam czy nie za długie te rozdziały xD
UsuńO matko, cóż to się stanęło w tym rozdziale :o
OdpowiedzUsuńByło warto czekać, ogólnie zawsze warto czekać :D
Wszystko, pięknie, ładnie aż tu nagle bang!
Morderca xD
No powiem, że pomysły ten Poeta ma niezłe xd
I czekam na dalsze wspomnienia, bo je Kocham <3
Ale to już pisałam wcześnie :P
Więc wyczekuje następnego, a dla Ciebie dużo weny :D
Pozdrawiam 17Paulinn :*
Twoja reakcja na jakże mrożącą krew w żyłach Poetę jest cudowna :D HAHAH, och, ci mordercy.
UsuńPożycz mi czas, a będą częściej, heh.
Pozdrawiam i dziękuję!
Lupi♥
Pięknie, pięknie,... ❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńTylko kiedy następny? Ja chcę juuuuż ;(
I już jest (za pięć minutek!) ♥♥♥
UsuńCudowny, z niecierpliwością czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam!
UsuńRozdział ogólnie wspaniały, tylko niestety też nie rozumiem tej zależności Draco-Astoria i 3 letniej rozpaczy, aż tu nagle, twierdzi, że tak naprawdę to kocha Mione... jakoś nie widzę tego, bardziej wygląda mi to na "z braku laku dobry kit"... bo serio, ale żeby Astoria się nie zabiła, to przecież on nigdy by nie wrócił, czyli skóra wybrał ja to znaczy, że chyba jednak tamta kochał, a skoro już jej nie ma to szuka sobie "zastępstwa"... :(
OdpowiedzUsuńNawet nie zdajecie sobie sprawy jak zaczęłam analizować następne rozdziały czy na pewno rozwieją te Wasze wątpliwości co do problemów sercowych pana Malfoya :D OBY. Bo będe miała przechlapane, haha.
UsuńPozdrawiam i proszę o ciut cierpliwości, a na pewno sytuacja się rozwiąże!
Pozdrawiam,
Lupi♥