Serwus, kochani!
Październik zbliża się wielkimi krokami, a tym samym zajęcia na uczelni. Wrzesień nie uraczył nas słoneczną pogodą, ale nic straconego! Jeszcze trochę i... winter is coming!
Trochę więcej Scorpiusa, trochę więcej wspomnień, a tym samym dramione... ktoś zamawiał? ;)
Trzymam kciuki byście nie dali się przeziębieniu i miło rozpoczęli weekend!
Ściskam ciepło,
Lupi♥
PS. Dziękuję za odzew pod ostatnim postem! Wierzcie mi, że każdy komentarz jest naprawdę miłym kopem!
- Idę z tobą.
Hermiona zatrzymała się przy furtce
i obróciła, odnajdując spojrzeniem chłopca stojącego na ostatnim schodku
werandy. Miał na sobie brązowe spodenki, ciemny podkoszulek w jakieś stwory, podwinięte skarpety w duchy oraz czerwone trampki na rzepy,
zapewne jakiejś drogiej, markowej firmy. Jednocześnie jego włosy sterczały w
różne strony, oczy kleiły się od snu, a na lewym policzku widniał ślad od
poszewki.
- Czy mam w ogóle przekonywać cię
do zmiany zdania? – westchnęła, przewracając oczami na jego bardzo zadowolony
uśmiech. W trzech susach doskoczył do niej, wychodząc za nią na ulicę i
przebiegł na leśną ścieżkę. – Uparty jesteś po tacie, co?
- Daniel mówi, że jestem wykąpany
tata! – przytaknął z dumą, chichocząc, gdy Cerber trącił go lekko nosem.
- Wykapany – poprawiła go łagodnie,
zaczynając się rozciągać. Ukryła rozbawioną minę, gdy chłopczyk zaczął po niej powtarzać. Zwolniła tempo by miał czas zrozumieć
jej ruchy, a po parunastu minutach zaczęła truchtać. Już dawno nie biegła tak powoli, ale
wolała dostosować tempo do biegu dziecka, którego policzki już zdążyły się
zarumienić. Wybrała jedną z prostszych tras, pozwalając Diego prowadzić. Dopiero, gdy
stanęli przy zwalonym konarze kilka metrów dalej na krótki odpoczynek
zauważyła, że zapomniała o strachu przed Kapturem. Scorpius niezgrabnie wspiął się na drzewo, opierając
łokcie o kolana i starał się nie pokazywać, że ma zadyszkę.
- Powoli. Tak jak ja – poprosiła kucając, by
znaleźć się na jego poziomie. Przyłożyła małą rączkę blondyna do swojej klatki
pokazując, jak wyregulować oddech. Młody szybko załapał o co chodzi, dziękując
jej szczerbatym uśmiechem.
- Odpoczęłaś już? – zapytał, jakby
to ona potrzebowała przerwy.
- Tak – przytaknęła, prostując się
i gwiżdżąc, by przywołać ich towarzyszy. Husky wybiegł zza zakrętu z
wywieszonym językiem, a Cerber szczeknął, gdy ją mijał. Pozwoliła dziecku nadać
im tempo, śmiejąc się, gdy nagle zaczął przyspieszać. – Spokojnie, Scorpiusie.
Pamiętaj, że nikt nas nie goni. Dzisiaj się rozgrzewamy, a jutro przebiegamy cały
świat.
- Chcesz już wracać? – Zerknęła na
jego spoconą twarzyczkę, kręcąc głową, ale zwolniła do marszu, gdy lekko
zmarszczył brwi.
- Nie, ale zmęczyłam się już
wystarczająco. – Wyraźnie rozpogodził się, mamrocząc coś o własnej sile, chociaż jego szybki oddech mówił co innego. – Chcesz zobaczyć
coś super?
- Tak!
Poprowadziła ich ścieżką
odbiegającą w bok, podnosząc jeden patyk i rzuciła go Diego, który radośnie po
niego pobiegł. Scorpius też wybrał kijek, wbijając go w ziemię, by pamiętali
skąd idą. Po kolejnych piętnastu minutach doszli do mniej gęstego lasu.
Zerknęła na synka Malfoy’a, oglądając malujący się w jego oczach zachwyt, gdy
dostrzegł ich cel. Przesunęła wzrok za jego spojrzeniem, przyglądając się
najdziwniejszemu drzewu jakie widziała. Staremu dębowi o tak rozłożonych gałęziach, że wydawały się tworzyć jedno duże
gniazdo.
- Co to jest?
- Magiczne Drzewo – stwierdziła.
Scorpius pokiwał głową, podchodząc bliżej i podciągnął się na najniższej gałęzi, do której nawet on dosięgał.
- Co ono robi?
- Skrywa tajemnice – wymyśliła na
poczekaniu, również wchodząc na gałąź, a potem ostrożnie pokazała chłopcu gdzie
postawić nogi, by wejść wyżej. Pozwoliła mu iść pierwszemu, by w razie czego
móc go złapać. Weszli na odległość metra od ziemi, siadając na grubej gałęzi
okrakiem i przyglądali światu z góry.
- Tata też umie wchodzić na drzewa
– powiedział z dumną, spoglądając na nią z radością. – Ale rzadko kiedy to
robimy.
- Wiem. Kiedyś wspinał się na nie
ze mną – szepnęła, przymykając powieki.
- W górę – wydyszał Ron, gdy przebiegli przez mrożący im kostki w nogach
strumyk. Hermiona spojrzała w górę jak pozostali, ciesząc się, że przyjaciel
miał głowę na karku. Podbiegli do wyglądających w miarę stabilnie drzew,
dzieląc się na dwójki, gdzie jej przypadł Malfoy. Podskoczyła, zahaczając
nogami o pień i wdrapała się na gałąź. Draco nie pozwolił jej się patyczkować,
chwytając ją za biodra, by podsadzić jeszcze wyżej. Przeklęła, gdy przypadkowo
klepnął ją w tyłek i posłała mu jadowite spojrzenie. Nie przejął się nim, co więcej, wyszczerzył się złośliwie i
pogonił ją.
- Wystarczy – szepnęła, gdy ramiona zaczynały odmawiać jej współpracy.
Zdążyła znów obetrzeć sobie skórę na dłoniach i łokciach, a paznokcie połamać.
Przykucnęła na w miarę grubej gałęzi, łapiąc niezadowolone spojrzenie
przyjaciół, którzy kilka drzew dalej wspięli się o wiele wyżej.
- Niestety, słońce, ale jeszcze trochę – sapnęła zdumiona, gdy oplótł
swoją szyję jej ramionami, a uda umiejscowił na swoich biodrach. W ten sposób
zaskakując ją swoją wytrzymałością oraz uporem, wniósł ich dobre dziesięć
gałęzi wyżej. Zacisnęła powieki, wciskając nos w jego szare od popiołu włosy,
tym samym wdychając zapach potu oraz dymu.
- Przepraszam – usadowiła się w końcu na grubszej gałęzi, przyglądając
towarzyszowi, który oparł się o konar, a potem przysunął ją znów do siebie, by
oparła się plecami o jego tors. Rzucili zaklęcie przylepca i na siebie, i na
drzewo, żeby nie spaść podczas oczekiwania.
- Jesteś zmęczona, Granger. To nic – szepnął jej do ucha, a ona zadrżała
odruchowo. Zacisnęła mocniej pięści, bo poczuła dreszcz nie tylko przez ciepły
oddech łaskoczący jej kark. Wyparła szybko okropne myśli, szukając wzrokiem
pozostałej dwójki. Jednak prawdopodobnie siedzieli po drugiej stronie poza ich
zasięgiem.
- Ty też jesteś zmęczony – zauważyła, zastanawiając się, jak to możliwe,
że tak krótkie przez ciągłe łamanie się paznokcie mogły aż tak, wbijać się w
skórę. Każdy był zmęczony. Minął rok od rozpoczęcia ich przygody, a oni może zniszczyli
i medalion, i puchar, ale wciąż trwali w stanie wojny.
Ludzie walczyli.
Umierali. Zdradzali. Cierpieli.
Ginęli przez
nich.
Za nich.
Za nadzieję.
- Może tak – zgodził się, wyplątując z jej loków listek. Chciał dodać coś
jeszcze, ale właśnie dobiegł ich głos jednego z goniących ich Łowców Głów.
Hermiona wyjrzała na dół by dostrzec czterech mężczyzn i jedną kobietę, którzy dyskutowali zawzięcie.
Śledzili ich od dobrych kilku dni i dziś
wpadli w ich zasadzkę. Na pewno byli zmęczeni, skoro dali się podejść jak
dzieci! Rozpoczął się pościg, w którym to oni byli zwierzyną łowną, a tamci
drapieżnikami. To zdumiewające, jak rzadko patrzymy w górę, gdy kogoś bądź czegoś szukamy.
Przecież każdy chociaż raz obejrzał jakiś horror, czy thriller, a tam zazwyczaj
coś ukrywa się w górze. Ludzie są tak bardzo zadufani w sobie, że wydaje im
się, że nie ma nic powyżej czubków ich głów? Czemu rozglądamy się na boki,
szukając zdrady? Czemu patrzymy pod nogi, szukając pułapek? Czemu zerkamy przez
ramię, szukając sztyletu wbitego w plecy? A co z górą?
- Poszli – szepnęła najciszej jak umiała, kiedy po upływie dwudziestu
minut od zniknięcia Łowców cisza nie uległa zmianie. Łowcy Głów byli gorsi niż
śmierciożercy. Mogli być w grupie napotkanej w lesie, w karczmie, w miasteczku.
Przyjmowali zlecenia, a ich misją było dostarczyć żywych – Harry’ego, bądź
martwych – ich, zleceniodawcom. Czyli Voldemortowi i jego poplecznikom.
Posłusznie uniosła głowę zaskoczona ciemnym już niebem i milionem gwiazd.
Kiedy upłynęły te godziny siedzenia tutaj? Tak łatwo pozwalała okradać się z
czasu, gdy ją obejmował i kiedy oddychał równomiernie z nią. Oparła wygodnie głowę na jego ramieniu,
spuszczając stopy na dół i machała nimi.
Draco był dobry w odwracaniu uwagi. Tak jak teraz, nie przestawała szukać
chociaż jednej spadającej gwiazdy, by mu udowodnić, że to nic trudnego. Ich
palce splotły się luźno, gdy wspólnie przemierzali oczami może jasnych punktów.
O co poprosić, gdy już jakąś zobaczy?
O zdrowie? Przyda im się, szczególnie Harry’emu po ostatnim
przeziębieniu.
O nadzieję? Karmili się nią codziennie i obawiała się, że w końcu skończy
się jej zapas.
O wygraną? Gwiazdy tu nie pomogą, to ich zadanie, to ich misja, to ich
odpowiedzialność.
O bezpieczeństwo? Nie istniało już. Żyli z dnia na dzień, z chwili na
chwilę. Nie było już jutra.
Meteor. Ślad po meteorolicie. Zawieszone w powietrzu. Spadające gwiazdy.
- Widziałeś? – spytała, gdy maleńka gwiazdka zamigotała, przeleciała i
zniknęła na wieki.
- Tak – przytaknął, uśmiechając się lekko. – Pomyślałaś życzenie?
- Tak.
- Jakie?
- Malfoy. Jak powiem to się nie spełni – żachnęła się, również się uśmiechając
i ściskając mocniej jego ręce. – Ale dobre. Tak myślę.
- Ja też. – Patrzyli na nieboskłon usiany świecącymi diamentami. Hermiona
zapomniała w końcu o świecie. O wojnie. O koszmarach. Zapomniała nawet, że boi się usnąć.
I tak utulona przez silne, męskie ramiona oraz licząc wspólnie z Draco
gwiazdy, usnęła.
***
- Wciąż jest obrażony – oświadczył
bardzo dziecięco-dorosłym głosem Scorpius, przewracając oczami i gryząc znów
swojego tosta.
- Przejdzie mu – Hermiona machnęła
ręką, uśmiechając się na widok Harry’ego, szykującego się do pracy. Kiedy z
młodym Malfoyem wrócili do domu, nie przywitała ich cisza przypadająca
porankowi. Napotkali wściekłe oblicze Draco, który najpierw wyściskał syna, a potem posłał dwójkę winowajców do piekła. Cóż, Hermiona nie spodziewała się,
że ich przebieżka tyle im zajmie. Nie pomyślała nawet, że blondyn wystraszy się
nie znajdując ich rano w domu. Co jeszcze bardziej ją zaciekawiło, bo co kryła
przeszłość tego buca?
- To drama queen, jasne, że musi
strzelać fochy! – Harry wypił ostatni łyk kawy, a potem cmoknął ją w czoło, a
młodego poczochrał po włosach. – Bądźcie
grzeczni i nie czekajcie na mnie!
- Czy on nie ma swojego domu? –
zapytał Pius, upijając trochę gorącego kakao.
- Oczywiście, że ma –
odpowiedziała, zerkając, czy psiaki mają wodę w miskach. – Po prostu wujek ma
szlaban.
- Na wracanie do domu? – zdziwił
się malec, opierając łokcie o blat i zmieniając pozycję.
- Taak, ciocia się zezłościła i
niegrzecznego wujka wygoniła – przytaknęła, machając różdżką i patrząc jak szklanki oraz kubki zaczynają się czyścić. Pogłaskała chwilę
Diego, który przeszedł znów do salonu i skusiła się na smacznie wyglądające
winogrona. Słodki sok na jej języku zdecydowanie zachęcił ją do sięgnięcia po
kolejną garść.
- Ktoś jest na zewnątrz –
poinformował ją spokojnie chłopczyk, wskazując okno wychodzące na ganek.
Zerknęła przez ramię, sztywniejąc na moment, by po chwili odetchnąć. Skoro bariery nie włączyły alarmu, nie mieli czego się obawiać. Poprosiła, by
został na miejscu, a sama wyszła przed drzwi i usiadła na schodku przy
niespodziewanym gościu.
- Przyniosłam wino, ale
przypomniałam sobie po drodze, że jest przed dwunastą, a my nie mamy znów po
dwadzieścia lat. – Hermiona zerknęła na ponurą twarz smutnej kobiety, która nie
zmieniła się zbytnio przez ostatnie lata. – Więc oddałam ją jakiemuś biedakowi.
Kosztowało ponad dwadzieścia galeonów i dostaliśmy je na weselu od jakiegoś
starego wuja. Tego w tej dziwnej, pstrokatej szacie.
- Mam lemoniadę, jeżeli cię to
pocieszy – mruknęła, wywołując lekki uśmiech na pięknym obliczu Pansy Potter.
Brązowe oczy okolone długimi, ciemnymi, zakręconymi rzęsami błysnęły wesoło, a
czerwone usta wygięły się do góry. Wciąż miała mleczną cerę bez najmniejszej skazy,
której nie trzeba było zakrywać makijażem. Jej nos wciąż był prosty, broda
lekko zadarta, a twarz w kształcie serca zachwycała. Brązowe pukle zaplotła w warkocze, które splotła w koka. Czarne spodnie opinały zgrabne nogi, a luźny
sweter zakrywał kobiece krągłości. Zawsze marzyła o ciele przyjaciółki. O jej
twarzy. Głosie.
Nie dziwiła się tym licznym adoratorom, a tym bardziej Harry’emu.
- Mój mąż jest dupkiem, Nia. – Pansy
użyła zdrobnienia jej imienia, które wiele lat temu długo wymyślała. Aż w końcu
ze wszystkich Herm, Oni, Minah została Nia.
- Ostrzegałam cię jeszcze w
kościele, ale mnie nie słuchałaś! – prychnęła, opierając dłoń o kolano i podparła się wygodniej. Pansy uśmiechnęła się, oblizując czubkiem języka
usta i znów westchnęła.
- Nie byłam pewna. Domyślałam się
jedynie, ale… to był ich wspólny wybór, Pansy. Nie zmieniłabyś tego wtedy i nie zmienisz teraz – stwierdziła, wyciągając rękę,
by chwycić smukłą dłoń dziewczyny w swoją. – My trzymamy się razem, a faceci
mają jakiś wspólny sojusz.
- Ale tyle lat, Nia, to nie za
dużo? Mamy wybaczyć?
- Nie. Nie musimy wybaczać im, bo
przepraszają. To nie ma aż takiego znaczenia. Możemy wybaczyć im tylko
dlatego, że wybaczając uwalniamy się od kolejnego bólu zranienia i zdrady. Wybacz im dla siebie, nie dla nich – wyszeptała, spoglądając w
pochmurne niebo oraz zastanawiając się czy ona też zastosuje się do tej
porady. Sama miała problem, by pojąć sens wybaczenia.
- A ty? Wybaczyłaś im? – zapytała
Pansy, przykuwając znów jej uwagę. Zerknęła na przyjaciółkę, a potem na drzwi
za sobą. Czy wybaczyła im? Nie miała czego wybaczać, bo nie miała oczekiwań z
których mieliby się wywiązać. A przynajmniej tak sobie powtarzała.
- Możesz zawsze skreślić starego
Draco, a poznać tego nowego – rzuciła cicho, wzruszając ramionami, gdy
zauważyła niezrozumienie w pięknych oczach Potter. – Draco Malfoy, którego
znasz umarł wiele lat temu. Teraz jest innym człowiekiem.
- Wartym poznania?
- Nie mnie to oceniać.
Siedziały znów w ciszy,
przyglądając się niebu i chmurom. Pansy oparła się plecami o balustradę, przymykając powieki w zamyśleniu. Przez chwilę Hermiona żałowała,
że od dawna nie ćwiczyła legilimencji, bo była ciekawa o czym ta właśnie myśli.
A potem spojrzała na własne ubłocone trampki, pobrudzone spodnie oraz
poszarpaną koszulkę i zaczęła się zastanawiać kim ona teraz jest.
- Przekaż proszę, Malfoyowi, że
oczekuję go na rodzinnym obiedzie w niedzielę. Jak zawsze – przerwała ciszę
Pansy, podnosząc się i otrzepując
materiał na pupie. Skrzyżowały spojrzenia, oba pełne wątpliwości, ale i
nadziei. – Niech nas Merlin ma w opiece.
- Pans? Jako przyjaciółka Harry’ego
proszę byś z nim porozmawiała i dała szansę wszystko wyjaśnić – zawołała jeszcze,
gdy Pansy tak jak niespodziewanie przyszła, tak zaczęła odchodzić. – A jako
twoja przyjaciółka radzę zaparzyć sobie ziółek na uspokojenie.
- Wiesz więcej niż mi mówisz,
prawda? – Hermiona skinęła głową, również wstając i zacisnęła palce na balustradzie. – Czy to Malfoy jest tym waszym tajemniczym
czwartym towarzyszem?
- Nie jestem tylko pewna czy ten, czy dawny – przytaknęła, obserwując plecy dziewczyny, która ruszyła dalej
uliczką. Wiedziała, że za parę domów i trzy uliczki zatrzyma się w zaułku i teleportuje. A potem zapewne rozwali coś w Dolinie Godryka.
- Myślę, że pół na pół.
- Ile razy mam powtarzać, że nie
ładnie podsłuchiwać? – westchnęła, obracając się, by napotkać szare spojrzenie pełne zadumy. Jak zwykle przez chwilę zastanawiała
się jaka myśl przemknęła przez jego głowę, gdy ich oczy się spotkały.
- Marzyłaś kiedyś o drugiej szansie
spotkania kogoś po raz pierwszy? – odpowiedział pytaniem na jej pytanie,
podchodząc trochę bliżej. Wyprostowała się odruchowo, nie spuszczając z niego
czujnego wzroku i znieruchomiała, gdy musnął opuszkiem palca jej skroń.
- Ja marzyłem byśmy mieli szansę na
poznanie się bez… przeszłości – szepnął, spuszczając wzrok na swoje bose stopy.
- Dlaczego? – przewróciła oczami,
gdy nie zrozumiał. – Dlaczego mnie?
- Słucham?
- Rzuć – podniosła wzrok znad
kawałków rozwalonej doniczki, rzucając mu nieodgadnione spojrzenie. – Jest
rozbita?
- Taak – potwierdził oczywisty
fakt, marszcząc brwi.
- Przeproś ją.
- Doniczkę?
- Tak.
- Przepraszam – rzucił w końcu do
naczynia, gdy zobaczył, że jej oczy ani przez chwilę nie zabłyszczały
rozbawieniem.
- I co? Jaka jest? – zapytała,
kopiąc jeden z kawałków leżących bliżej niej.
- Rozbita?
- Tak. Rozbita na maleńkie kawałki
– szepnęła, łapiąc jego spojrzenie i uniosła kąciki ust. – Teraz rozumiesz?
Odwróciła się, zostawiając go z
rozbitą na drobne części doniczką oraz myślą, że wciąż można naczynie
posklejać. Nie tylko za pomocą magii, ale i kleju. Pochylił się, zbierając
kawałki, by Scorpius przypadkiem się nie skaleczył.
A przed oczami miał słodkie oczy
dziewczyny, która kiedyś ściskała jego dłoń.
A potem zaczęła pękać.
***
To dziwne, jak łatwo człowiek
przyzwyczaja się do obecności innych osób. Nawet nie zauważamy tego, ale nasz
umysł czuje spokój, gdy codziennie rano napotykamy sąsiada na zwyczajowym spacerze z mopsem, gdy
codziennie w radiu słyszymy pogodny głos zapowiadający newsy, czy widzimy nową
gazetę leżącą na podjeździe. Wszystko składa się w całość – spójną i relaksującą.
- Jesteś ładniejsza od Astorii.
Te cztery słowa na nowo przykuły
jej uwagę, a myśli o Harrym, który wczoraj wrócił do domu, wyparowały.
Spojrzała na chłopca, który wsadził kolejną łyżkę do buzi nie zdając sobie
sprawy z tego, jak bardzo właśnie ją poruszył.
- Słucham? – chrząknęła niepewna czy sobie tego nie wymyśliła. Scorpius uniósł wzrok, a potem brwi, gdy zauważył jej minę.
- Prawda – Draco zgodził się po
minucie, gdy prześledził całą jej sylwetkę uważnym spojrzeniem, nim uśmiech
pojawił się na jego twarzy, a brew uniosła. – Masz też lepszy gust muzyczny.
- Prawda – powtórzył ojciec
chłopca, puszczając oczko zszokowanej Gryfonce, która zamrugała znów i wróciła
do własnej kanapki. Ugryzła ją, zauważając brak jajka, którego nie znosiła pod
żadną postacią, a które na pewno miał na kanapce Draco. Zaskoczyło ją, że zapamiętał jej preferencje smakowe.
- Cóż, ty też mi się podobasz, Pius
– wydukała w końcu, a chłopczyk się rozpromienił. – I też masz dobry gust
muzyczny. Szczególnie, jak na swój wiek.
- Wiek nie ma znaczenia –
odpowiedział szybko chłopiec, a widząc tym razem wbite w niego pełne
zaskoczenia dwie pary oczu, wzruszył ramionami. – Hannah tak powtarzała.
- Nie powinieneś powtarzać tego co
mówiła Hannah – westchnął Draco, opierając ramię o oparcie krzesła synka i przeciągnął się. – Hannah mówiła dużo bzdur.
- Hannah mówiła, że jesteś gorący –
dorzucił chłopiec, przewracając oczami. – A ja wyjaśniałem, że wcale nie.
Jesteś ciepły, ale nie gorący.
- Może jednak Hannah nie była taka
głupia – mruknął Draco, szczerząc się i rzucając rozbawione spojrzenie
uśmiechniętej Gryfonce. – Czasem dosłownie służyłem za kaloryfer, co Granger?
- To by wyjaśniało czemu często
wygadujesz bzdury skoro twój mózg wyparował – odpowiedziała złośliwie, podnosząc
kubek z herbatą i biorąc duży łyk. Blondyn przewrócił oczami, a mały Scorpius
zmarszczył lekko brwi. Po chwili jednak rozpogodził się i uraczył ich kolejną
anegdotką o tym, co ma w planach jutro zbudować z klocków. Hermiona oparła się
wygodniej, przytakując dziecku w odpowiednich momentach oraz pozwalając swoim
myślom dryfować. Podobał jej się głos chłopca, jego szczerbaty uśmiech i
błyszczące oczy, które na wszystko patrzyły z ciekawością. Młody nie był ani
samolubny, ani zarozumiały, jak można by spodziewać się po Malfoyu. Zamiast tego, był doprawdy uroczym chłopcem,
które z każdym dniem coraz bardziej owijał ją sobie wokół paluszka.
- Dobranoc, Hemina! – Scorpius
stanął na palcach, chwytając ją za rękę, a potem cmoknął głośno w policzek.
Starała się ukryć, że nie zauważyła momentu, w którym przestał opowiadać, a
jego ojciec nakazał mu się położyć.
- Kolorowych koszmarków, Pius –
odpowiedziała odruchowo, czochrając malca po blond puklach, a potem unosząc
wzrok na Draco. Malfoy uśmiechał się z dziwnym błyskiem w oczach, chwytając syna pod pachy i wynosząc z kuchni. Wiedziała, że jak tylko
powieki zakryją błękitne, niewinne oczy, mężczyzna wróci z powrotem do niej.
Machnęła różdżką na puste naczynia, posyłając je do zlewu, a potem rzuciła czar
czyszczący. Wyciągnęła z szuflady ciasteczka z posypką czekoladową, a do kubka
dolała nowej herbaty. Przeniosła się do salonu pamiętając, by zabrać również
kubek z gorącym mlekiem Draco, a potem opadła na miękką sofę. Spojrzała na
buszujący w kominku ogień, znowu odpływając myślami. Dopiero, gdy na jej
ramiona i nogi został narzucony koc, a gramofon zaczął grać, wróciła do chwili
obecnej. Malfoy puścił jej oczko, przyciszając odpowiednio muzykę, a potem
usadowił się obok niej i wsunął nogi pod materiał. Oparł stopy o jej, a skroń o zagłówek i zawiesił na
niej szare oczy.
- Wybacz za niego – westchnął,
marszcząc lekko brwi i spuścił wzrok na swoje palce. – Sam nie spodziewałem się
takich deklaracji i…
- W porządku, Malfoy, to tylko
dziecko. – Hermiona uniosła kąciki ust, opierając brodę na kolanach i również
spojrzała na jego długie, jasne palce. Draco przyglądał się jej twarzy,
spokojnej i opanowanej.
- Nie oznacza to, że nie miał racji
– zauważył delikatnie, ale nie drgnęła jej nawet powieka. Och, Salazarze,
kiedyś tak łatwo potrafił ją zawstydzić drobnym komplementem, a teraz siedziała
przed nim niczym posąg.
- Co się z nią stało? – Malfoy
wyprostował się, odwracając nagle wzrok od ciekawskiego spojrzenia dziewczyny.
Hermiona uniosła z zaskoczeniem brwi, szturchając go leniwie stopą, by zachęcić
do odpowiedzi.
- Nie żyje.
- Przykro mi – szepnęła, wyciągając
rękę i wsunęła palce między jego, by lekko je uścisnąć. Draco uniósł lekko głowę,
przekrzywiając ją na bok i wpatrywał się we współczujące, brązowe oczy. – Ale
ty nie przejmujesz się tym zbytnio, co?
- Umarła jakiś czas temu przywykłem do tej myśli – wzruszył ramionami, zastanawiając się, czemu przez
chwilę zauważył wątpliwość w jej oczach. – Popełniła samobójstwo. Przynajmniej
tak sądziłem do ostatnich tygodni.
- Co się zmieniło?
- Dowody – odpowiedział sucho.
Zerknął na ich splecione dłonie, miło zaskoczony, że wciąż nie zabrała ręki.
Musnął kciukiem jej paznokieć, odpychając myśl o tych samych palcach umazanych
krwią.
- Wiem, jak to jest stracić kogoś,
kogo się kocha – zabrała dłoń, sięgając z powrotem po swój kubek i rzuciła mu
zamyślone spojrzenie. – Naprawdę mi przykro, że tak się to potoczyło. Jak Scorpius sobie radził?
- Astoria nie chciała dzieci. Nie
mieli zbyt dobrych relacji – wyjaśnił pokrótce, pomijając ból jaki czuł, gdy
widział odrzuconego przez własną matkę syna. Hermiona skinęła głową,
przetrawiając tę informację, a on poczuł przerażające pragnienie, by to ona
została matką jego syna. Wiedział, że nigdy nie odwróciłaby się od chłopca.
- Ma za to cudownego ojca.
Uśmiechnął się szeroko, wpatrując w
jej wargi uniesione lekko ku górze. Nagle jego uwagę przykuło coś innego i
mrużąc powieki, zgrabnie podniósł się z sofy. Podszedł do stojącego regału, w
którym jedna z półek posłużyła za stojak na płyty winylowe. Wysunął kwadratowe
opakowanie, unosząc brwi i pokazał je dziewczynie.
- Wciąż ją masz…
- Jak mogłabym wyrzucić pierwszy
egzemplarz mojej kolekcji? – prychnęła, przyglądając się, jak wyciąga ją, a
potem podchodzi do gramofonu, by zmienić płytę. Po chwili, w salonie zabrzmiały
pierwsze nuty tak znanej jej piosenki. Draco spoważniał, zerkając na nią z
prośbą nim wyciągnął rękę, by zaprosić ją do tańca.
- Draco… - westchnęła, ale jej
ciało ją zdradziło, a ich palce splotły się, gdy pociągnął ją do góry.
Posłusznie wyprostowała się, pozwalając przyciągnąć się bliżej, a potem ułożyła
ostrożnie ramiona na jego barkach. Przymknęła powieki, pozwalając słowom odbić
się echem w jej głowie, a sercu zwolnić do normalnego rytmu.
To była ich piosenka.
- Granger, jeżeli z taką miną zamierzasz przywitać Nowy Rok, to nie licz
na znalezienie miłości.
- Wyszłam tylko się przewietrzyć – odparła cicho, przekrzywiając głowę,
gdy poczuła, jak na ramiona opada jej jego bluza. Potarła policzkiem o
materiał, wciągając miętowo-kawowy zapach z nutką alkoholu.
- Granger?
- Malfoy? – wiedziała, że się uśmiechał i bez zerkania na niego. Ale i
tak, nie mogła powstrzymać się od obrócenia w jego stronę, by móc zerknąć w
stalowe tęczówki błyszczące teraz rozbawieniem oraz radością. Wydawało jej się
wcześniej, że Malfoy nie będzie szczęśliwy w towarzystwie Wybrańca, Zdrajcy
Krwi oraz Szlamy. A jednak myliła się. Znów. Malfoy zdecydowanie obniżał jej
statystyki, jeśli chodzi o nieomylność. Zamiast zamknąć się w sobie ten
rozkwitał. Stał się bardziej ludzki, bardziej zrelaksowany oraz bardziej radosny.
A jego aura ich zarażała. Widziała przecież, jak pewność siebie Harry’ego
wzrasta, a razem z tym zmniejsza się stres. Jakby czwarta osoba pomogła znieść ciężar
odpowiedzialności z jego barków. Ron natomiast znalazł towarzysza do gier w szachy, a jego
ponura postawa zminimalizowała się. Jakby uważał, że to Ślizgon będzie tym
gburowatym filarem ich grupki. A ona? Cóż, ona czuła się pierwszy raz od dawien
dawna zauważona.
- Zatańczymy?
- Nie ma muzyki – zauważyła kąśliwie, wsuwając ręce w rękawy jego bluzy,
by lepiej się opatulić. Blondyn błysnął uśmiechem, jakby tylko czekał na taką
odpowiedź, a ona nie spodziewała się niczego więcej po tym manipulatorze.
Wyciągnął do niej rękę, zapraszając do podjęcia wyzwania.
- Gdzie ta gryfońska brawura? – zakpił, unosząc brew, a ona zastanowiła
się przez chwilę, jak to możliwe, że jeszcze nie pomarszczyła mu się twarz od
tego częstego nawyku. A sekundę później jej palce po raz kolejny splotły się z
palcami Ślizgona. Poczuła ssanie w okolicach pępka, a świat zawirował.
- Chyba sobie kpisz – jęknęła, gdy wyszli z zaułka, na którym się
pojawili, a jej oczom ukazała się tabliczka z nazwą ulicy. Zerknęła na
chłopaka, który uśmiechał się jak wariat, a potem pociągnął ją w tłum ludzi.
- Powiedz mi, proszę, jaka jest szansa, że jakiś śmierciożerca chociaż
przez chwilę pomyśli, że możemy być takimi idiotami i udać się w sylwestra do Paryża? – zapytał
kpiąco, splatając ich palce, żeby mu się nie zgubiła, a potem znowu się rozpromienił.
– Zero szans, by nas tu szukali.
- Jesteś wariatem, Malfoy. Świrem. – Nie powstrzymała jednak szerokiego
uśmiechu, a jej oczy chciwie się wszystkiemu przyglądały. Nigdy nie była w
Paryżu, a chociaż to miasto kojarzyło się jej z kiczowatą miłością, to nie
mogła zaprzeczyć, że pragnęła je zwiedzić. Tyle niesamowitych miejsc było tu
wartych obejrzenia! Muzea, zabytki, łuki, a i oczywiście pieprzona wieża Eiffla.
- Naszym jedynym problemem są nasze stroje – stwierdził, pociągając ją na
ulicę Rue du Faubourg Saint-Honoré, która z tego co wiedziała, należała do jednych z
najdroższych tras zakupowych. Jej oczom mignęło kilka znanych nazw butików, nim
Malfoy zdecydował się ją wepchnąć do eleganckiej galerii. Zamarła na środku
marmurowej podłogi, przyglądając się pięknym kreacjom, a potem łapiąc
zaskoczony wzrok pracujących tam dziewcząt. Widziała ich wzrok, gdy z pogardą wpatrywały
się w jej wytarte spodnie, sweter i bluzę chłopaka.
- Bonjour, belle dame – Draco
zabrał głos, przykuwając uwagę trzech ekspedientek, które od razu się
rozpogodziły. Hermiona zerknęła na towarzysza, który widocznie w równie
zniszczonych spodniach oraz luźnej bluzce wydawał im się atrakcyjny. Jego oczy
zamigotały, jakby odgadł jej myśli, a uroczy uśmiech pojawił się na wąskich
ustach. Nie rozumiała, co mówił kobietom, ale ich oczy znów wróciły na nią, a
potem z lubością na blondyna. Została zaprowadzona do dużej, eleganckiej
przymierzalni, a Draco w tym czasie ruszył do męskiej części sklepu.
- Większość tych stroi jest jak na wieszaki, wiesz? – burknęła, gdy po
godzinie ona wciąż tkwiła w przebieralni, a Malfoy od ponad czterdziestu minut
wylegiwał się na fotelu przed nią i popijał herbatę z mlekiem. Swój strój miał
już na sobie i postanowił zabawić się jej kosztem i kazał wychodzić w każdej nowej stylizacji. Nie wiedziała czy czuła się
bardziej upokorzona przez rozbawione spojrzenia tych wyrafinowanych pannic,
które podlizywały się Malfoyowi, czy też przez samego delikwenta, który
kąśliwie odsyłał ją wciąż po nowe ubrania.
- Nic nie poradzę, że mugole stworzyli sobie taki ideał piękna, Granger –
westchnął zirytowany jej marudzeniem, unosząc brwi, gdy stanęła znów przed nim
w kolejnej opinającej się na niej sukience. Hermiona skrzyżowała ramiona na
piersiach, starając się zasłonić przed natarczywym szarym spojrzeniem, a potem
spuściła głowę na czerwony dywan pod jej gołymi stopami.
- Zaraz zamykają. Może odpuścimy? – zaproponowała w końcu, odwracając
wzrok od blondynki, która wyszeptała coś do ucha Malfoya, a potem wyszła.
- Nie. Przymierz to – machnął do niej ubraniami, które przyniosła właśnie
inna pracownica. Uśmiechnął się do niej pocieszająco, a potem wskazał drzwi
przebieralni. – Dawaj, Gryfonko.
Hermiona ugryzła się w język, wracając za kotarę. Zdjęła z trudem
sukienkę, odrzucając ją na kupkę pozostałych odrzuconych. Czy to jej wina, że
nie nosiła rozmiaru trzydzieści sześć? Przecież to nie tak, że była gruba. Po
prostu miała większe uda, małe boczki i pełniejsze piersi, a jej babcia zawsze
powtarzała, że to tak powinna wyglądać zdrowa dziewczyna. Teraz jednak czuła
się, jak mały wieloryb w muzeum pełnym porcelany. Gdy wkładała ubrania miała
wrażenie, że puszczą szwy, a chichoty zza przebieralni wcale nie dodawały
otuchy.
A ostatnio przecież i tak schudła!
Wzięła głęboki wdech podnosząc kolejną kreację. Nasunęła na siebie
skórzaną spódnicę, która zaskakująco nie ścisnęła jej bioder, a wygodnie się
ułożyła. Przez głowę przełożyła tunikę w kolorze szarej zieleni, która ładnie
podkreśliła jej piersi, a później spłynęła luźno po brzuchu. Wyprostowała się,
bo po raz pierwszy jej odbicie wydawało się miłe dla oka.
- Udusiłaś się tam?
- Zamknij się, Malfoy – warknęła, wychodząc i stając znów na czerwonym dywanie.
Najpierw postanowiła odważyć się spojrzeć na swoją widownię, a każda z trzech
ekspedientek uśmiechnęła się do niej z zadowoleniem. Dopiero wtedy zerknęła na
chłopaka, który zgodnie z jej życzeniem zamknął buzię. Patrzył na nią
pociemniałymi oczami, które nic nie wyrażały. Blondynka podeszła do niej z pudełkiem butów, które po francusku nakazała
jej włożyć. Przynajmniej tak przetłumaczyła to sobie Hermiona i bez protestu
wsunęła stopy w botki za kostki, które nawet według jej marnego gustu zdawały się
fantastycznie pasować. Zmarszczyła brwi, gdy druga przyniosła zegarek, bo nie
potrzebowała tak małych drobiazgów do dopełnienia stylizacji, ale nie umiała
odmówić.
- Zamierzasz się odezwać? – zapytała, gdy tym razem poprowadzono ją na
stołek, a szatynka o nawet miłym uśmiechu wskazała jej kosmetyki. Hermiona
zarumieniła się lekko, bo nie miała pojęcia do czego służy większość z nich.
- Peignez-le doucement – poinstruował dziewczęta blondyn, podchodząc do
niej ze szklanką wody i mrużąc powieki oceniająco. Hermiona miała nadzieję, że
nie kazał z niej zrobić lalki. Nawet nie wiedziała, że chłopak poprosił je o
delikatny makijaż. I taki dostała. Lekkie kreski, tusz oraz jedyny wyróżniający
się akcent w postaci ciemnej szminki. Gdy ponownie spojrzała na swoje odbicie
ujrzała ładną dziewczynę. Włosy zgodzili się zostawić nietknięte, ale pierwszy raz zamiast przeszkadzać, dodawały charakteru. Jej twarz wciąż
była okrągła, ale miała wyraźniejsze rysy. Szminka podkreślała pełne wargi, a
rzęsy rzucały długie cienie na zarumienione od emocji policzki. Zerknęła za
siebie, gdzie Draco właśnie kończył płacić za ich zakupy, a potem nie czekając
na nią, wyszedł. Przewróciła oczami na to zachowanie, ale żegnając się cicho podążyła za nim. Na jej nowym zegarku strzałki przesunęły
się na godzinę dwudziestą drugą, a ulice zapełniły się ludźmi. Malfoy
poprowadził ją w prawo w uliczkę Rue La Boétie, a później stanęli przed sklepikiem z czekoladą.
- Pycha – westchnęła z zadowoleniem, gdy wzięła łyk mlecznej czekolady,
którą dostała w kartonowym kubku. Oblizała wargi, a oczy Draco po raz pierwszy mignęły
rozbawieniem.
- Zawsze mnie zachwyca ten smak – zgodził się, trącając ją łokciem i
wskazując, by szli dalej. Podziękowała w myślach za łaskę takich butów, a nie
obcasów, w których jej nogi dawno już by
protestowały. Teraz znowu nie wiedziała na czym skupić wzrok. Na pięknej
uliczce, budynkach, rondzie Roosvelta, które mijali, czy ludziach. Wszystko
było kolorowe, radosne i piękne. W końcu jej oczy same zdecydowały się zatrzymać na najciekawszym
obiekcie – Draco. Zdawał się pasować do paryskiego bytu, a jego oczy iskrzyły
się zadowoleniem. Trzymał pewnie swój kubek, upijając z niego małe łyczki, nie
brudząc się przy tym. Jego włosy w nieładzie dodawały mu uroku, a długie nogi
dostosował do jej mniejszego kroku.
Zerknął na nią z ukosa, jakby czując na sobie jej wzrok.
- Mogę w czymś pomóc? – zapytał w końcu, gdy nie przestawała się na niego
gapić. Zarumieniona, schyliła głowę, by loki chociaż trochę ukryły czerwone
policzki. Chrząknęła, by pozbyć się chrypki.
- Po prostu… nie wierzę, że tu jesteśmy – zdecydowała się unieść jednak
głowę, ale w tym momencie potknęła się o krawężnik, a kubek wysunął się jej z palców.
Patrzyła z żalem na brązową kałuże na chodniku, która kiedyś była jej
czekoladą.
- A ja nie wierzę, że jesteś taka niezdarna czasem – parsknął śmiechem,
pociągając ją dalej. Hermiona zmarkotniała, ale nie przestawała przyglądać się
mijanym miejscom.
- Gdzie idziemy? – zapytała, odwracając się ku chłopakowi, który nagle
się uśmiechnął. – Co?
- Słucham jak już, Granger – szepnął, stając z boku i wpatrywał się w nią
z uwagą. – Pobrudziłaś się.
- Tu? – potarła ręką kącik ust, a potem znów na niego zerknęła. Draco
uśmiechnął się, przewracając oczami i pokręcił głową. Zaskoczył ją, gdy sam
uniósł rękę, chwytając jej brodę i kciukiem dotknął dołeczka na policzku.
- Trzymaj – szepnął, a ona znów spojrzała na swoje ręce. – Trzymaj.
Tym razem zrobił krok do tyłu, a przez to jej dłonie zawisły w powietrzu
nim wcisnął w nie swój lekko zgnieciony kubek do połowy pełen czekolady.
Zamrugała, patrząc na podarunek a potem spoglądając na niego. Draco jednak
patrzył przed siebie i gdyby nie jego trochę cięższy niż normalnie oddech
mogłaby uwierzyć, że jej się to przyśniło.
- Dziękuję – odpowiedziała cicho, ale miała ochotę nakrzyczeć na niego,
wykląć głupotę tego pomysłu, a najchętniej uderzyłaby się za tak durne reakcje.
- Chodź, słońce, nie traćmy czasu. – Uśmiechnął się do niej łagodnie,
wsuwając jej dłoń pod swoje ramię i znów prowadząc. Skinęła tylko głową,
trzymając mocno kubek i biorąc kolejnego łyczka.
- Myślałam, że wolisz gorzką czekoladę – oblizała znów usta, posyłając mu
lekki uśmiech, który odwzajemnił, a jego oczy zamigotały figlarnie. – Co?
- Miło, że zauważyłaś. – Wzruszył ramionami, a potem zatrzymał wzrok na
kubku. – Powiedzmy, że znam cię na tyle, by przewidzieć, że jest około 60% szans
na to, że wypuścisz coś ze swoich ciapowatych rąk.
- Czyli… ty? Hmm… wziąłeś mleczną czekoladę, bo stwierdziłeś, że swoją
upuszczę? – Zdumiona uniosła brwi, ale Malfoy albo nie usłyszał jej pytania,
albo postanowił je zignorować. W tym momencie zabrzmiały pierwsze dźwięki
muzyki, a ona ze zdumienia się zachłysnęła. Wyszli na Marsowe Pola pod wieżą
Eiffla, która mieniła się na różne kolory. Wszędzie stali ludzie w grupkach
bądź parach, palili zimne ognia, trzymali kubki z piwem, puszki bądź flaszki z
czymś mocniejszym. Niektórzy ubrali się pstrokato, inni skąpi, a inni otulili
się szalami. Pod wieżą rozstawiona była scena, a na niej prowadzący zapowiadali
kolejnych artystów, którzy niewiele jej mówili.
- To co? Idziemy tańczyć? – wyszczerzył się do niej i nie czekając
pociągnął ją w skaczący do granej muzyki tłum ludzi. W pierwszym momencie
poruszała się niepewnie, popychana łokciami oraz deptana. Ale w końcu sama
załapała rytm, a jej nogi zaczęły poruszać się zgodnie z innymi. Uniosła ręce
do góry, szukając wzrokiem Malfoya. Uśmiechnęła się do siebie, gdy zobaczyła
jak płynnie się porusza kocią gracją, a wokół niego już zaczęło tańczyć parę
dziewczyn. Czuła jak jej ciało się nagrzewa, a płuca lekko palą, kiedy następne
piosenki nie zwalniały tempa. Odsunęła się od nachalnego mężczyzny, gubiąc na chwilę
z oczu Malfoya. Nim jednak zdążyła się przejąć, jego silne ramię ją objęło, a
przed nosem pojawiła butelka jakiejś whisky.
- Skąd ty to wziąłeś? – parsknęła, grzecznie biorąc duży łyk i odbierając
od niego butelkę z colą by popić mimo jego niezadowolonej miny. Ale i tak ją
przyniósł!
- Pijemy za Paryż! – krzyknął, a niektórzy wokół zagwizdali, gdy sam
pociągnął duże łyki. Teraz tańczyła przy blondynie, który idealnie dopasował
swój taniec do jej, a ich ciała pocierały się o siebie od czasu do czasu.
Podawali sobie butelkę i colę, wyrzucając już puste do śmieci. Hermiona
wybuchnęła śmiechem, gdy znowu ją pociągnął w tłum by tym razem tańczyć już
tylko z nią. Pozwalała się obracać, przyciągać i odpychać. W jej głowie
szumiało, w gardle piekło, a usta prosiły o łyk wody, gdy brała głębokie
wdechy. Przed oczami migotała jej wieża, Draco i kolorowi ludzie. W uszach
słyszała muzykę, krzyki i rozmowy.
- Pięć!
- Cztery! – zawołała tym razem z tłumem, gdy zrozumiała, że zaraz w końcu
przywitają Nowy Rok.
- Trzy! – odwróciła się by spojrzeć na Malfoya, który wpatrywał się w
niebo.
- Dwa! – Szare tęczówki spotkały się z jej, a ona w tym momencie
zrozumiała, że przez miesiące nauczyła się patrzeć na niego jak na przyjaciela.
Teraz jednak uświadomiła sobie, że nie może. Teraz był kimś więcej. Im bardziej
sobie to uzmysłowiła przez swój lekko pijany umysł tym bardziej zaczęła się
nienawidzić.
- Szczęśliwego Nowego Roku!
Jak mogła się nim zauroczyć?
Prawda była taka, że nie będą razem. Ani teraz, ani kiedyś.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Granger – zadrżała, gdy nachylił się, by
wyszeptać te cztery słowa do jej ucha, a wystarczył jeden jej ruch, wystarczyło
podnieść głowę, stanąć na palcach, by go pocałować.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Malfoy – poruszyła wargami, gdy jego usta
musnęły jej policzek, a on odsunął się o sekundę za późno. Odwróciła głowę, by
móc spojrzeć na rozświetlone fajerwerkami niebo wyrzucając sobie tchórzostwo i
głupotę.
Wtedy to poczuła. Nieśmiałe muśnięcie chłodnych palców, które po paru
sekundach zawahania splotły się z jej. Nie odważyła się jednak odwrócić wzroku
od pięknego nieba, ale oparła się plecami o jego tors, pozwalając im na chwilę
zapomnieć o świecie i wtulić się w siebie.
Czasem można złamać reguły, prawda?
- I tak nie jest moją
ulubioną – powiedziała spokojnie, gdy wciąż się kołysali. Poczuła jak jego
ramiona lekko drżą od cichego śmiechu.
- Wiem – przewróciła oczami na taką
arogancję, a gdy ostatnie dźwięki piosenki dobiegły końca, odsunęła się. Stali
naprzeciw siebie jak kiedyś, mierzyli się spojrzeniami, a ich myśli płynęły
swobodnie.
- Ja też za tym tęskniłam –
przyznała, wskazując brodą ich złączone dłonie. Powoli uwolniła rękę, robiąc
krok do tyłu, a potem rzuciła mu smutne spojrzenie. – Ale dużo się zmieniło od
tych czasów.
- Czasów ucieczek? Myślę tak samo –
burknął, wsuwając kciuki do kieszeni spodni. – Chyba dorośliśmy na tyle, by
zmierzyć się z prawdą.
- A jaka jest prawda? – zapytała
zimno, unosząc brwi i uśmiechając się kpiąco. – Ja jestem szalona, a ty
straciłeś żonę. Tylko dlatego nasze losy znów się skrzyżowały.
- Jesteś szalona? – zaśmiał się
ironicznie, rzucając jej wyzywające spojrzenie. – Genialna Granger czy Grzmotnięta Granger?
- No proszę, a martwiłeś się, że
nie pamiętasz jak to jest być Malfoyem – pokręciła głową, odwracając się na
pięcie i wbiegła po schodach na piętro. Nie trzasnęła drzwiami tylko ze względu
na chłopca śpiącego parę pokoi dalej.
- Kurwa – przeklął Draco, uderzając
pięścią w gzyms kominka i skrzywił się, gdy zapiekły go kostki.
Ale dobrze było
czuć ból.
Ból przypominał mu o tym, że żyje.
***
- Hej, Granger, czy ten obiad jest
elegancki, oficjalny czy przypomina bardziej stypę?
Hermiona podniosła wzrok znad
laptopa, gdy Malfoy nagle pojawił się w jej pokoju. Otworzył drzwi, stukając później o framugę i na koniec wskoczył na jej łóżko. Przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, gdy tuż po prysznicu miał na sobie
jedynie długie dresy firmy Nike oraz biały podkoszulek. Oparł się na zgiętych
łokciach, by zerknąć na ekran, a po chwili sięgnął bez pytania po leżące w miseczce obok chrupki.
- Zdajesz sobie sprawę, że najpierw
się puka, a potem wchodzi? – rzuciła kąśliwie, odsuwając miskę poza jego zasięg
i spojrzała na niego z góry. Od pamiętnego wieczoru minęły dwa dni, a oni
zgodnie puścili to w niepamięć. Bądź udawali, że to zrobili.
- Och, wiem jak się puka –
odpowiedział gładko, unosząc zaczepnie brwi i przesunął spojrzenie na jej usta.
– Nie pamiętasz?
- Nie wiem o czym myślisz, ale mi
się to nie podoba – westchnęła, skupiając się znów na laptopie. Lubiła włamywać
się do innych systemów. Lubiła szukać luk w niby profesjonalnych programach, a
potem z dumą odnajdywać w plikach tajne akta. Ludzie nie powinni tak ufać swoim
sprzętom.
- Jak mam się ubrać? – jęknęła,
wiedząc, że już nie da jej spokoju. Zamknęła więc komputer, odstawiając go na
etażerkę, a potem opadła na poduszki.
- Nie jest to oficjalna impreza –
mruknęła w końcu, zasłaniając ramieniem oczy i starając się zignorować zapach
mydła oraz ten specyficzny, który kiedyś często jej towarzyszył. Zapach Draco.
- W co ty się ubierasz? –
kontynuował przesłuchanie, przeciągając się i układając na boku, by móc się jej przyglądać.
- W spodnie i bluzkę? – burknęła,
nieruchomiejąc, gdy ręka chłopaka zacisnęła się na jej nadgarstku, a potem
wyprostowała jej ramię odsłaniając tym samym twarz. Uniosła powieki tylko po
to, by pokazać mu niezadowolone spojrzenie, ale wstrzymała oddech, gdy poczuła
jego własny na policzku.
- Opowiedz mi coś – szepnął i
przesuwając rękę niżej, splótł ich palce. Hermiona instynktownie ułożyła się w identycznej pozycji, opierając policzek o
wolną dłoń i wbiła wzrok w mężczyznę. Ich oddechy zmieszały się ze sobą, ale nie przeszło
im nawet przez myśl, by się odsunąć. W pewnym momencie jej serce zwolniło, co
blondyn musiał wyczuć, jednak nie zareagował.
Wpatrywali się w siebie.
Widziała spokojne szare tęczówki,
ciekawe i zamyślone. Włosy wciąż gęste, opadły mu częściowo na czoło, a
delikatny zarost na policzkach przypominał, że ze znajomego chłopca przemienił
się w mężczyznę. Bluzka przylegała do jego brzucha i ramion, dzięki czemu mogła
dowiedzieć się, że wciąż ćwiczył. Palce miał cieplejsze niż jej, jak zawsze,
dłuższe oraz w pewien sposób delikatne. Bawił się kciukiem na wierzchu jej dłoni, kreśląc
wzorki.
Draco również nie tracił czasu.
Chłonął obraz kobiety, która śniła mu się przez ostatnie lata. Oczywiście,
zmieniła się i ostatniej nocy jej obraz w sennych marach uaktualnił się. Miała szczuplejszą twarz, bez rumieńców, bez uśmiechu, bez blasku. Wciąż pełne
usta spierzchły teraz, a jej język czasem wysuwał się, by je oblizać. Rzęsy
wciąż były długie, podkręcone oraz ciemne. Leżała przed nim w luźnej bluzie i
krótkich spodenkach, a on pragnął okryć ją kocem. Ale nie poruszył się. Bał
się. Nie chciał przerwać tej dziwnej chwili.
Chwila zmieniła się w dłuższy czas.
Hermiona zauważyła to, gdy w pokoju zapadła całkowita ciemność, a śmiech
Harry’ego i Scorpiusa zniknął w pewnym momencie, gdy Potter położył chłopca
spać. Jej powieki robiły się coraz cięższe, ale nie pozwalała im opaść. Jeszcze
nie teraz.
- Nie wyglądasz na wariatkę –
szepnął w pewnym momencie, wywołując sprzeczne emocje w brązowych oczach, które zamigotały lekko.
- A więc przejrzałeś Internet? –
zaśmiała się cicho, ale nie był to wesoły chichot. – Grzmotnięta Granger, co?
- Opowiesz mi coś?
Hermiona uśmiechnęła się lekko,
wysuwając dłoń z jego uścisku, co wywołało niezadowolenie mężczyzny. Obserwował
jak wstaje z łóżka, by wyciągnąć coś z szafy. W końcu ku
jego zaskoczeniu wróciła z kocem, który na nich zarzuciła. Znowu się położyła,
a jej palce odszukały jego.
- W porządku – Hermiona
spoważniała, zastanawiając się czemu się na to godzi. Może pragnęła poczuć smak
przeszłości. Ich częste leżenie na łóżku, jak teraz, wpatrywanie się w siebie tak długo, aż nie zmorzył ich sen? Historie opowiadane szeptem po
nocach, gdy dręczyły ich koszmary. Lubili tę grę. Opowieść za opowieść, sekret za sekret.
- Więc?
- Jesteś niecierpliwy, Malfoy –
zauważyła karcąco, ale przewróciła oczami na ciche mruknięcie. – Więc… wróciłam
do Hogwartu.
- Wiem. Nie zdziwiłem się aż tak,
wiadomo było, że znów obudzi się w tobie kujonka – parsknął, unosząc brew na
jej urażone spojrzenie. – Mów.
- Wolę ci pokazać – stwierdziła w
końcu, zaciskając powieki i pozwalając mu zajrzeć do swojego umysłu. Draco
westchnął, posłusznie wkradając się do jej głowy, by ujrzeć wspomnienia, które
raczyła mu ukazać.
Hermiona. Hermiona. Hermiona.
Granger. Granger. Granger.
Szeptali, a ona starała się nie zgrzytać zębami i nie rzucać na nich
klątw.
Wyszła z Wieży dzielnych lwów, którzy chcąc nie chcąc, byli ostatnio irytujący.
Starając się ją wspierać obchodzili się z nią jak z jajkiem. Posiadała teraz
własne dormitorium, bo Lavender nie żyła, a Patil nie wróciła. Zatem straciła
współlokatorki, czego akurat zazwyczaj nie żałowała. Miała paskudny nawyk
budzenia się z krzykiem, by kogoś tym dręczyć.
- Hermiona!
Westchnęła kolejny raz, zatrzymując się i odwracając z niechęcią, kiedy Cormac szedł w jej stronę. McLaggen nie
zmienił się zbytnio. Wciąż miał rozrośnięte barki, ciemno blond pukle oraz
ciemne oczy, które błyszczały teraz niezdrowo.
- Cześć – stanął metr od niej, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy i bujając
się na stopach.
- Cześć – odpowiedziała spokojnie, denerwując się powoli, że traci czas
na bezsensowne rozmowy z kimś niezbyt ciekawym. Powstrzymała się jednak przed
nieprzyjemnym komentarzem, rzucając okiem na okno, gdzie rozpościerał się widok
na zachodzące nad lasem słońce.
- Niedługo jest wyjście do…
- Nie kończ – wróciła do niego spojrzeniem pełnym niemej prośby oraz
niechęci, bo dobrze wiedziała o co mu chodziło. Oblizała usta, robiąc krok w
tył i rozłożyła ręce. – Nie jestem gotowa na takie… wyjścia.
- Ale…
- Cormac, następnym razem, dobrze? – poprosiła, przyglądając się jak
smutnieje, ale jego wargi rozciągnęły się w jeszcze jednym uśmiechu.
- Nie ma sprawy, piękna, zaczekam tyle ile będziesz chciała – obiecał,
chociaż nie tego oczekiwała. Zmusiła się do stania spokojnie, gdy nachylił się,
by cmoknąć ją w policzek, a potem obróciła się i po krótkim pożegnaniu odeszła. Czuła jego wzrok na
swoich plecach do ostatniej chwili, gdy zniknęła za zakrętem.
- A więc, co jest z nim nie tak?
Hermiona podskoczyła, gdy tuż obok niej pojawiła się Pansy. Parkinson
uśmiechała się przebiegle, a jej ręka wsunęła się gładko pod ramię Gryfonki.
- Czy wy wszyscy macie jakiś problem z niewtykaniem nosa w nie swoje
sprawy? – zapytała lekko zirytowana, ale widząc promienny uśmiech Ślizgonki
przewróciła oczami. Pansy nie była normalna. Nie żeby potrzebowała normalności,
ale ciemnowłosa zdecydowanie nie była spokojem, którego podobno potrzebowała.
Pansy daleko było do spokoju. Była wulkanem energii, który bez częstego zaspokajania własnych potrzeb, wybuchał.
- Wydaje się słodki – zamruczała jedynie w odpowiedzi Parkinson,
marszcząc nos na własne słowa. – Nie mów chłopakom.
- Tego, że Gryfon może być słodki czy tego, że to akurat McLaggen? –
parsknęła, gdy ta jedynie wzruszyła ramionami. – Po co przyszłaś?
- Och, nie jesteś zbyt ufna, co? – Pansy zatrzymała się zmuszając ją do
tego samego, a słońce oświetliło na chwilę ich twarze, gdy przystanęły przy
oknie. Parkinson usadowiła się na parapecie, nie bacząc na spódniczkę od mundurka,
która podwinęła się zanadto na jej udach.
- Nie muszę na to odpowiadać, prawda? – prychnęła, sadowiąc się
naprzeciwko i oparła się plecami o ścianę. – Mów.
- Moi rodzice chcą cię poznać – gładko odpowiedziała Pansy, robiąc z ust
dziubek oraz zezując na nią. – Są zbyt ciekawi mojej nowej przyjaciółki, by
zostawić cię w spokoju. Dlatego zapraszają cię do nas na przerwę świąteczną.
- Nie… jest to dobry pomysł. Jestem… hmm, szlamą? – zamrugała,
przetrawiając nieoczekiwane zaproszenie, a Pansy uniosła brwi do góry. – No co?
- Serio? To twoja odpowiedź? Jestem szlamą? – zaśmiała się cicho,
nachylając ku Hermionie i chwyciła jej dłonie w swoje. – Posłuchaj mnie, głupia, bo nie zamierzam w
najbliższym czasie być sentymentalna. Moi rodzice mają w dupie twoją krew,
karnację czy preferencje seksualne. Możesz być i charłakiem pragnącym seksu z
ogrem, ale fakt, że mnie znosisz, a ja znoszę ciebie jest na tyle ważny, by to przysłonić.
Lubię cię, Hermiono i wciąż dziwię, że to mówię. Widzisz nigdy nie miałyśmy
szansy się poznać, bo nie te czasy, nie te domy, nie ci znajomi. Ale teraz? – oczy
dziewczyny zamigotały, gdy wbiła mocniej pomalowane na fioletowo paznokcie w
jej skórę. – Dostałyśmy tę szansę, a Theodore był gotów się tobą podzielić. Nie
będę kłamała, na początku chodziło mi jedynie o idiotyczny układ, w którym my
przestajemy być tymi złymi, a ty… a ty co właściwie?
- A ja się nie nudzę, ale kontynuuj, proszę – poprosiła, zbyt poruszona
słowami dziewczyny, by wyjaśnić jej, że potrzebowała zmian i czasu na odszukanie również siebie. Plus potrzebowała mieć obok siebie chociaż minimalną namiastkę dawnego towarzysza z wojny.
- Ale ten układ zmienił się w naprawdę szczerą przyjaźń… z mojej strony –
Pansy wzruszyła ramionami, mrużąc powieki na przytaknięcie Gryfonki. – Wiesz,
to nie tak, że nie miałam przyjaciółek, ale większość z nich to zdziry. Miło
mieć teraz kogoś bardziej szczerego.
- Zawsze myślałam, że też jesteś zdzirą – przyznała Hermiona, wywołując
dumny półuśmiech Ślizgonki, jakby właśnie powiedziała jej miły komplement. –
Ale nie jesteś chodzącym złem, a… przy tobie naprawdę jest łatwiej. Łatwiej być
sobą.
- Czyli przyjmujesz zaproszenie? – Pansy klasnęła, zeskakując z parapetu,
a potem pociągnęła ją za sobą dalej. – Ostrzegam tylko, że moi rodzice nie są
całkowicie normalni.
- Cóż, można to przypuszczać, jak się na ciebie popatrzy, prawda? –
zaśmiała się z oburzonej miny przyjaciółki, która zagryzła wargę, by ukryć
uśmiech.
- To opowiedz mi lepiej o tym Cormacu…
- Tak się zaczęła wasza przyjaźń? –
Draco zamrugał, gdy wypchnęła go z umysłu. Hermiona zerknęła na niego z lekkim uśmiechem, bo ciepło w sercu po tym
wspomnieniu jeszcze się nie ulotniło.
- Na początku, jak mówiła Pansy to
był układ. Zaprzyjaźniłam się jednak i… - wzruszyła ramionami, obracając się na
plecy i westchnęła cicho. – Jestem zmęczona.
- Dobrze, już daję ci spać –
prychnął, wysuwając się spod koca i zatrzymując się przy drzwiach. – I dziękuję.
- Za co?
- Za zajęcie się nią – szepnął,
krzywiąc się na jej uniesione brwi. Skinęła jednak głową, bo to był jeden z
tych ukrytych przed Pansy motywów jej przyjaźni z nią. Chciała poznać
dziewczynę, o której tyle słyszała od niego. Może liczyła, że przy Pansy znów
poczuje obecność Draco?
- Jutro twoja kolej – zauważyła
jedynie, obracając się do niego plecami i zacisnęła palce na kocu, gdy
powiedział jej dobranoc. Kiedy drzwi się zamknęły odczekała parę minut, nim
wyciągnęła rękę i wyjęła z etażerki sztylet, który wsunęła pod poduszkę.
A potem zasnęła.
Kocham to opowidania, kocham Piusa, kocham Draco, Hermionę, Harrego, Pansy. KOCHAM ❤❤
OdpowiedzUsuńRogacz
Czytając na początku, że będzie więcej wspomnień i Scorpiusa to był miód dla mojego serduszka! Pius jest takim uroczym dzieckiem, że nie jestem w stanie go nie lubić. To kiedy zaczął biegać rankiem z Hermioną było wspaniałe. W mojej główce utworzył się pewien obraz kiedy to Hermiona byłaby jego matką i razem porankami wyruszali by na długie spacery.
OdpowiedzUsuńCzy już mówiłam, że uwielbiam te wspomnienia? Jak tak to jeszcze raz się powtórzę. Kocham je! Jest w nich coś magicznego od czego nie potrafię się oderwać. Wydaje mi się wtedy, że wkraczam w inny świat i wszystko to widzę! Hermionę razem z Draco siedzących na gałęzi drzewa, tańczących razem, a także rozmawiających i śmiejących się.
Naprawę jestem ciekawa jakie tajemnice wyjdą na jaw. Co przyniesie nam jutro, mogłabym zapytać? Kiedy po każdym rozdziale wchodzę w zakładkę "Spiskowy" nie mogę się na nią napatrzyć. Cały czas sprawdzam czy dodałaś jakąś rodzinę. Nie mogę się doczekać kiedy poznamy całą prawdę skrywaną w najgłębszej otchłani naszej podświadomości.
Motyw z doniczką bardzo mi się spodobał. Nawiązanie do pękniętej i zniszczonej dokładnie opisywał Granger. - I co? Jaka jest? – zapytała, kopiąc jeden z kawałków leżących bliżej niej.
- Rozbita?
- Tak. Rozbita na maleńkie kawałki – szepnęła, łapiąc jego spojrzenie i uniosła kąciki ust. – Teraz rozumiesz? Ten fragment bardzo mnie poruszył.
Jestem także ciekawa czy Hermiona otworzy się ponownie przed Draco i czy razem znowu zbudują tą co zostało w przeszłości zburzone.
Gdybym miała podsumować cały rozdział nie wiedziałabym jakiego słowa mam użyć. Myślę, że stwierdzenie, że nie mogę doczekać się kolejnego ci wystarczy?
Pozdrawiam cieplutko,
Lirveni-A.W
<3
Zatem ludzie czytają noty od autora! Haha, dobrze wiedzieć, bo czasem w to wątpię!
UsuńMoje policzki przybrały kolor godny czupryn Weasleyów od tylu miłych słów! Dziękuję bardzo! Cieszę się, że rozdział skłonił Cię do długiego komentarza! Bo to niezły kop motywacji i dla mnie. Gdyby tak dało się kopnąć zegarek by czas zwolnił ;<
Mam nadzieję, że nie zawiodę!
Pozdrawiam ciepło i ściskam,
Lupi♥
Uwielbiam fragmenty z wojny. Są strasznie dobrze napisane. Potrafię się wczuć w bohaterow, wszystko jest realne.
OdpowiedzUsuńPius jest niesamowitym dzieckiem. Chciałabym jednak poznać jego relacje z Astorią.
Pansy nadal zachwyca. Wydaje mi się, że ten obiad cos zmieni w tej historii.
Co do dramione... na razie się nie wypowiadam
Czekam na następny
A
Uff, to ulga, bo retrospekcje były, są i będą, bo lubię je pisać. Dlatego dobrze wiedzieć, że to nie działa w jedną stronę - mi ich pisanie sprawia przyjmność - ale i w drugą , są w miarę dobre do odbioru mimo niezbyt lekkiej tematyki.
UsuńPius jest moim pierwszym dziecięcym bohaterem, nad którego charakterem wciąż mam problemy. Tworzenie dziecięcej postaci jest naprawdę niezłym wyzwaniem!
Cieszę się, że i Pansy przypadła do gustu, bo mam do niej słabość.
A dramione? Jeszcze zbyt wiele nie ma, ale zapewniam, że wkrótce zaiskrzy.
Dziękuję i mocno ściskam,
Lupi♥
Bardzo fajny rozdział. Nie mogę sie doczekać tego obiadu, będzie na nim Pius prawda?? Jeśli tak to super, jestem bardzo ciekawa jakie będą relacje między nim, a dziećmi Harry'ego :D
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie! Przed Piusem dużo ludzi do poznania! Ale młody ma dobrego tatę ;P
UsuńPozdrawiam ciepło!
Jej znowu wspomnienia :D Fajnie wrócić do czasów wojny i w połączeniu z Malfojem, który im towarzyszył robi to lepsze wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńPrzez opowiadanie zaczęłam od nowa czytać książki <3
Czekam na następny :*
Życzę dużo weny :D
Retrospekcje są tu nieodłączną częścią opowiadania! :D Cieszę się, że Cię do tego po części zachęciłam, ale jak to u mnie kanon gania sobie często po wzgórzach z hipogryfami!
UsuńŚciskam mocno,
Lupi♥
Wspaniały rozdział. Normalnie, nie wiem jak to robisz, ale... Kolejny czas oczekiwania na następny rozdział to będzie prawdziwy dramat. Uwielbiam to, że Draco chce, żeby to Hermiona była Matką jego Syna. I ta złamana Hermiona, która ewidentnie ma złamane serce, tylko przez kogo? Mam nadzieję, że jednak jej jedyną prawdziwą miłością zawsze był i będzie Draco. Co do Piusa to jest wspaniały, kocham go. Nie mogę się doczekać...
OdpowiedzUsuńMrgoo
Zostaje nam wiara, że Hermiona jest również dla Draco jedyną, prawdziwą miłością, co? :D Niedługo nie tylko we wspomnieniach zaiskrzy - obiecuję! I zachowanie naszej gryfonki również się wyjaśni! Tylko o cierpliwość śmiem prosić!
UsuńPozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Ja chcę więcej ;( Za każdym razem kiedy czytam nowy rozdział pojawię się we mnie niepokój, że w końcu się skończy i niestety za każdym razem się tak dzieje... Czy nie można mieć nieskończonych rozdziałów, żeby móc się nimi delektować cała wieczność? Kocham Twojego Draco, Piusa i Hermionę, mam tylko nadzieję, że za zmianą Hermiony nie stoi jakiś inny facet :(
OdpowiedzUsuńLiver
Ale czy wtedy nie stałyby się nużące? :D Ja i tak staram się je ograniczać do około dwudziestu stron! Bo nie chcę byście mi tu posnęli! Ha!
UsuńDziękuję za tyle miłych słów, a jak tylko znajdę zaklęcie na nieskończenie długich rozdziałów - dam znać!
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Super rozdział :) Chcę więcej ;(
OdpowiedzUsuńBędzie więcej! :D
UsuńScorpius jest super. Generalnie w jakimkolwiek fanficu by nie był, zawsze jest spoko :)
OdpowiedzUsuńTe wspomnienia są bardzo fajne, dodają takiego charakterystycznego czegoś, w sensie, że tak jakby zawsze jakieś wspomnienie odnosi się do teraźniejszości (pomieszałam, jak zwykle).
Podoba mi się to, że oni już wcześniej coś do siebie mieli, a że im nie wyszło, bo uważam, że to nie mogło im wtedy wyjść, bo to nie ten etap w ich relacji i w ogóle. I dlatego teraz dobre jest to, że oni coś do siebie mają, a że po latach, to to jest jeszcze bardziej skomplikowane niż było wtedy i podoba mi się to. I czuć, że Hermiona ma do niego żal, że po wojnie zniknął, chociaż myślę, że ona to rozumie, ale tu raczej chodzi o coś jeszcze.
Czekam na obiad u Potter'ów i na ich dzieciaczki, bo po takiej mieszance charakterów muszą być super.
Co do depresji Hermiony, to czy jej się nie wydawało, że ją ktoś śledzi, czy coś? Może to jest powiązane ze sprawą Astorii, bo ona nie popełniła samobójstwa, tylko ktoś ją zabił, więc może starzy znajomi dają o sobie znać?
Pozdrawia i życzy weny,
twoja leniwa beta.
.
.
.
.
I nagle wszyscy zaczęli szukać literówek.
Leniwcu Ty mój kochany!
UsuńUwielbiam Cię za to, że chociaż czytasz rozdział parę razy sprawdzając go to i tak na koniec dokładasz jeszcze komentarz! A literówki? No błagam, hasałyby z przecinkami w Zakazanym Lesie, gdyby nie Twoja pomoc! Bardzo Ci dziękuję, kochana!
Dobrze wiesz jak uwielbiam Twoje komentarze!
Ściskam Cię,
Lupi♥
Więcej, więcej, więcej,... ������������������
OdpowiedzUsuńLuelli
♥♥♥♥♥
UsuńDziewczyno, proszę: nie przestawaj. Choćby nie wiem co, skończ tego bloga, błagam. Uwielbiam Piusa jest kochany, cudowny i taki mądry - idealny, szkoda, że to nie Hermiona jest jego matką ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Słoneczna :)
Ależ nie zamierzam zawieszać tej historii! Ja wiem, że systematyczność tutaj leży, ale niestety nie mam tak dużo czasu by udawało mi się ze wszystkim wyrobić. Blog jednak zostanie dokończony choćby nie wiem co! Słowo huncwota!
UsuńProszę o cieprliwość, a next już w ten weekend!
Szalenie długo trwało, zanim przeczytałam dziś w końcu rozdział i mogę coś napisać. Najpierw wakacje, potem powrót z chorobą, tak paskudną, że przez kilka dni nawet komputera nie otworzyłam, bo nie byłam w stanie. Teraz się powolutku zbieram i trzeba nadrobi zaległości ;)
OdpowiedzUsuńNajlepiej zacząć zatem... od końca: kiedy Hermiona wpuściła Draco do swojej głowy, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Sądziłam, że zobaczę przynajmniej jedną czy dwie, nawet oderwane sceny, które naprowadzą czytelników na temat ewentualnego szaleństwa Granger. Oczywiście, nigdy nie jest tak prosto i prawie nigdy nie dzieje się to, czego byśmy oczekiwali, zatem rozczarowanie, choć jedynie częściowe, bo akurat scena z Pansy bardzo mi się podobała.
Kolejny element: zaskakująco szybko nawiązane ciepłe i przyjacielskie stosunki ze Scorpiusem, wspólne przebieżki, rozmowy - to akurat może być świetny element terapii dla Granger, takie przynajmniej ja odnoszę wrażenie. Dziecko zmusza ją do wykrzesania z siebie energii, do bardziej swobodnego zachowania, do normalności - mówiąc trywialnie. A sam Srorpius jest przeuroczy, ale Ameryki tu nie odkryłam ;)
Paryż: oczywiście do czytania cała ta scenka jest świetna, choć jej zaistnienie, sam fakt znalezienia się Draco i Hermiony w stolicy Francji w sylwestrową noc, w obliczu szalejącego Voldemorta i śmierciożerców może się wydawać nieco przekombinowany. Ale, ale, w końcu mamy do czynienia z czarodziejami, a sama wyprawa nie została przesłodzona, zawarłaś też scenki humorystyczne, zatem kupiłam ten wypad bez marudzenia.
Nie wychudzona Granger niezdara - chwała Ci za to, kobieto :)
Kolejny kawał dobrego pisania, sporo przemyśleń natury ogólnej, bardzo przyjemna dla oka strona wizualna wolna od błędów i w niezłym stylu. Szczególnie na tę wizualną stronę zwracam uwagę po raz kolejny, bo jednak stwierdziłam jakiś czas temu, że, poza tymi niewielkimi wzmiankami, daruję sobie raczej komentarz ogólny do DJNZ. Za bardzo bym się tam pastwiła nad ilością błędów, a to olbrzymie opowiadanie, w które włożyłaś ogrom pracy i kawał własnego serca, zatem lepiej po prostu skwitować je tymi kilkoma luźnymi uwagami, które już wrzuciłam wcześniej i tym bardziej po raz kolejny gratulować progresu, jaki jest w tej aktualnej opowieści widoczny.
Pozdrawiam ciepło :)
Margot
Och, jak zwykle musiałam po przeczytaniu Twojego komentarza wszystko przemyśleć.
UsuńCieszę się, że wracasz do zdrowia, ale pij dużo herbaty z miodem, bo zapowiadają teraz kolejne deszczowe i wietrze dni!
Oj, Draco będzie musiał się bardziej natrudzić by poznać całą historię Grzmotniętej Granger, która niezbyt chętnie lubi do tego wracać. A może wręcz przeciwnie i bawi ją obserwowanie jego samotnego śledztwa? ;)
Scorpius i Hermiona. Lubię ten duet, bardzo. Z jednej strony chłopiec niechciany przez matkę, który nigdy nie pragnął niczego bardziej niż bliskości kochającej mamy. A z drugiej strony kobieta doświadczona przez los, osamotniona i zraniona, którą zachwyca niewinność dziecięcego umysłu. Lubię ich. Hermionę, która dzięki dziecku może na nowo odkryć siebie. Scorpiusa, który dzięki kobiecie może odzyskać spokój dziecięcego ducha.
Paryż! I właśnie dlatego nie mogłam się powstrzymać! Lubię to miasto, może nie tak szalenie jak wiele osób, ale jednak darzę sentymentem. I nie mogłam wyrzucić z głowy tego pomysłu. Bo szczerze mówiąc – kto by szukał zbiegów bawiących się na imprezie w stolicy państwa miłości? Akurat tą dwójkę, akurat tam? A nawet podczas wojny i oni musieli znaleźć jakieś ukojenie. Choćby w szalonych wypadach. A to dopiero początek :D
Niezdara Granger, która nie ma szczupłego, smukłego ciała, długich nóg oraz idealnego manicure? :D No ba.
Cóż, jak wspominałam DJNZ nie grzeszy świetnym stylem, ortografią lub gramatyką. I chociaż wiele razy zastanawiałam się nad poprawieniem całego tekstu, to postanowiłam, że dopiero po zakończeniu tego bloga wrócę tam do ogólnych poprawek. Bo z sentymentu zostawię całą resztę tak jak w oryginale by mieć do czego wracać. Cieszę się, że podjęłaś się przeczytaniu tamtej historii, która jest zdecydowanie długa. Tym razem staram się utrzymać w ryzach!
Dziękuję. Za kolejny rozbudowany, konstruktywny komentarz, który jak zwykle wywołał uśmiech i chwilę refleksji. Przeważnie lubię czytać Twoje opinie parę razy nim na nie odpowiem by pozbierać w myślach wszystkie myśli.
Jeszcze raz zdrówka!
Pozdrawiam cieplutko,
Lupi
Ja też uwielbiam duet Scorpius i Hermiona, zatem jesteśmy już co najmniej dwie xD Wydaje mi się również, że ożywczy wpływ chłopca może być dla Granger niezłą formą terapii.
UsuńA jeśli o tę niezdarę o nieidealnej figurze chodzi - właśnie te dwie cechy są mi szalenie bliskie, a Granger jest zazwyczaj albo wychudzona, albo cała uwaga autorki skupiona jest na jej kudłach (ha, tak, w tym momencie z premedytacją wrzuciłam maleńki kamyczek do DJNZ, chyba się przed tym nie uchronimy). Stąd mój aplauz dla tej leciutko pulchnej niezgraby :)
Dziękuję za dobre życzenia, naprawdę się przydadzą, bo tak się za mną te wszystkie infekcje ciągnęły, że kaszel mam do dziś, wrrr.
Margot
Kocham, kocham, kocham... Błagam więcej zdecydowanie! Dramione <3 Scorpius <3
OdpowiedzUsuńZeta
Jak tylko mi się uda popracuje nad regularnością i systematycznością!
UsuńPozdrawiam ciepło i dziękuję,
L♥
Super rozdział :) Proszę o więcej. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńKiedy next? ;(
OdpowiedzUsuńDo niedzieli się pojawi! ;)
UsuńKiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńW ten weekend :) Tekst jest już u bety, więc zapewne do niedzieli będzie gotowy!
UsuńPozdrawiam,
L♥